41. Narodziny.

501 35 10
                                    

Dzień mija za dniem. Brzuch co miesiąc robi się większy.
Dłuższymi krokami zbliżam się do porodu.
Ross robi się dziwny, gorszy...
Jego miłość do małej maleje ! Codziennie przychodzi późno, ale też morderca uaktywnił się.
Każdego dnia zabijana jest kobieta, nie obchodzi go stan materialny czy kim jest. On zabija z czystej przyjemności. Policja jest już bezsilna, a on nie działa sam.
Stoję w sypialni i przyglądam się blondynowi.
Narzeczony pakuje rzeczy do walizki. Jest mi cholernie smutno że nie będzie przy porodzie, ale z jednej strony jego nie obchodzi córeczka i powoli ja.
- Kochanie - Podchodzę do niego i Tule ramie - Ile Cię nie będzie ?
- Góra dwa tygodnie - Pakuje ostatnią rzeczy.
- Ugh, będę tęsknić - Wtulam się w jego ramie.
- No wiesz... - Odwraca się w moją stronę - Mogłyby być seks na pożegnanie ale ty zaciążyłaś - Syczy i patrzy na brzuch.
- Przestań - Odchodzę niesmaczona - Stresuje się porodem - Siadam na fotelu.
- Rose, urodzisz i będziesz mieć spokój - Zamyka walizkę.
- Prawda, mam dosyć obolałych stóp i kręgosłupa - Kot siada mi na nogach - Chce zobaczyć już naszą córeczkę - Drapie kota.
- Hmm, jak książka ? - Odwraca się do mnie.
- Okey.
- To dobrze. Mam wszystko ?! - Rozgląda się - Chyba tak - Bierze walizkę.
- Ross - Wstaje z fotela - Nie jedź - Tule go na tyle ile daje mi brzuch.
- Musze - Całuje mnie w czoło - To bede już jechał - Schodzi z walizką. Powolnym krokiem idę za nim, powstrzymuje łzy.
- Zadzwoń do mnie jak dojedziesz i jedz ostrożnie - Tule go ostatni raz.
- Dobrze. Trzymaj się ! Napisz do mnie gdy urodzisz - Chociaż tyle z jego strony - Narazie, Rose.
- Pa Ross - Puszczam go. Chłopak wychodzi.

Na cały tydzień zaprosiłam przyjaciółkę.
Naprawdę boje się sama zostać w domu, bo w każdej chwili mogę urodzić i najlepiej aby ktoś był przy mnie.
- To oglądamy coś ? - Pyta dziewczyna. Ignoruje pytanie, jestem zbyt zamyślona - Rose ?! - Szturcha mnie.  
- Co ?! Cholè ?! - Zerkam na dziewczynę - Tak, zamyśliłam się -  Chichocze i biorę łyk soku.
- Widzę. Ross ?
- Co ?
- Chodzi o Rossa ? Zgadłam ?
- Oh, wiesz... - Spuszczam wzrok - Chciałabym aby był przy porodzie, ale on całkowicie odtrącił małą - Wybucham płaczem. Przyjaciółka tuli mnie i głaszcze po głowie.
- Wiem że Ci ciężko, ale dasz radę jesteś silna, skarbie - Mówi łagodnym głosem.
- Za dużo tego - Puszczam ją - Powinnam odpocząć.
- To dobrze zrobi tobie i Anastasi - Dotyka moją dłoń.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Kieruje się w stronę sypialni. Kładę się w łożku.
Biorę telefon do ręki. Ross nic nie pisze, zaczynam się martwić ale jestem tak słaba że chce iść spać.

Od trzeciej złapały mnie ostre skurcze. Boje się że to przez stres !
Bo tak to urodzę za tydzień, za wcześnie.
- Ale napewno nie rodzisz ?! - Pyta śpiąco dziewczyna prowadząc pojazd.
- Nie, to za wcześnie - Zginam się z bólu - Cholera ! - Klnę pod nosem.
Po pół godzinie jesteśmy przy szpitalu.
Dziewczyna wchodzi pierwsza.
Ma na sobie spodnie długie od piżamy, trampki i bluzę, nie zdążył się ubrać i związane włosy.
- Zaraz bede - Informuje mnie i wchodzi do środka.
Po chwili wychodzi lekarz i mnie zabiera.
- Co pani jest ? - Pyta młody mężczyzna.
- Mam bóle - Ledwo mówię - Cholè ?!
- Jestem ! - Odzywa sie z tyłu dziewczyna.
- To zabieramy na oddział - Mówi drugi lekarz i wyjeżdżamy do sali.
Wyproszono dziewczynę, zostałam sama z pielęgniarkami i lekarzem.
- To rodzi pani.
Że co ?!
- To o tydzień za wcześnie ?! - Wszyscy ignorują moje słowa. Nie mogę ogarną co się dzieje.

To najgorsze prawie trzy godziny w moim całym życiu !!
Czułam jakby łamali mi wszystkie kości !!
Czułam nie wyobrażalny ból ! To co się stało było straszne !
Jedynie co czułam to jak pot spływa z mojego czoło, lampa oślepiała mnie, tak bardzo że ledwo widziałam ludzi którzy pochylali się nade mną.
Uspokoiłam się dopiero wtedy gdy usłyszałam jej płacz.
Wtedy wszystko ustało. Zaczął się spokój.
Nie ogarniałam co się dzieje.
- Mogę zobaczyć córeczkę ? - Zapytałam położną, która stała obok mnie.
- Zapytam lekarza - Odeszła ode mnie, a po chwili na rękach trzymała kocyk.
Podała mi go na ręce i zobaczyłam najpiękniejszą i najukochańszą osobę.
- Hej, jestem twoją mamą !! - Mówię szczęśliwa.
Nie mogę opanować łez szczęścia, Oh to niesamowita chwila.
- Godzina szósta trzydzieści trzy - Mówi lekarz i podchodzi do mnie.
- Co chce pan zrobić ? - Pytam spanikowana.
- Zabierzemy malca na badania i za godzinę oddamy - Uśmiecha się. Nie chętnie oddaje mu dziecko.
Na wózku wyjeżdżam z sali. Widzę że dziewczyna leży skulona na dwóch krzesełkach i śpią.
- Cholè !! - Szturcham ją w kolano. Dziewczyna odrazu się budzi.
- I co ? Co z dzieckiem ? - Pyta zaspana.
- Zdrowa, teraz tylko badania kontrolne - Dziewczyna się podnosi.
- Gdzie Cię wiozą ?! - Patrzy raz na mnie, a raz na pielęgniarkę.
- Do sali po porodowej - Odpowiada na jej pytanie młoda kobieta.
- Przespałam sie trzy bite godziny, wiec idę z wami - Śmieje się i idzie z nami.
Zostajemy w sali same. Z niecierpliwoscią czekam kiedy przyjdą z moją córeczka.
Kładę się wygodnie w łożku, dziewczyna siada obok na krzesełku.
- Ty zawsze coś odwalisz ? - Chichocze Cholè.
- Moja wina ?! - Śmiejemy się.
- Która godzina ? - Ziewa i opiera się.
- Siódma. Jedz do domu wyspać się i przewieziesz mi moją torbę.
- Dzwoń do Rossa.
- Cholè jest za wcześniej.
- Ja o trzeciej z tobą tu jechałam i jest siódma. Dzwoń ! - Opiera głowę o materac.
Biorę komórkę i wykręcam numer do Rossa.
Słyszę kilka sygnałów i po chwili...
- Rose, rozumiem że tęsknisz ale jest siódma. Kochanie daj spać.
- A wiesz że pół godziny temu zostałeś ojcem.
- Co ?! Rose, ty urodziłaś ?! - Od zaspanego głosu, słyszę jak się wybudził .
- Tak !! Wiesz jaka jest prześliczna !! Podobna do ciebie !!
- Super, to fajnie że nie masz już brzucha. Kiedy Cię wypuszczają ?
- Nie wiem, zaraz idę spać, a co u ciebie ?
- Czyli jak Cię wypuszcza to będziemy mogli sie pieprzyć ?
- Ross, tak ale nie cieszysz się że urodziłam zdrową i piękną córeczkę.
- Tssaa rozumiem, Oh Rose nareszcie !!!
- Spadaj i nie odzywaj się do mnie - Odkładam słuchawkę.
Zaczynam płakać.
- Co jest ? - Dziewczyna budzi się odrazu, gdy rzucam telefonem na stolik - Rosie !! - Podnosi się.
- Dlaczego...
- Nie bede Cię już męcz pytaniami. Idź spać i jak się obudzisz będzie twój mały skarb - Całuje mnie w skroń i odchodzi.
Zasypiam.

Śpiąca i zmęczona wracam do domu. Rose dała mi ostrego strachu.
Ale cieszę się że urodziła zdrową córeczkę.
Jej wielkie marzenie za czasów studiów, znaleźć porządnego faceta i mieć z nim dziecko, ale oczywiście Ross musiał doprowadzić do płaczu.
Co za cholerny dupek.
Po chwili czyje wibracje w kieszeni spodni. Wyjmuje telefon i widzę wiadomość od Rossa. Przez przypadek wzięłam telefon Rose.
Wyświetlam wiadomość
Ross ❤️
Ja chyba nie jestem gotowy na dziecko... Przepraszam.

Cholera !! Rose nie może zobaczyć tego SMSa !!
Kasuje go odrazu. Przecież ona sie załamie.
Zadzwonię do niego. Nie długi musze czekać.
- Rose, ja...
- Słuchaj, niedorozwinięty dupku przez przypadek wzięłam telefon Rose i wytłumacz mi dlaczego nie chcesz dziecka ?!
- Nie jestem gotowy !! Masz odpowiedz.
- Słuchaj, ona rodziła trzy godziny !! Jesteś dla niej wszystkim jak teraz jej córeczka, wiec opanuj się i pogódź się z tym że jeśli lubisz się kochać to też można zaliczyć wpadkę.
- Może masz racje.... Nie mów Rose !!
- Nie mam zamiaru ale się ogarnij, chłopczyku - Rozłączam się i wracam do sali.

Komentować kochanie ❤️

Zapach Kobiety // Ross Lynch ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz