38. Każdy jest kimś innym.

3K 283 28
                                    

James wstał rano i odrazu stwierdził, że to będzie dobry dzień. Po południu miał trening, na którym chciał wyjaśnić drużynie swoją nową genialną taktykę, która pozwoli im roznieść Ślizgonów podczas następnego meczu.
- Chcę zobaczyć dzisiaj minę Evans! Mówię ci będzie wściekła bardziej niż McGonagall, gdy wycięliśmy wzorki w jej firankach! - powiedział podekscytowany Syriusz zapinając koszule.
- Gdzie Lunio i Glizdek? - spytał James widząc brak dwóch pozostałych huncwotów.
- Kto to tam wie, może poszli już na śniadanie? My też chodźmy, jestem głodny jak wilk!
Syriusz i James wyszli z dormitorium. Wzrok tego pierwszego od razu spoczął na Marlenie i Dorcas, które siedziały na kanapie w pokoju wspólnym żywo o czymś rozmawiając.
- Hej dziewczyny! - krzyknął machając ręką i siadając na skraju mebla.
Dopiero teraz do jego świadomości dotarło, że coś tu się nie zgadzało.
Marlena miała na sobie krótką, wściekłe różową sukienkę i mocny makijaż. Jej włosy, zazwyczaj pokręcone i odstające na wszystkie strony były idealnie proste. Miała na sobie wysokie szpilki, które zdecydowanie do niej nie pasowały. Marlena żuła gumę patrząc się na dwójkę huncwotów z lekceważeniem.
Dorcas była jej zupełnym przeciwieństwem.
Każdy element jej stroju był czarny. Sukienka jak na pogrzeb, szminka na jej ustach wygiętych w ironicznym uśmiechu, glany i skórzana kurtka za duża o dwa rozmiary. Jej włosy wyglądały jakby dziewczyna nie widziała nigdy w życiu szczotki.
- Eee...co wam się właściwie stało? - spytał James drapiąc się po karku.
- O czym ty mówisz Potter? - spytała Marlena chichocząc i nawijając na palec kosmyk włosów.
Dorcas przewróciła oczami i wlepiła w Marlenę rozdrażnione spojrzenie.
- Możesz przestać brzmieć jak chora Chihuahua? Twój śmiech jest obrzydliwy.
- Nikt nie pytał się ciebie o zdanie wieśniaczko.
- One zwariowały - mruknął Syriusz unosząc brwi.
- Zdążyłem zauważyć.
- JIM!
James odwrócił się w totalnym osłupieniu.
Na schodach stała Lily. Na jej twarzy widniał niebywale szeroki uśmiech, a na sobie miała koszulkę z napisem "Członkini oficjalnego klubu Jima Pottera".
Wygladała jak jedna z jego fanek, tych bardziej psychicznych.
Lily zbiegła ze schodów i rzuciła się mu na szyje sprawiając, że oboje polecieli do tyłu. Lily zachichotała i cmoknęła go w policzek zostawiajac tam ślad swojej szminki.
- Żałosne - powiedziała Dorcas patrząc na to z obrzydzeniem.
- Zamknij się Meadowes. Lepiej nie obrażaj przy mnie Jima, bo nie ręczę za siebie - warknęła Lily i po raz kolejny musnęła ustami jego policzek.
- Lily! Tutaj jesteś!
O nie.
W ich stronę zmierzała właśnie Clementina Weed nieoficjalna szefowa jego funclubu. Miała na sobie dokładnie taką samą bluzkę jak Lily.
- Jimmy - powiedziała słodkim głosem - Nie wiem czy wiesz, ale Lily została wiceszefową twojego funclubu. Odpowiedziała na 50 szczegółowych pytań o tobie i wykazała się wyjątkową obsesją na punkcie twojej osoby. Jest dokładnie taka jaka powinna być każda twoja fanka.
- Co?! - Wyjąkał James, a Syriusz mu zawtórował.
- Podmienili Evans! Podmienili Dorcas! Na Merlina porwali nawet Marlenę. Ty ciągle jesteś głupią wariatką - powiedział Syriusz w stronę Clementiny - Ale co się stało z dziewczynami?
- Aa, juz rozumiem - powiedział James - To wasza zemsta, tak?
Lily zaśmiała się i przyjechała palcem po ustach Jamesa, który natychmiast znieruchomiał.
- Skąd taki pomysł skarbie? - spytała cicho.
- Dosyć tego! - Syriusz pociągnął Jamesa odpychając Lily - Idziemy na śniadanie! A wy się ogarnijcie! Czy coś!
Wyszli z pokoju wspólnego, a czwórka dziewczyn wybuchnęła głośnym śmiechem.

- James, możesz mi podać tego naleśnika? - spytał Remus wpychając do buzi grzankę.
Potter spojrzał na niego z przerażeniem.
- Zjadłeś już 6 takich.
- Ale jestem głodny. Dawaj.
James niepewnie podał mu naleśnika i patrzył jak Remus z wielkim apetytem go pochłania.
- Nie mlaszcz, błagam cię. Próbuje się skupić - mruknął zdegustowany Peter podnosząc wzrok znad czytanej książki- Obżerasz się jak świnia.
Remus wzruszył ramionami.
- Wolę jeść niż czytać te nudne książeczki - powiedział Remus.
- Co wam jest? - spytał Syriusz wodząc spojrzeniem pomiędzy dwójką przyjaciół - Zachowujecie się jak nie wy.
- O co właściwie ci chodzi?
- No... wiecie. Nigdy nie wiedziałem żebyś tyle jadł Remus. A ty Peter... Kiedy ostatnio przeczytałeś książkę, która miała więcej niż 50 stron?
- Cicho! Nie przeszkadzaj mi, próbuje się skupić'
- No...dobra.
- Peter! Skarbie! - Do ich stolika podbiegła Apoloine, ale nie wygladała tak jak zwykle. Długie włosy związane miała w dwie śmieszne kitki, na sobie miała różową spódniczkę, a paznokcie pomalowała we wszystkich kolorach tęczy. Połowa jej ust była niebieska, a druga żółta. Na sobie miała rownież cekinową kamizelkę. Wygladała co najmniej dziwnie.
- Na Merlina - jęknął Syriusz.
- Idź stąd dziwna, błyszcząca kobieto! - rzucił Peter - Próbuje czytać, nie zauważyłaś?
- Pójdziemy łowić ryby po lekcjach? - spytała nie zważając na ton Petera.
- Z tobą nigdy - warknął Peter.
Apoloine wyraźnie posmutniała, ale nie poddawała się siadając pomiędzy Peterem a Syriuszem.
- Dlaczego mnie odpychasz?
- Bo dla mnie liczą się tylko książki jakbyś nie zauważyła. A teraz z łaski swojej zjeżdżaj stąd.
Apoloine poderwała się na równe nogi jak oparzona i po prostu chwyciła dzbanek z sokiem i wylała całą zawartość na głowę Petera. Ten odskoczył gwałtownie wyrzucając w górę książkę.
- Ratujcie ją!
- Na Merlina, chodźmy stąd - jęknął Syriusz, a James kiwnął głową całkowicie się z nim zgadzając.
Wszyscy zwariowali.

- Panno Evans czy mogłaby pani zostawić pana Pottera w spokoju na czas lekcji? - spytała McGonagall unosząc brwi.
Lily wstała z udawanym westchnieniem zostawiajac coraz bardziej przerażonego Jamesa samego.
Od kilku godzin wszyscy jego znajomi zachowywali się jakby cegła spadła im na głowę. Marlena została damską wersją Syriusza. Dorcas snuła głośne plany na temat zrobienia kolczyka w nosie, Lily latała za nim wszędzie...
Każdy jakby zmienił swoją osobowość stając się zupełnie kimś innym.
Nie podobało mu się to wcale.
Remus i Peter jakby zamienili się rolami, ale w bardzo przerysowanym znaczeniu. Apoloine została artystką w dziwnych ciuchach. Nawet Slughorn przyszedł dziś na lekcje w piżamie i przez całe eliksiry mówił o czymś zupełnie bez sensu.
Świat oszalał.
James dziękował Bogu za to, że McGonagall była normalna i prawie rzucił się jej do stóp, gdy nawrzeszczała na niego, że znowu się spoźnił.
Wolał, gdy Lily go nienawidziła, bo ta nowa słodko-irytująca wersja Evans była nie do zniesienia.
- Ej, stary. Musimy coś zrobić - szepnął Syriusz udając, że notuje słowa profesorki.
- No co ty nie powiesz - mruknął James.
- Przeprośmy Evans i może się nad nami zlituje.
James kiwnął głową bez większego przekonania.
Był pewny, że Lily swietnie się bawiła i bedą musieli się napracować, żeby wszystko wróciło do normy.

Lily Evans zapomniała o Davidzie, dziwnej dwójce z łazienki i o lustrze, którego nazwy już nawet nie pamiętała.
Jedyne o czym potrafiła aktualnie myśleć to miny Blacka i Pottera, gdy zrozumieli co się właśnie wokół nich działo. Zamierzała to skończyć, może jutro, ale najpierw chciała jeszcze trochę popatrzeć na ich zagubienie.
W całą akcje udało jej się wkręcić nawet ślimaka, który przyjął jej pomysł z wielkim entuzjazmem.
Jednak wielki finał zaplanowany był dopiero na obiad.
Tam dopiero będzie się działo.

Trochę poplątany ten rozdział.
Publikuje ten rozdział jeszcze raz, bo Wattpad wariuje i coś nie wyszło poprzednio.

One snitch, one seekerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz