4.7

3.8K 459 82
                                    

Luke

Dziś nadszedł dzień, gdy miałem odwiedzić Michaela po pierwszej chemioterapii...

Siedziałem już przed salą, cholernie się denerwując. Z tego co udało mi się dowiedzieć od lekarzy, Mike dużo wymiotował i bardzo szybko się męczył. Lekarze wciąż zapewniali mnie, że jest naprawdę duża szansa, że z tego wyjdzie.

Jedna z pielęgniarek poinformowała mnie także, że Michael zgodnie z własnym życzeniem ściął krótko włosy. Informacja była dla mnie niemałym szokiem, ponieważ zawsze powtarzał, że nigdy nie zajmie ich na krótko. Najwyraźniej choroba wzięła górę.

Po jakimś czasie z sali wyszła jego mama, która natychmiast zmierzyła mnie wzrokiem. Chyba chciała mi coś powiedzieć, jednak Daryl poprowadził ją w kierunku wyjścia. Jakaś kobieta w białym fatuchu uśmiechnęła się do mnie i gestem ręki wskazała, że mogę już wejść do środka. Posłałem jej sztuczny uśmiech, podniosłem się z krzesła i przekroczyłem próg pomieszczenia.

Chłopak leżał w swoim łóżku, a ja przez chwilę naprawdę zastanowiłem się, czy to był naprawdę on.

W ciągu kilku ostatnich tygodni strasznie schudł, a na dodatek był jeszcze bardziej blady niż zazwyczaj. Krótko ścięte włosy, brak kolczyków we brwi. Jednak największą uwagę przykuwały jego duże, wciąż pełne życia zielone oczy oraz różowe usta o idealnym kształcie.

Usiadłem na krześle obok, dotknąłem delikatnie jego nadgarstka i uśmiechnąłem się przez łzy. Pomimo tego, na jak bardzo wymęczonego wyglądał, dla mnie wciąż był najpiękniejszym i najprzystojniejszym chłopakiem na świecie. Pocałowałem jego knykće, a natychmiast można było dostrzec, jak bardzo rozweselił go tak mały i na pozór nic nie znaczący gest.

- Hej Mikey - powiedziałem po chwili i naprawdę zacząłem się zastanawiać, gdzie ci lekarze widzieli u niego poprawę, ponieważ ja miałem wrażenie, że z dnia na dzień było z nim coraz gorzej.

- Hej - odpowiedział zachrypnietym głosem, chciałem coś powiedzieć, ale gdy zauważyłem jak powoli otworzył usta, zrezygnowałem. - Le... Lekarze po...powiedzieli, że ze mną coraz lepiej Luke - powiedział ściskając mocniej moją dłoń.

W tej chwili emocje wzięły górę, nie wytrzymałem i pocałowałem go. Nie obchodziło mnie, jakiekolwiek ryzyko zarażenia się czymkolwiek*.

Mike uśmiechnął się delikatnie, choć nie odwzajemnił pocałunku. Odniosłem wrażenie, jakby nawet nie miał na to siły.

- T... Tak dobrze całujesz Luke - wydukał.

Zaśmiałem się lekko przez łzy, wracając do gładzenja jego nadgarstka, na którym swoją drogą znajdował się wenflon.

- Ja... Wygram z rakiem. Przysięgam Luke. Zrobię to dla Ciebie. Nie odpuszczę tym bardziej teraz, gdy - odetchnął. - Zaczyna się pomiędzy nami układać - dokończył swoją myśl, a jego policzki lekko się zaróżowiły. To było przesłodkie.

- Mike masz to zrobić dla siebie, skarbie. Nie dla mnie. Ja już wystarczająco dużo zniszczyłem w twoim życiu - odpowiedziałem, nie dbając już o łzy spływające po moich policzkach.

- Ale ja... Ale ja Cię kocham Lukey.

Mówiłem, że wcześniej płakałem? Teraz tonąłem już we własnych łzach.

- Ja Ciebie też - odpowiedziałem, a on uśmiechnął się do mnie i wydął wargi.

Musnąłem lekko jego usta, a on wykonał niewielki ruch ustami, co natychmiast wywołało uśmiech na mojej twarzy.

- W...Wiem, że teraz nie wyglądam najlepiej Luke. Zresztą ja nigdy nie byłem...

- Kotek, dla mnie zawsze byłeś jesteś i będziesz piękny. Nie ważne, czy masz mniej włosów, czy stracisz je wszystkie. Nie one świadczą o tym, jak cudownym jesteś człowiekiem Mikey. Jesteś moim Michalem.

- Twoim Michaelem - powtórzył.

***

skymichael

 »dispirited | muke ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz