36. Kłótnia

475 33 5
                                    

- Tylko jedź ostrożnie - Kobieta tuli mojego narzeczonego.
- Dobrze, Amando - Całuje ją w policzek i puszcza ją.
- Rose - Odwraca się do mnie - Uważaj na maluszka - Przytula mnie, mocno i ciepło.
- Rozumiem, bede uważać - Śmieje się i puszczam kobietę - Jak się urodzi to napewno przyjedziemy.
- Będziemy czekać - Uśmiecha się. Ross pakuje nasze bagaże, a ja wsiadam do auta.
- Narazie - Macha do niej i wsiada do auta.

Do Londynu zostały dwie godziny, czyli będziemy o pierwszej w mieście.
Opieram głowę ręką i patrzę rozświetloną drogę przez światła auta.
Od rana nie odzywam się do siebie, dlatego że nie chce mi powiedzieć o czym gadali.
- Powiesz coś w końcu ? - Odzywa się pierwszy. Nie reaguje na to - Rosie, skarbie ?
- Powiedz o czym gadałeś z Rikerem ? - Zerkam na niego.
- Nie twoja sprawa - Warczy. Czuje delikatny ból w brzuchu.
- To nie bede z tobą gadać.
- Nie będziesz ?! - Podnosi brew. Zapada cisza - Okey - Nagle czuje jak Lynch skręca mocno w bok, głową uderzam w szybę.
Wjeżdżamy w ciemny las. Nie ukrywam że jestem przerażona.
- Ross ! - Mówię drżącym głosem - Ross !! - Nagle auto zatrzymuje się. Odpinam pasy i rozglądam się.
Widzę ciemny las i tylko to.
- Możemy pogadać ?
- Ross, nie mogę się denerwować ! - Wychodzę z auta. Tracę nad sobą kontrole, gdy jestem spanikowana.
- To co ? - Otwiera drzwi - Pogadamy na spokojnie ?
- Nie ! - Odwracam się do niego - Najlepiej to zostaw mnie ! - Odchodzę od auta i próbuje uspokoić się.
- Mam Cię zostawić ? - Podnosi brew.
- Tak !!
- Okey - Wsiada do auta i włącza silnik. Robie wielkie oczy.
- Ross !! - Widzę jak auto cofa - Ross !! - Biegnę za nim ale blondyn przy śpiesza i po chwili widzę światełka w oddali - Kurwa mać !! - Kopę piach i patrzę jak auto wraca na autostradę.
Odwracam się i widzę ciemność. Boje się i łapie za brzuch.
- Za co on się uważa ? Debil - Chodzę po lesie, ręce skrzyżowane na piersi i kaptur na głowę - Kocha mnie, a dziecko tu już nie chce !! Traktuje mnie jak prostytutkę - Marudzę pod nosem. Zostałam bez bagaży, dokumentów i telefonu.
Chodząc tak słyszę jak ktoś za mną łamie gałązki. Przystaje i odwracam się - Moja wyobraźnia, Rose - Dalej idę i słyszę nadal kroki za sobą. A jak to morderca kobiet. Nagle tracę zmysły i biegnę przed siebie. Kroki zaczynaja przyśpieszać. Czuje łzy na policzku. Nie mogę umrzeć.
Po chwili potykam sie o korzeń i upadłam.
Kładę się na plecy i nagle nademną pojawia sie postać. To już koniec.
- Proszę nie zabijaj mnie - Mowię przez łzy. Postać kładzie się na mnie i mnie całuje.
- Zabije Cię, pózniej - Mówi tajemnicza postać. Zaraz, kojarzę ten głos.
- Ross ?!
- Tak, kochanie - Zdejmuje kaptur.
- Zejdź ze mnie ! - Spycham go za bok i siadam na trawie - Jesteś dupkiem ! - Zaczynam płakać - Narażasz mnie ma taki stres, a ja nie mogę tak przeżywać !!
- Rose...
- W ogóle to gdzie byłeś ?!
- Tu - Pokazuje palcem - Niedaleko na kawie. Przybliża się.
- Spierdalaj - Odpycham go i wstaje - Gdzie auto ?
- Dwa kroki na dróżkę - Patrzę przez chwile na niego i odchodzę.
Wsiadamy w ciszy do auta i zapinam pasy.
- Wiesz, że przez taki stres mogę poronić ? - Patrzę na blondyna. Widzę jak wykrzywia mu się kąciki ust w uśmieszek - Aha, czyli to twój plan ! Chcesz tak pozbyć się własnego dziecka ? - Lynch nic nie mówi - Jesteś debilem - Zdejmuje pierścionek - Masz ! - Wrzucam go do schowka - Lepiej aby dziecko nie miało ojca.

Budzę się oszołomiona. Jestem obolała przez moją leżącą pozycje, prostuje się i patrzę przez okno. Jesteśmy już w Londynie.
- Ross, nie ominołeś mojego domu ? - Marszczę brwi.
- Tak - Skupiony jest na drodze.
- To zawróć - Rozkazuje.
- Nie ! - Mówi to szorstkim tonem.
- Co powiedziałeś ? Zawróć, proszę.
- Nie - On prowadzi i tak z nim nie wygram. Opieram się o fotek i wzdycham.
Idziemy na górę do apartamentu Lynch'a.
Nadal wkurzona na niego za co on zrobił, może o tym gadał z bratem. Jak usunąć nasze dziecko.
- Idę się myć - Mówię zmęczona i wchodzę na górkę.
- Okey - Czuje klepnięcie w tyłek. Odwracam się.
- Proszę Cię daj mi spokój ! Mam Cię dość ! - Mówię to ze łzami. Jestem zmęczona na kłótnie.
Przyznam że prysznic trochę mnie odprężył. Ale wole być u siebie. Pod swoim prysznicem i położyć się obok Vadera.
Wychodzę spod kabiny. Szyby są zaparowane.
Mokre ciało otulamy ręcznikiem. Rozglądam się i ogarniam że bagaże zostawiłam w aucie, cholera. Przewracam oczami i wychodzę z łazienki.
Wchodzę do sypialni, gdzie przy szafie stoi blondyn w samych spodniach.
- Ross... - Lynch odwraca wzrok w moją stronę.
- Oh ! - Robi głupi uśmieszek - Myślałem że jesteś zła na mnie, a ty ? - Przewracam oczami.
- Pójdziesz po mój bagaż mam tam piżamę.
- Nie.
- Co ?! Ross, jak bede spać ? - Robie zdziwioną mine.
- Mam jeszcze twoją bieliznę, a chce abyś spała bez koszulki - Zasuwa szafę i patrzy na mnie.
- Co ? Ross, proszę będzie mi zimno !!
- Przytule Cię - Wzdycham.
- Nienawidzę Cię, kurwa nienawidzę !! - Mówię to podniosłym tonem - Gdzie masz tą bieliznę ?
- W komodzie - Pokazuje palcem. Podchodzę do niej i otwieram pierwsza szafkę.
- Super - Wyjmuje dolną część bielizny - Bardziej dziwkarskich majtek nie masz ? - Odwracam się do niego.
- To twoje - Przygryzam wargi.
- Przestań się już na mnie gniewać - Tuli mnie.
- Spadaj, pokazałeś dziś co potrafisz. Jestem zmęczona - Zakładam to co mam pod ręka - Masz szlafrok ?
- Tak.
- Dasz ?
- Poczekaj - Podaje mi swój szlafrok - Proszę - Odwracam się i zrzucam ręcznik z siebie, a po chwili zakładam szlafrok.
- Idziesz spać ?
- Idę się umyć - Przybliża sie aby mnie pocałować ale odsuwam się - Poczekam kiedy Ci przejdzie.

Nowy rozdział.
Dawać gwiazdki i komentarze.

Zapraszam na grupie na Facebooku
https://www.facebook.com/groups/198294347224535/

Zapach Kobiety // Ross Lynch ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz