53. Kolacja

2.6K 246 10
                                    

"Kochana córeczko, przede wszystkim razem z tatą chcielibyśmy życzyć Ci wesołych świąt! Wraz z listem przesyłamy prezent i mamy szczerą nadzieje, że Ci się spodoba! Jednak jest coś jeszcze o czym musimy Ci wspomnieć. Otóż, Petunia się wyprowadza! Nam też ciężko w to uwierzyć. Co prawda, ten cały Vernon wygląda jak tłusta świnia, ale Petunia mówi, że to jej wielka i jedyna miłość..."
Lily przerwała czytanie i zmarszczyła brwi. Petunia się wyprowadza? Czy to znaczyło, że nareszcie będzie mogła przebywać w domu bez słuchania ciągłych wyzwisk i narzekania jej głupiutkiej siostry?
Lily uśmiechnęła się szeroko i chwyciła list od Dorcas. Niestaranne pismo świadczyło o tym, że pisała go bardzo szybko.
"Hej Lily! Jest jeszcze gorzej niż myślałam! Jestem już po kursie robienia skarpetek, wyszywania kolorowych wzorków na szalikach i robienia pomponów na czapkach. Tragedia! W każdym razie babcia najwyraźniej też ma mnie już dość. Ciągle tylko słyszę: Nie, Dorcas nie tak. Dorcas trzymaj prosto tą igłę. Dorcas ten pompon jest naprawdę okropny, na to się nawet patrzeć nie da.
Mam nadzieje, że u ciebie jest lepiej. Widzimy się niedługo! Do zobaczenia, Dor."
Lily uśmiechnęła się pod nosem i położyła list na stoliku. Usiadła  wygodnie na łóżku i westchnęła.
Potter nie bawił się w pukanie i po prostu wszedł do środka. Na ustach miał pewny siebie uśmieszek, co bardzo pasowało do jego starej wersji.
- Hej Evans!
- Potter - Lily poderwała się na równe nogi - Nie będę się nawet pytać jak tu wszedłeś, bo chyba nie chce wiedzieć! Co ty tu robisz?!
- Mieliśmy zjeść razem kolacje, pamiętasz?
- Nie przypominam sobie, żebym się zgodziła!
- Nie musiałaś. Nie przyjmuje odmów.
Lily wywróciła oczami.
- No Evans, nie daj się namawiać. Chcesz zostawić biednego, uroczego Jamesa samego w święta?
- Co najmniej dwa określania, które właśnie wymieniłeś nie pasują do ciebie.
- Evans!
- Dobra Potter. Jako, że są święta, a ja mam dobre serce to zrobię wyjątek.
- Wiedziałem, że się zgodzisz! Czekam na dole!
Lily westchnęła i z rozbawieniem wstała z łóżka. Schowała oba listy do szuflady pamiętając o tym by po powrocie na nie odpisać.
James tak jak mówił stał na dole. Lily nie śpiesząc się zeszła ze schodów i posłała mu lekki uśmiech. Zignorowała jego wyciągniętą rękę i minęła go stając dwa kroki dalej.
- To gdzie idziemy?
- Pomijając twoją kulturę Lily - mruknął niby obrażonym tonem chłopak - Powiem tylko, że to niespodzianka.
- To złe połączenie.
- Słucham?
- Ty i niespodzianki.
- Przepraszam bardzo, brałaś udział w jakiejś, że wiesz?
- Nie, ale wzięłam w udział w wielu rzeczach twojego pomysłu, które nie skończyły się dobrze. To mi wystarczy.
- Och, Evans.
- Przed chwilą było już Lily i teraz wracasz do Evans? - roześmiała się i poklepała go po ramieniu - Zdecyduj się.
James chwycił ją za rękę i wyprowadził z pokoju wspólnego. Szli przez chwile w ciszy, którą po chwili chłopak postanowił przerwać.
- Jaka jest twoja rodzina? - spytał lekko zakłopotanym tonem, co było niepodobne do Jamesa Pottera.
Lily popatrzyła na niego zdziwiona.
- Skąd to pytanie?
- Nie wiem - wzruszył ramionami - Po prostu właśnie uświadomiłem sobie, że mało o tobie wiem.
- Moja mama ma na imię Grace - powiedziała w końcu - Pracuje w kawiarni. Piecze ciastka, zaparza kawę, czasem obsługuje gości. Też ma rude włosy, ale dużo ciemniejsze. Szczerze mówiąc często nawet nie widać, że są rude. A mój tata ma na imię Henry. Pracuje w jakiejś firmie. Nigdy nie interesowałam się tym bliżej. A moja siostra... Petunia jest dwa lata starsza i naprawdę nie chciałbyś jej poznać.
James kiwnął głową i otworzył drzwi wprowadzając ją do kuchni. Tam właśnie skrzaty kończyły układać na stole półmiski z jedzeniem i gdy tylko ich zobaczyły doskoczyły do nich szybko. James musiał długo przekonywać je, że naprawdę niczego więcej nie potrzebują.
- Czy twoja siostra jest tak samo okropna jak brat Łapy? - spytał, gdy w końcu usiedli.
- Podobnie. Ona...mnie nienawidzi. Może teraz ty mi coś opowiesz? - spytała w końcu napiętym głosem.
- Moja mama ma imię Dorea, a tata Charlus. Też chodzili do Hogwartu, ale to było lata temu.
Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy skupiając się głównie na jedzeniu.
James odchylił się na krześle i uśmiechnął lekko.
- Wiesz kto został w zamku? - spytał.
Lily zachłysnęła się wodą, którą właśnie  
piła i spojrzała się na chłopaka z niedowierzaniem.
- Nawet o tym nie myśl - mruknęła.
- Och, No dawaj. Co może być piękniejszego niż zrobienie kawału Filchowi w świąteczny wieczór?
- Spokojnie zjedzona kolacja w miłym towarzystwie? - spytała unosząc brwi.
- To też. Ale później trzeba sobie dostarczyć trochę rozrywki, prawda?
- Nie, James nie trzeba. W każdym razie jeśli tak bardzo chcesz rozrywki to mogę ci pożyczyć książkę, którą ostatnio skończyłam czytać. Naprawdę świetna.
- Chcesz czytać książki w święta? Zamiast robić kawały woźnemu? Nie rozumiem cię, naprawdę.
- Właśnie zauważyłeś jak bardzo od siebie się różnimy. Gratuluje.
- O nie Evans, znowu zaczynasz ten temat?
- Podać coś jeszcze? - spytał skrzat stając obok Jamesa.
- Właściwie to już wychodzimy.
- Ale nawet nie było jeszcze deseru!
- Może następnym razem - Lily uśmiechnęła się lekko w stronę skrzata.
Wyszli idąc w ciszy korytarzem. W końcu James westchnął i pociągnął Lily w zupełnie inną stronę.
- Słuchaj Lily. Ja naprawdę rozumiem twój brak zainteresowania kawałami... Znaczy właściwie nie rozumiem, ale pomińmy to. W każdym razie nie uważasz, że przynajmniej raz na jakiś czas trzeba zrobić coś szalonego?
- Nie. Szalone w twoim przypadku oznacza coś strasznie głupiego i niezgodnego z regulaminem.
- A widzisz tu jakąś McGonagall, która mogłaby ci dać szlaban? Albo innego nauczyciela?
- James, teraz naprawdę zaczynam się zastanawiać co dyrektor sobie myślał robiąc z ciebie prefekta naczelnego - Lily przewróciła oczami.
- Evans, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Staram się nie, bo próbujesz naprowadzić mnie na złą drogę.
- Gdybym chciał to już dawno bym to zrobił.
Lily zatrzymała się i popatrzyła na chłopaka z rozbawieniem.
- Próbujesz mi powiedzieć, że istnieje zła wersja Lily Evans, o której nie wiem?
- Mówię tylko, że gdybyś spędziła ze mną więcej czasu...
- Nie kończ - uderzyła go w ramie - W każdym razie poczekaj aż wrócą twoi kumple i róbcie tyle kawałów ile chcecie. Ale beze mnie.
James wzruszył ramionami i wszedł do pokoju wspólnego.
- Idę latać - powiedział i skierował się w stronę dormitorium.
- Żartujesz? Jest ciemno i zimno!
- I co z tego? - wzruszył ramionami.
- Jeszcze wlecisz w jakieś drzewo, stracisz przytomność i spadniesz do jakiś krzaczków, a rano nie będziesz nawet pamiętał co się stało!
- Teraz to chyba ty żartujesz. Nie jestem żadnym amatorem Evans. Ja nie wpadam na drzewa.
- Każdemu się może przecież zdarzyć!
- Skoro tak bardzo się martwisz to chodź ze mną. Jak już sobie coś zrobię to będziesz mogła mnie wyciągnąć z tych krzaczków.
- Bardzo śmieszne, wiesz?
- Idę po miotłę. Poczekaj tu jeśli chcesz iść ze mną.

One snitch, one seekerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz