Lily siedziała na kanapie próbując się rozluźnić. Sama się dziwiła, że jeszcze nie ogłuchła od zdecydowanie za głośnej muzyki, którą puścił Syriusz. Alkohol lał się strumieniami, a dwójka rok młodszych gryfonów właśnie zorganizowała konkurs kto więcej wypije, który zebrał wielu widzów. Lily chciała stamtąd zniknąć i to jak najszybciej. Pijana brunetka w za ciasnej zielonej sukience potknęła się i poleciała na kanapę lądując tuż przy Evans, która odsunęła się nieznacznie z grymasem obrzydzenia na twarzy. Brunetka zaczęła się histerycznie śmiać, a wraz z nią jej równie pijana koleżanka. Lily westchnęła. Te dwie dziewczyny będą miały jutro niezbyt miły poranek. Zresztą tak jak większość osób w tym pokoju. Z czego było się tak cieszyć? Wygrali mecz, z resztą jak każdy inny. Co było w tym takiego szczególnego? Potter i Black stali na środku pokoju opróżniając szklanki z ognistą i uśmiechając się przy tym głupkowato.
-Co za idiotyczna impreza - mruknęła Dorcas siadając z drugiej strony Lily.
-Mnie to mówisz? Czy oprócz nas jest tu ktoś kto nie jest pijany?
-Remus się trzyma, z Marleną też nie jest źle. Mnie raczej zastanawia gdzie zniknęła Carter?
-Po co ci Anna?
-Czy ja powiedziałam, że jej potrzebuje? Po prostu nie widziałam jej od rana i zastanawiam się gdzie uciekła.
-Może spotkała jakiegoś przystojnego czarodzieja i odleciała z nim na miotle w siną dal?
-Przystojny czarodziej na miotle mówisz? - Dorcas spojrzała na nią znacząco - Potter idealnie pasuje do tego opisu.
- Czy ty potrafisz wytrzymać jeden dzień bez wspominania o nim w moim towarzystwie? Myślałam, że podobał ci się Black.
- Cicho Evans! - Dorcas położyła jej dłoń na ustach rozglądając się uważnie czy ktoś ich słyszał - Może jeszcze głośniej, wydaje mi się, że ślizgoni w lochach nie usłyszeli - rzuciła ironicznie.
Lily wzruszyła ramionami.
- Sama zaczynasz Dor.
- Świetnie - Ciemnowłosa przejechała dłonią po włosach delikatnie je wygładzając - Idę tańczyć.
Dorcas dźwignęła się z kanapy posyłając Lily ostatnie zdeterminowane spojrzenie. Rudowłosa zaśmiała się pod nosem.
- Siedzisz tu sama?
Podskoczyła słysząc głos tuż nad swoim uchem. Odwróciła się natrafiając wzrokiem na Jamesa, który szczerzył się wesoło.
- Czy ty możesz przestań się skradać i straszyć mnie? - spytała zagryzając wargę.
James usiadł na starym miejscu Dorcas obejmując ją ramieniem. Lily zmarszczyła brwi i delikatnie straciła rękę Pottera.
- Wiesz Lily... mamy dzisiaj taki piękny wieczór. To idealne pory na pewne...wyznania.
- James, czy ty nie za dużo wypiłeś?
Widziała, że Potter był trzeźwy, ale nie potrafiła znaleźć innego wyjaśnienia jego dziwnego zachowania.
- Pijany z miłości - mruknął i przymknął oczy.
- James...
- Lily, mogę ci coś powiedzieć?
- James, proszę.
- Chodźmy na korytarz, tam nie ma tylu osób.
- James!
- Co? - spytał lekko zbity z tropu.
- Nie mów czegoś, czego będziesz pózniej żałował.
- Lily, ja...
- James! Alkohol się kończy! - Chwile zepsuł Syriusz, który podszedł do siedzących gryfonów uśmiechając się nieznacznie - Ups, przeszkadzam?
- Trochę - James spojrzał na niego ze złością, a Lily z ulgą.
- Nie, oczywiście. Idźcie robić ci musicie, ja i tak miałam wrócić już do dormitorium.
- Lily...
- Dobranoc James.
Uśmiechnęła się lekko i klepnęła go w ramie.
Ignorując rosnącą gule w gardle ruszyła do dormitorium.
Dlaczego nawet nie zauważyła, że wszystko się skomplikowało?- Ile mam dodać jajek, Maman?
- Dwa, mon trésor.
Anna siedziała przy blacie obserwując tę scenę z coraz większą irytacją. Angelina i mama robiły ciasto, ich ulubione. W dodatku ciągle używały francuskich zwrotów, których ona nie rozumiała. Machała nogami coraz bardziej energicznie próbując uderzyć w stół, tak żeby miska, do której siostra wrzucała kolejne składniki spadła na ziemie i się potłukła.
- Mogę wam pomóc? - spytała w końcu kładąc ręce na blat.
- Nie bądź niemądra sœur - Angelina zaśmiała się - Jesteś troszkę za mała.
- Czy możesz przestać chwalić się, że znasz francuski?
- To język naszej Maman, ty też powinnaś znać chociaż podstawy.
Anna była pewna, że gdyby jej tu nie było rozmawiałyby tylko w ojczystym języku Caliny.
- Idę stąd - powiedziała w końcu.
- Tylko nie wracaj późno Anno.
Wyszła z kuchni ignorując ukłucie w sercu słysząc śmiechy siostry i mamy.
Wyszła na dwór, przeszła przez ogród i zatrzasnęła za sobą furtkę. Było lato, słońce powoli już zachodziło. Anna omijała kolejne domy, których w tej okolicy i tak nie było dużo.
Zeszła w dół pagórka trafiając nad mały staw. Usiadła pod drzewem patrząc na wodę, która błyszczała się delikatnie.
- Cześć, wszystko w porządku?
Anna wzdrygnęła się. Odwróciła się i jej oczom ukazała się grupka dzieciaków, których wcześniej tutaj nie widziała. Na przędzie stała dziewczyna na oko w jej wieku. Miała długie czekoladowe włosy i plastry na kolanach. Ubrana była w podkoszulek i szorty, które mocno kontrastowały się z sukienką Anny.
Obok niej stała niższa o pół głowy blondynka z dziwnymi kucykami i dużymi, ciemnymi oczami. W dłoni trzymała lizaka, a na nogach miała znoszone trampki. Oprócz niej byli tam dwaj chłopacy, oboje ubrani w takie same podkoszulki i dziewczynka z krótko obciętymi włosami o ładnym, kasztanowym odcieniu.
- Tak - Wyjąkała Anna - Siedzę sobie tak po prostu.
- Właśnie przyjechałam - powiedziała ta z długimi włosami - Mieszkam u babci.
- U pani Martens? - spytała Anna, bo była to jedyna osoba w babcinym wieku.
Dziewczyna kiwnęła głową i przysiadła się obok Anny.
- Chcesz się z nami pobawić? Rebecca mówiła, że w tym stawie pływa jakaś rzadka odmiana ryb i chcemy ją złapać.
- Pewnie - powiedziała Anna, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Przy okazji nazywam się Crystal Martens - powiedziała wyciągając rękę - To jest Rebecca Jostern - tu wskazała na blondynkę - Tamci dwaj to Patrick i Vin Wollen, a to Josie Limmer.
- Miło mi was poznać, nazywam się Anna Carter.
Crystal zaczęła energicznie potrząsać jej ręką.
- Witamy w naszej bandzie. To co idziemy szukać tych ryb?Gdy otworzyła oczy leżała na łożku oddychając szybko. Dlaczego akurat przypomniało jej się to wspomnienie?Poznanie Crystal i innych było ważnym wydarzeniem w jej życiu, gdy wreszcie znalazła innych towarzyszy niż jej zarozumiała siostra i kuzynostwo.
Podniosła się na łokciach i z przerażeniem odnotowała pewien fakt.
To nie było jej dormitorium.
Anna zerwała się z łóżka przy okazji zaplątując się w kołdrę i niezgrabnie ładując na ziemi. W tym samym momencie drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł ten sam chłopak, którego spotkała na korytarzu.
Mad, Mal? Jak on miał na imię?
A No tak.
M a x.
- Co ja tu robię? - spytała próbując wygrzebać się spod kołdry.
- Hej, spokojnie.
Max kucnął obok niej i delikatnie zabrał materiał.
- Dzięki, ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Przyniosłem cię tu. Zaraz...czy ty właśnie podziękowałaś?
- Nie zmieniaj tematu! Jak to przyniosłeś?
- Kobieto, zemdlałaś na środku korytarza! Chyba lepiej, że zabrałem cię do swojego dormitorium, prawda?
- A moje nie było bliżej?
- Nie jestem Gryfonem i nie znam hasła do waszego pokoju wspólnego, ale cieszę się, że jesteś mi wdzięczna - rzucił sarkastycznie.
- Dziękuje - wywróciła oczami - Ile tu leżałam?
- Kilka godzin. Masz jakieś napady czy coś? Bo to chyba nie jest normalne, żeby lecieć jak słup soli tak nagle.
- Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. A teraz przepraszam, ale muszę iść.
- Czekaj, nie skończyliśmy rozmowy!
- Ja skończyłam.
Anna wstała i wytrzepując się z niewidzialnego kurzu ruszyła do wyjścia.
- Chyba mam coś twojego, wypadło ci z torby.
Odwróciła się gwałtownie, a jej wzrok spoczął na dzienniku, jej prywatnym spisem wszystkich marzeń i sekretów, który tkwił w zapewne brudnych łapach tego gościa.
CZYTASZ
One snitch, one seeker
FanfictionSiódmy rok nauki w Hogwarcie przyniesie dużo radości i smutków, nowych przyjaźni, miłości i nauki do zbliżających się egzaminów. Huncwoci nie zamierzają próżnować i nie ważne, że jeden z nich właśnie został prefektem naczelnym. Któremu powoli końc...