4.6

3.8K 461 52
                                    

Luke

Minęły już ponad dwa tygodnie, a do mnie wciąż nie docierało, że Michael ma białaczkę. Pomimo tego, że przez kilka pierwszych dni był tym przerażony tak samo jak ja. Później zauważyłem, jakby pogodził się ze swoim losem. Pogodził się z tym, że jego życie zostało skazane na porażkę. Odnosiłem wrażenie, że to ja przejmowalem się nim bardziej, niż on sam.

To było takie nie fair. Był zbyt dobrym człowiekiem. Był, jak to kiedyś Calum ujął:

Michael to taki dobry duszek.
On pragnie Twojego uśmiechu, nie swojego.
On chce, abyś to ty był szczęśliwy, nie on.
On po prostu stawia Cię ponad wszystko.

To była stu procentowa prawda - Michaela obchodził każdy, tylko nie on sam. Siebie stawiał na ostatnim miejscu wszelkich wartości.

Aktualnie siedziałem na jednym z krzeseł, znajdującym się na szpitalnym korytarzu. Gdy tylko usłyszałem, że Mike miał silny krwotok z  nosa, nie obchodziło mnie już totalnie nic. Nie obchodziło mnie, co pomyślą jego rodzice. Zalewałem się łzami już od dobrych kilkudziesięciu minut. Gdy w pewnej chwili poczułem, jak ktoś dotyka moje ramię.

- Luke, będzie dobrze - usłyszałem głos Caluma, a ja natychmiast pokryciem głową.

- Jak rzadko zdarza się, że ktoś w ogóle żyje po tym normalnie, Calum! - warknalem, zdenerwowany.

- Michael się z tym pogodził - próbował uspokoić, ale nie przemawiało to do mnie w żaden możliwy sposób.

- I to boli najbardziej. Ze on się z tym pogodził, a ja za chuja nie potrafię

Za kilka dni Mike miał mieć swoją pierwszą chemioterapię, a to przerażało mnie niemiłosiernie.

***

Średnio orientuje jak to wygląda z chemioterapią w Australii, ale proszę potraktujcie to z przymrużeniem oka.

skymichael

 »dispirited | muke ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz