[31]

629 31 2
                                    

Noelle


Oczy zaszły mi łzami, gdy patrzyłam na tatę i mojego brata. Są do siebie tak podobni... I pomyśleć, jak wspaniałą rodziną mogliśmy być. Gdyby.. gdyby tylko ta kobieta nas nie zostawiła... Gdyby została... Zayn miałby ojca i siostrę. Ja matkę. Tata miałby przy sobie kobietę, którą tak bardo kochał. Wszystko mogło potoczyć się inaczej...

Patrzę na osoby, które kiedyś były przy mnie, a teraz są porozrzucane po świecie. Co nas znów połączyło? Choroba Zayna. Mały chłopczyk choruje, tylko dlaczego? To kara za to, co rodzice zrobili kiedyś? Czy jest ktoś, kto może mi wytłumaczyć dlaczego na to małe dziecko spłynęło tak wiele cierpień? Tu nie chodzi już o mnie, a o małego chłopca, nieśmiało przytulającego ojca, którego widzi po raz pierwszy w życiu. Nie dopuszczam do siebie myśli, że... że Zayna może niedługo tu nie być...

- Czego ona tu chce? - Lily przerwała moje przemyślenia. Wypuściłam powietrze ze świstem, zwracając się w jej stronę.

- Wynoś się stąd...

- Co?! - jej zszokowane oczy błądziły po mojej zapłakanej twarzy. Zdziwienie, które się w nich malowało było bardzo satysfakcjonujące. To chyba jedyna rzecz, która może poprawić mi humor w takiej chwili.

- Nie ma tu dla ciebie miejsca, Lily - poinformowałam ją spokojnie. - Nie widzisz tego? Spójrz. - Wskazałam zapłakanego tatę, który przytulał synka do siebie.

- Noelle, przecież ta kobieta jest tu tylko i wyłącznie dla naszych pieniędzy. To nie jest twoja matka, matka nie zostawia dziecka. Jak myślisz, po co przyjechała? Po alimenty! Jest zwykłą dziw... - nie dokończyła. Dłoń, która świerzbiła mnie już w połowie jej wypowiedzi wylądowała na jej policzku, wypełnionym botoksem.

- Nie waż się nazywać mojej matki dziwką, ty suko! - krzyknęłam jej prosto w twarz. - On jest chory, rozumiesz?! Zayn jest chory! - już po chwili poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Nawet nie spojrzałam, kim była ta osoba. Po prostu się w nią wtuliłam. - Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe? - zapytałam cicho, ocierając łzy. - On nie może umrzeć... - uniosłam wzrok na zbolałą twarz Elissy. - Nie może... - pokręciłam głową, ściskając ją jeszcze mocniej. Tak bardzo chciałam, by powiedziała, że to się nie stanie... Tak bardzo... Lecz ona tylko utkwiła wzrok w martwym punkcie, daleko za mną...


Gdy już wszyscy się uspokoili, wylądowaliśmy na kanapie w salonie. Ku mojej rozpaczy Lily także. Zachowywała się tak, jakby nasza konfrontacja przed domem w ogóle nie miała miejsca. Zayn siedziała na kolanach mamy, przytulając do siebie pluszowego psa. Był przeraźliwie drobny jak na swój wiek.  Siedziałam obok nich, co chwilę częstując małego ciastkami. Tata zajął duży fotel, a Lily wcisnęła się tam razem z nim.

- Więc mały jest poważnie chory? - zapytał tata, niepewnie patrząc na Zayna, jakby obawiał się, że on nie powinien tego słyszeć.

- Spokojnie, Zayn wie co się dzieje, choć nie jest do końca świadomy, co to znaczy... Nie chciałam przed nim niczego ukrywać. - Ucałowała syna.

- To kiedy jedziemy do szpitala? - zapytał ojciec.

- Co? - Lily zmarszczyła brwi. Wszyscy zignorowali jej pytanie.

- Naprawdę to zrobisz? - Elissa spojrzała na ojca zaszklonymi oczami.

- To mój syn - odparł, uśmiechając się do małego.

- Zayn... - wtrąciła Lily. Poczułam, że za chwilę będzie gorąco.

- Zayn... - zwróciłam się do chłopca. - Chciałbyś zobaczyć mojego kota? Ma na imię Muffin i wygląda jak wielką włochata kulka. Co ty na to? - wyciągnęłam dłoń, by go zachęcić. Po chwili namysłu, chwycił mnie i ruszyliśmy na górę, do mojego pokoju.

- Am.. Znaczy Noelle, uważajcie proszę, Zayn jest podatny na infekcje... - poprosiła Elissa.

- Spokojnie - uśmiechnęłam się ciepło. - Muffin tydzień temu był u weterynarza.

Zayn

- Dla mnie możemy jechać nawet teraz - zapewniłem z uśmiechem. Zayn jest moim synem. Nie pozwolę mu umrzeć.

- Dobrze - Elissa uronił łzę. - Mam wszystkie papiery i wyniki, muszę jeszcze zadzwonić do laboratorium i...

- Chwileczkę - przerwała Lily. - Zayn, nasz ślub jest za dwa dni. Chyba nie zamierzasz siedzieć na nim cały pokuty, do tego obolały?!

- Mój syn umiera - przypomniała Liss, patrząc z nienawiścią na Lily.

- Nasz syn - poprawiłem ją. - Lily, naprawdę nie wiem, jak w takiej chwili możesz mówić takie rzeczy. Zrobię wszystko, by ocalić moje dziecko. Liss, dzwoń do tego laboratorium, a ja idę po moje dokumenty...

It's not you ||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz