25. Gość, którego nikt nie zapraszał.

3.8K 259 13
                                    

Wcześniej
- Jesteś pewny, że nie idziesz?
David spojrzał na swojego współlokatora spod przymkniętych powiek. Leżał rozłożony na łożku już od dwóch godzin.
- Nie - mruknął - Nie mam ochoty.
John kiwnął głową patrząc na niego z niepewnością.
- To idę. Jakbyś jeszcze to przemyślał to wiesz, gdzie mnie znaleźć - powiedział i wyszedł z dormitorium zostawiajac Davida samego.
Ten wpatrywał się w sufit beznamiętnym wzrokiem. W końcu z lekkim westchnieniem podniósł się i wszedł do łazienki. Po nieprzespanej nocy zostały mu ciemne wory pod oczami, włosy mu oklapły i prezentowały się aktualnie nie najlepiej. Całą noc myślał nad zemstą nad huncwotami.
Do głowy nie przyszło mu nic sensownego.
Przesiedział kilka minut oparty o umywalkę i wrócił do pokoju. Nie zwracając uwagi na nic co się wokół niego znajdowało runął na łóżko.
- Biedny, mały chłopiec - chichot, który dobiegł jego uszu był piskliwy i ironiczny.
Jak oparzony zerwał się z posłania szukając źrodła dźwięku.
- Kto tu jest? - warknął wyciągając różdżkę.
- Taki zagubiony i smutny...
- Pokaż się!
Śmiech, podobny do tego, który słyszał wtedy na błoniach. Z trudem powstrzymał się od zatkania uszu rękoma, ale nie chciał okazywać słabości.
- Jak sobie życzysz.
Odwrócił się gwałtownie strącając łokciem figurkę złotego słonia.
Na parapecie siedziała młoda dziewczyna, na oko niewiele starsza od niego. Miała sięgające do ramion kasztanowe włosy i duże niebieskie oczy. Jej twarz była jasna, miała lekko zadarty nos i usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Ubrana była w ciemną pelerynę. W prawej ręce trzymała różdżkę, a w drugiej coś na kształt lusterka.
- Kim jesteś? - warknął David.
- Nie uważasz, że to niegrzeczne tak traktować gościa? - spytała dziewczyna machając nogami i nie spuszczając z niego wzroku.
- Nikt cię tu nie zapraszał!
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Kultura to chyba nie jest twoje drugie imię, co?
- Wynocha z mojego dormitorium! - David podszedł do dziewczyny i złapał ją za ramie.
Tam gdzie jeszcze przed chwilą ją trzymał zostało tylko powietrze.
- Ups - nie musiał się odwracać żeby wiedzieć, że dziewczyna jest za nim - Wiesz, nie radziłbym mnie dzisiaj wkurzać, bo nie mam dobrego humoru, a do Azkabanu nie mam zamiaru wracać.
To był ten moment, w którym David przeraził się nie na żarty. Poczuł drżenie na całym ciele.
- Kim jesteś? - spytał delikatniej, w jego głosie słychać było strach - Śmierciożerczynią?
- Nie. Ale może lepiej niech inni tak myślą? - zmarszczyła brwi jakby się nad czymś zastanawiając - Wtedy będzie trudniej im mnie znaleźć, prawda?
- Skoro uciekłaś z Azkabanu, to...
- Nie uciekłam - przerwała mu gwałtownie - Mogę cię zapewnić, że ciagle tam jestem - uśmiechnęła się przebiegle.
- Jak? - wyjąkał.
- Czarna magia nie zna granic - szepnęła.
David poczuł się jak małe, bezbronne dziecko. Nogi mu zdrętwiały, ale stał prosto bojąc się zrobić chociaż jeden krok.
Potter z pewnością próbowałby walczyć. A on zaraz posika się ze strachu i to przed dziewczyną. Mogło być gorzej?
- Czego ode mnie chcesz?
Dziewczyna zaśmiała się po raz kolejny, a jej oczy zabłyszczały.
- Och, niewiele.
Uniosła lusterko. Teraz David mógł zobaczyć rysę biegnącą przez prawie cały przedmiot.
- Trzeba trochę nastraszyć staruszka i idiotów z ministerstwa, co ty na to?
- N-nastraszyć? W jakim sensie?
- Och, No pomyśl. Co by było gdyby, no nie wiem...Uczeń zostałby zamordowany w tak bezpiecznym miejscu jak szkoła?
David rzucił się do drzwi. Wrzasnął, gdy poczuł jak niewidzialna siła ciągnie go z powrotem na środek pokoju.
- Głuptasie - zachichotała - Przecież tylko żartowałam.
- Kim ty do cholery jesteś? - wbił wzrok w podłogę.
- Jestem kimś więcej niż czarownicą - powiedziała nachylając się jego stronę - Moje imię to Lorelei, ale tam gdzie trafisz na niewiele ci się przyda. Wiesz co to jest? - Wskazała na lusterko.
Pokręcił głową, a ona przysiadła obok niego. Pachniała kwiatami, których nazw David nie potrafił sobie przypomnieć.
- Wyobraź sobie, że gdy będę chciała będę mogła zamknąć twoją dusze w tym lusterku. To jak wiezienie, nie ma z niego wyjścia. Natomiast twoje ciało zostanie tutaj. Martwe - poczuł jej oddech na karku - Nikt nie zna tego typu magii, więc nikt nie dowie się co tu się stało. Jedynym realnym dla nich wyjaśnieniem będzie to, że w zamku znajduje się śmierciożerca. A ty byłeś biedny i zginąłeś od zaklęcia niewybaczalnego - mruknęła.
- Ja... Dlaczego chcesz mnie zabić? - nie wytrzymał i poczuł na policzkach łzy.
Nie chciał umierać w wieku 17 lat z rąk jakiejś psychicznej dziewczyny.
- Zbieram takich jak ty. Wściekłych, smutnych, zagubionych. Umiem o wiele więcej niż najpotężniejsze czarownice i czarodzieje tych czasów. Nie musisz wiedzieć więcej. Wiedza niesie za sobą smierć w wielu przypadkach. Chociaż dla ciebie to i tak nie ma znaczenia, prawda?
- Zostaw mnie w spokoju wariatko! - poderwał się na równe nogi odpychając ją.
Lorelei zakołysała się, ale udało jej się zachować równowagę.
- Dosyć tej zabawy - westchnęła - Skarbie, powiedz Dowidzenia swojemu ciału.

Anna siedziała z podkulonymi nogami obserwując ogień w kominku. Wszyscy uczniowie byli przerażeni. Większość zamknęła się w swoich dormitoriach, niektórzy zgromadzili się w pokojach wspólnym siedząc w małych grupach. Panowała grobowa atmosfera, nikt nie wydusił z siebie słowa. Uczniowie byli w szoku. Na korytarzach było pusto, nawet Filch zamknął się w swoim gabinecie.
Nic dziwnego. Niecodziennie w szkole ktoś zostaje zamordowany.
- Siedzisz tu sama? - ciszę przerwała Dorcas, która usiadła na brzegu kanapy.
- Chyba nie mam nic lepszego do roboty.
- Martwię się o Lily. Została w skrzydle szpitalnym, sama.
- Wiesz, zgaduje że Potter siedzi przy niej pod peleryną niewidką - mruknęła Anna - W Hogwarcie mógłby zjawić się sam Voldemort, a on by i tak poszedł.
- Uroki miłości - na twarzy Dorcas pojawił się cień uśmiechu.
- Myślisz, że go znajdą?
- Anno, w zamku jest conajmniej 50 pracowników ministerstwa, wszyscy go szukają. O ile istnieje.
- Co masz na myśli?
- Nie wydaje ci się to... Podejrzane?
Anna popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Podsunęła się bliżej Dorcas, która nachyliła się do jej ucha.
- Nagle w Hogwarcie zjawia się śmierciożerca, a ofiarą zostaje akurat David. To trochę naciągane, nie sądzisz? Myśle, że nauczyciele wymyślili bajeczkę na poczekaniu, a prawdziwy morderca to ktoś dużo gorszy.
- Dorcas - Anna pokręciła głową - Jeśli jesteśmy zagrożeniu, watpię by nauczyciele nie powiedzieli nam prawdy, bo mogłoby nam się wtedy coś stać.
- Ja i tak wiem swoje.
- To mało prawdopodobne.
- Jak go złapią, to zobaczymy.
- O ile go złapią.
- Daj spokój, widziałaś ile tu Aurorów?
- Wiesz, sądzę, że skoro do tej pory go nie mają to zostały małe szanse na jakikolwiek sukces. On może być już nawet w innym kraju.
Dorcas opadła na miejsce obok Anny cieżko wzdychając.
- A więc musimy teraz już tylko czekać.

Lorelei stała na dachu budynku patrząc na lusterko ze skwaszoną miną. Rysa się pogłębiła. Nie powinno jej tu w ogóle być. Lustro Cerise miało być zawsze bez skazy. Pomyślałaby nawet, że ma jakiś nieudany egzemplarz, gdyby nie fakt, że na całym świecie istniało tylko jedno.
Jedyną osobą, która mogła to naprawić nienawidziła jej z całego serca. Bez pomocy lustro ulegnie zniszczeniu, a wtedy ten świat będzie skazany na coś gorszego niż Lord Voldemort.

Dzisiaj mamy rozdział o tym jak umarł David, pojawia się nowa postać, a to kim ona jest co umie i z kim pracuje to dowiecie się w następnych rozdziałach! Będzie tez więcej Jily :D do zobaczenia!

One snitch, one seekerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz