- Oddawaj to!
- Spokojnie, to jakieś tajne?
- Liczę do trzech.
- Żartujesz sobie?
- Jeden.
- Ty chyba naprawdę nie masz poczucia humoru.
- Dwa.
- A co mi zrobisz jak nie oddam?
- Zetrę ci z twarzy ten durny uśmieszek!
- Chyba miało być trzy?
Anna rzuciła się na Maxa i zanim ten zdążył się uchylić oboje przeturlali się po podłodze. Dziewczyna wyrwała mu energicznie dziennik i zaciskając usta w wąską kreskę wstała.
- Nigdy więcej tego nie dotykaj, jasne?
- Może porozmawiamy?
- Czy do ciebie dociera to co ja w ogóle mówię?
- Nie bardzo - Max wyszczerzył zęby, a Anna jęknęła.
- Nieważne. Idę, następnym razem zostaw mnie na tym korytarzu czy gdziekolwiek. Nie chcę więcej tu trafić!
- I próbuj być miły dla takiej wrednej...- mruknął pod nosem Max.
- Ani. Słowa. Więcej!
- Przecież mówiłem jaka jesteś miła i dobra.
- Max - warknęła ostrzegawczo.
- Pierwszy raz słyszę jak powiedziałaś moje imię. Mam cię przyzwyczajać?
- Nie zaczynaj znowu - zmarszczyła brwi przyciskając dziennik do klatki piersiowej - Nie idź za mną.
Wyszła z dormitorium starając się nie trzaskać drzwiami. W pokoju wspólnym siedziało mnóstwo uczniów, którzy widząc Annę wlepili w nią zszokowane spojrzenia.
- Coś nie tak? - spytała wzdychając.
Wszyscy odwrócili wzrok w prawie tym samym momencie, a Anna wyszła zaciskając zęby.
Max prawie przeczytał jej dziennik. A przynajmniej mógł mieć taki zamiar. Czy gdyby poznał jej wspomnienia zmieniłby o niej zdanie?- Dorcas, czy ty chcesz mi tym wydłubać oczy?
- Nie kręć się tak to nic ci się nie stanie.
Lily z niepewnością spojrzała na tusz do rzęs, którym wymachiwała przyjaciółka. Dorcas na cel wzięła sobie zrobienie makijażu Lily, co nie było zadaniem prostym zważywszy na zniecierpliwienie rudowłosej.
Zacmokała z zadowoleniem widząc swoje dzieło. Rzęsy Lily były pomalowane ze starannością i prezentowały się teraz nienajgorzej.
- Spójrz - podsunęła jej lusterko chowając tusz do kosmetyczki.
- Ładnie - powiedziała Lily - A możesz mi przypomnieć, po co mi to właściwie?
- Nie gadaj, tylko daj mi pracować.
Lily zmarszczyła brwi na widok czerwonej szminki, która właśnie pojawiła się w ręce przyjaciółki.
- Dorcas...
Dziewczyna przejechała kosmetykiem po dolnej wardze Lily ignorując jej wściekłe spojrzenie.
Drzwi otworzyły z się z hukiem i do dormitorium wpadła Marlena. Była cała czerwona na twarzy z wysiłku i wygladała jakby przebiegła conajmniej maraton.
- Tam...na dole...czekają - Padła na łóżko cieżko wzdychając - Zejdź na dół Lily.
- Zajęta jest - mruknęła Dorcas.
- Kto czeka?
- Syriusz i James.
- Kto by się nimi przejmował, daj mi dokończyć.
- Dor, wrócę za 5 minut. Dobrze?
Dorcas spojrzała się na nią jak na wariatkę, ale kiwnęła głową.
Lily rzuciła się w stronę wyjścia prawie potykając się o własne nogi.
Rzeczywiście w pokoju wspólnym stali James i Syriusz z czego ten drugi niecierpliwie patrzył na zegarek.
- No nareszcie. Ruda...? Czemu masz pomalowaną tylko połowę ust? - spytał.
- Długa historia - Lily westchnęła i starła końcem rękawa szminkę w duchu wiedząc, że Dorcas ją zabije.
- Możemy już iść? Za pół godziny ja i Lily zaczynamy patrol, więc nie mamy dużo czasu.
- Wciąż nie wierze, że wam pomagam - mruknęła Lily.
- Poprosiłbym Dor, ale aktualnie boję się nawet do niej podejść - Syriusz objął ją ramieniem prowadząc do portretu.
- Black, czy ty jesteś ślepy? - spytała Lily unosząc brwi.
- No wiesz ty co? - spytał z pretensją w głosie - Wszystko ze mną w porządku.
- Lily chce powiedzieć, że Dorcas wolałaby żebyś spojrzał na nią z innej perspektywy - powiedział James - Nie jak na przyjaciółkę.
Ku ich zdziwieniu Syriusz wybuchnął śmiechem.
- To wy nie żartujecie? - spytał widząc ich poważne miny.
- Syriusz - powiedziała Lily wychodząc na korytarz - Wyciągnij z niej prawdę, proszę cię. Chyba wolę żeby wiedziała, że nic z tego nie będzie od ciebie niż gdyby miała żyć w niepewności.
- Zaraz. Kto powiedział, że nic z tego nie będzie?
- Syriusz, czy ty...?
- Chodźmy, zanim ten dureń nas złapie.
Zakradli się do Wielkiej Sali, w której panowała teraz idealna cisza, tak bardzo różniąca się od gwaru, którego można było dosłyszeć się w ciagu dnia.
Lily stanęła przy drzwiach drżąc z zimna. Listopad nie był łaskawy dla mieszkańców Hogwartu i pogoda nie dopisywała.
- Szybko - mruknęła niepewnie patrząc na drzwi jakby zaraz miał zza nich wyskoczyć dyrektor wraz z McGonagall.
Syriusz posypał stół ślizgonów niewidzialnym proszkiem, którego nazwy Lily nie potrafiła zapamietać. James zadbał by żadne miejsce nie zostało pominięte, a szczególnie dużo zostawił przy miejscu Smarka.
- Możemy iść. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć ich miny jutro na śniadaniu - na twarzy Syriusza pojawił się szatański uśmiech.
- A ja nie mogę się doczekać aż zobaczę McGonagall, gdy będzie się na was darła.
- Oj tam, to widowisko jest warte każdej ceny. Nawet dwutygodniowego szlabanu.
- Z tego co wiem poprzedni jeszcze wam się nie skończył.
- To co z tego? Ruda, daj spokój nie mów, że nigdy nie miałaś dwóch szlabanów jednocześnie - Syriusz zaśmiał się głośno.
- Black, powiem ci więcej. Nigdy nie miałam żadnego szlabanu - warknęła Lily.
- James, możesz mi wytłumaczyć po co wzięliśmy ją do pomocy? Zero szlabanów, przecież to nie jest dobry kompan dla nas!
- Black, ostrzegam cię...
- Cicho. Słyszycie to? - spytał James patrząc na korytarz przed nimi.
- Takie sapanie to może wydawać tylko Filch! Będzie zabawa!
- Zabawa?! Zwariowałeś?! Jak nas złapie, to już po nas!
- Nie złapie, a zresztą nawet jeśli to dzięki nam będziesz miała pierwszy w swoim życiu szlaban i to w dodatku w takim towarzystwie!
- Chyba podziękuje - warknęła Lily.
- Masz jakieś łajnobomby? - spytał James.
- Żartujecie sobie? Chcecie rzucać w Filcha łajnobombami? Wracam do wieży.
- Ominie cię najlepsze!
- Chyba nie będę żałować.
- Evans, serio musimy cię nauczyć jeszcze wielu rzeczy...
Lily ominęła chłopaków z wysoko podniesioną głową starając się wyglądać poważnie.
- Dorcas na mnie czeka - rzuciła i zostawiła ich samych.
Niech sobie robią swoje głupie kawały, ale ona nie miała zamiaru nawet zbliżać się do Filcha, gdy jej miejsce było w wieży.
Przyspieszyła, gdy ucichły dźwięki rozmowy pomiędzy Syriuszem i James, którzy ustalali z której strony zaatakować woźnego.
- A gdzie to się panienka wybiera?
Lily stanęła jak wryta widząc Filcha, który właśnie wyszedł zza zakrętu. Koło jego nogi kręcił się jego głupi kot.
- Jestem prefektem - powiedziała.
- Co to za różnica, wszyscy jesteście tacy sami! Małe, rozwydrzone bachory, które nie mają nic w głowach! Do mojego gabinetu, natychmiast!
- Ale...
- Proszę nie podważać mojego zdania - Lily miała wrażenie, że Filch brał przykład z profesor McGonagall.
- Nie podważam. Ale jako prefekt, w dodatku naczelny mam prawo być o tej godzinie na korytarzu - powiedziała już lekko zniecierpliwiona - Nie może mi dać pan szlabanu.
- To się jeszcze okaże.
Filch odwrócił się dając jej znak, żeby poszła za nim. W tym samym momencie na jego głowie wyładowała łajnobomba. Krzyknął przeraźliwie zataczając się do tylu.
- Niech pan nie traci na mnie czasu. O tej porze po korytarzach chodzą gorsze osoby niż jakiś tam prefekt naczelny.
CZYTASZ
One snitch, one seeker
FanfictionSiódmy rok nauki w Hogwarcie przyniesie dużo radości i smutków, nowych przyjaźni, miłości i nauki do zbliżających się egzaminów. Huncwoci nie zamierzają próżnować i nie ważne, że jeden z nich właśnie został prefektem naczelnym. Któremu powoli końc...