49. Spadający regał

2.6K 232 15
                                    

Lily nie wypiła ani kropelki ognistej a czuła się gorzej niż Black, który zasnął przy trzeciej butelce. Gdy obudziła się rano z przerażeniem odnotowała, że jest późno, za 20 minut zaczynały się lekcje, a ona w najlepsze wylegiwała się na podłodze w dormitorium huncwotów.
Nie dość, że impreza była beznadziejna to w dodatku przedłużyła się o kilka godzin.
No pięknie.
Nigdy więcej imprez z huncwotami. Każda kończyła się tak samo.
Lily zerwała się na równe nogi i zaczęła potrząsać Dorcas.
Ta wymamrotała coś niewyraźnie i przewróciła się na drugi bok na co Lily prychnęła.
- Ona i Syriusz wypili wczoraj najwięcej. Nawet nie marz o tym, że dzisiaj zjawią się na jakiejkolwiek lekcji - usłyszała rozbawiony głos Jamesa za sobą.
Odwróciła się i spojrzała na niego ze zmrużonymi oczami.
Siedział na podłodze z butelką wody w ręce z jeszcze bardziej poczochranymi włosami niż zazwyczaj.
- Chcesz wody? - spytał.
Pokręciła głową.
- Trzeba obudzić wszystkich. Nie można tak...
- Och, uwierz mi Lily, że to ci się nie uda. Już wyobrażam sobie wściekłą, ranną wersję Carter, która rzuca w ciebie poduszką za próbę wyciagnięcia jej z łóżka.
- To nie jest śmieszne James - Lily zmarszczyła brwi - Miało nie być alkoholu.
Wzruszył ramionami.
- Następnym razem trzeba po prostu nie zapraszać Syriusza i Dorcas, bo to oni byli za to odpowiedzialni. No dobra. Nie wiem jak ty, ale ja się zbieram, bo chciałbym zahaczyć jeszcze o Wielką Salę i coś zjeść.
- Daj mi 5 minut - mruknęła - Może przynamniej zdążę umyć zęby i się ubrać.

- Panie Potter? Może mi pan wytłumaczyć, gdzie są pańscy przyjaciele? - spytała McGonagall mrużąc gniewnie oczy.
- To bardzo ciekawa historia pani profesor - zaczął spokojnie James.
- Z pewnością. Może wiąże się ona również z nieobecnością współlokatorek panny Evans?
- Czyta mi pani w myślach.
- Tak? Tak się składa, że domyślam się także dalszej części tej historii. Black upił się jak świnia i teraz leży w swoim dormitorium nieprzytomny, a świadomość odzyska pewnie dopiero w czasie obiadu.
Jeśli Jamesa zdziwiła odpowiedź nauczycielki nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się lekko.
- Nie do końca tak było. W dodatku pominęła pani dziewczyny, a już doszliśmy do tego, że one są z tym powiązane, pamięta pani?
Lily przewróciła oczami i spojrzała na twarz profesorki, na której widać było już pierwsze oznaki zdenerwowania.
- W takim razie oświeć nas Potter.
- Musi pani wiedzieć, że to bardzo skomplikowana historia.
- Och, oczywiście.
- Opowiedzenie jej całej zajęłoby prawdopodobnie całą lekcje.
- W takim razie poproszę o skróconą wersje.
James już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale uprzedziła go Lily.
- Black jest chory pani profesor - powiedziała opanowanym tonem.
- A na co jeśli można wiedzieć panno Evans?
- Na urażoną dumę połączoną ze struciem alkoholowym.
James posłał jej niedowierzające spojrzenie. Jego wymyślona historia prawdopobnie wyglądałaby zupełnie inaczej.
- Ach tak, to wiele wyjaśnia. Proszę mu w takim razie przysłać moje pozdrowienia i informacje o tym, że jego frekwencja jest fatalna. Nawet gorsza niż Pottera.
- Pani profesor...
- Potter, teraz proszę skupić się na lekcji. Rozumiem, że bycie kapitanem drużyny łączy się z wieloma obowiązkami, ale nie zmienia to faktu, że za pół roku pisze pan bardzo ważne egzaminy. Założę się, że jeszcze pan nawet nie zaczął się uczyć.
- I tu ma pani racje.
- Czemu mnie to nie dziwi?
- Najwyraźniej bardzo dobrze mnie pani zna.
- Przydałoby się, żebyś ty równie dobrze znał pojęcia z rozdziału 34, które dzisiaj będziemy powtarzać.
- To da się zrobić.
- Bardzo mnie to cieszy Potter. Naprawdę - I tym razem w słowach profesorki nie było ani trochę ironii.

- Czy to już rano? - Dorcas rozejrzała się nieprzytomnie po dormitorium.
- Nie wiem i mnie to nie obchodzi Meadowes. Daj mi spać - mruknął Syriusz wtulając się mocniej w poduszkę.
- Spóźnimy się na lekcje...
- Pewnie i tak jest już pora obiadu.
Dorcas jęknęła i usiadła krzywiąc się. Pomysł z wczorajszą imprezą był bardzo zły i teraz dziewczyna czuła jego negatywne skutki.
Peter spał na brzuchu na swoim łożku, a Anna leżała na stosie poduszek w rogu pokoju. Oprócz nich w pokoju nie było nikogo. Reszta musiała najwyraźniej wynieść się szybciej.
- Wstawaj Black - powiedziała stanowczo Dorcas.
- Czy ty nie masz serca kobieto?! Ja chcę się wyspać!
Dor prychnęła.
Drzwi otworzyły się i do dormitorium weszli Marlena i Remus, z czego ten drugi trzymał w rękach tace z parującymi kubkami.
- Dzień dobry! - powiedziała Marlena, a Syriusz jęknął i zakrył uszy poduszką - Komu kawy?
- Ja poproszę - mruknęła Dorcas.
Sięgnęła po kubek i upiła łyk.
- Jeżeli szybko się ogarnięcie zdążymy jeszcze na runy - powiedział Remus - Już i tak opuściliśmy trzy lekcje.
- I bardzo dobrze. Mniej zrzędzenia McGonagall i innych - Syriusz w końcu otworzył oczy.
- Dobrze, że chociaż jeden z nas był na tyle mądry by udać się dzisiaj na transmutację - powiedział Remus - James z pewnością wymyślił pjakieś kłamstwo dla profesor McGonagall. Inaczej znowu byśmy mieli kłopoty.
- Nic nowego. Mam wrażenie, że jej życiową pasją jest wlepianie nam szlabanów. Zaraz po zadawaniu miliona prac domowych.
- W każdym razie - Marlena zmarszczyła brwi - Macie 20 minut na zrobienie wszystkiego. Widzimy się na runach! - Dziewczyna założyła na ramie swoją torbę i chwyciła Remusa za rękę co nie uszło uwadze Dorcas - A i jeśli możecie to odnieście tę tace do kuchni, dobrze?

James pchnął drzwi od biblioteki i raźnym krokiem wszedł do środka. Posłał bibliotekarce szeroki uśmiech, na co ta odpowiedziała chłodnym spojrzeniem. Przyszedł pomiędzy działami, które go nie interesowały i wreszcie stanął przy półce, na której leżały stare wydania gazet o quidditchu.
Sięgnął po jedną, z roku 1959 i otworzył na pierwszej stronie. Uwielbiał czytać o wszystkim co dotyczyło tego sportu, a poznawanie taktyk drużyn, które grały na międzynarodowych meczach pozwalały mu tworzyć taktyki zapewniające mu zwycięstwo na każdym szkolnym meczu. Był dobrym kapitanem, może nawet jednym z lepszych, którzy zawitali kiedykolwiek w progi Hogwartu.
- Pomóc ci może? - James zmarszczył brwi słysząc głos dobiegający zza półki.
Był to zdecydowanie Nick. Ten sam, który bezczelnie, ale też nieudolnie próbował podrywać Lily.
- Nie dziękuje, poradzę sobie.
O wilku mowa. James słyszał zirytowanie w głosie Evans i sprawiło mu to satysfakcję. Chciałby teraz zobaczyć minę Nicka. Właściwie czemu nie?
Wychylił się zza regału i spojrzał na dwie postacie stojące w odległości 2 metrów od niego. Stali tyłem, więc go nie widzieli.
- Słuchaj Nick to naprawdę miłe, że chcesz mi pomóc, ale ja nie potrzebuje tego. Świetnie sobie radzę sama. W dodatku trochę mi się spieszy. Chce jeszcze znaleźć Jamesa przed następną lekcją.
- Pottera? - spytał Nick, chociaż odpowiedz na to pytanie była oczywista.
- Tak.
- Lily wybacz, że o to pytam... - zaczął Nick drapiąc się po karku - Ale co was właściwie łączy? Jesteście parą?
- Z Potterem? Pewnie, że nie. Nigdy nie będziemy. Tylko się z nim koleguje. Czemu właściwie pytasz?
Nick nie zdążył odpowiedzieć bo regał, o który opierał się James poleciał do przodu, a Potter boleśnie wyładował na stosie książek tuż przy nogach Lily i Nicka.

One snitch, one seekerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz