Moje serce prawdopodobnie biło teraz jak bęben, wszystko działo się w zwolnionym tempie. Poczułam jego zimne dłonie biegnące w dół mojej szyi, jego palec wskazujący przesunął się po mojej żyle.
Wstrzymałam oddech, podczas gdy Ruby po prostu tam siedziała, zamrożona na swoim miejscu, mocno ściskając kierownicę. Powoli zamknęłam oczy, kiedy poczułam jego oddech przy moim uchu.
- Wrócisz teraz do domu Lucinda - wyszeptał do mojego ucha. Czułam strach, czysty strach biegnący teraz przez moje żyły. Wtedy kątem oka zobaczyłam stopę Ruby powoli sięgającą do pedału.
Modliłam się po cichu, żeby to zrobiła, odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. Jego oczy były ciemniejsze i wypełnione nienawiścią. Mogłam poczuć jak od niego promieniowała.
- Nigdy - splunęłam.
- Teraz! - krzyknęłam, a Ruby wcisnęła pedał, sprawiając, że on nagle zniknął, jego ciało przeszło przez samochód, cóż, to było dziwne.
Ruby jechała wariacko, minęła kilka zakrętów, unikając nadjeżdżających samochodów dopóki nie znalazłyśmy się blisko znaku mówiącego: Wyjeżdżasz z Silent Mound, proszę przyjedź ponownie.
Krzyczałam z radości, a Ruby śmiała się i dołączyłam do niej. Właśnie wtedy samochód wymknął się spod kontroli i obie wrzasnęłyśmy.
- Co się dzieje?! - krzyknęłam, a ona pokręciła szaleńczo głową.
- Nie wiem! Nie kontroluję samochodu! - odkrzyknęła,a świat zaczął wirować. Opony opuściły ziemię i auto zaczęło kręcić się w kółko.
Dopóki wszystko się nie zatrzymało, a ja ogłuchłam i wszystko stało się czarne jak smoła.
**************
- Pomóż im oficerze!
- Ich ciała utknęły! A samochód zaraz wybuchnie!
- Niech ktoś zadzwoni po pogotowie!
- Nadjeżdża! Ale szybko! Wyciągnijcie je z samochodu!
Poczułam jak ktoś chwycił moje obolałe ramię, ale nie mogłam się skrzywić, ani krzyknąć z bólu. W rzeczywistości nie mogłam zrobić nic. Ból, ból był jedyną rzeczą, która była teraz we mnie.
Moje ciało było odrętwiałe, czułam jak tracę krew.
- Moje dziecko! Moje dziecko! - Mamo? Czy to ty?
- Proszę trzymać się z dala madam, to auto za chwilę wybuchnie! - krzyknął męski głos, a ja mogłam usłyszeć syreny.
Ruby, co się stało z Ruby?!
Moje ciało przez chwilę unosiło się w powietrzu, dopóki nie wylądowałam na miękkiej, ale stabilnej powierzchni.
Przytwierdzono coś do mojego nosa, do którego wpłynęło powietrze co pozwoliło mi prawidłowo oddychać. Mamo! Chcę moją mamę! Mamo, gdzie jesteś?!
- Zabierzcie ją szybko do szpitala! Straciła zbyt dużo krwi! - krzyknął ktoś i czyjaś ręka chwyciła moją. - Kim pani jest?
- Jestem jej matką - odpowiedziała moja mama ze łzami w oczach i usłyszałam zamykanie drzwi. I poczułam kołysanie z boku na bok. Jestem pewna, że jestem teraz w karetce.
Nagle miałam energię, żeby otworzyć oczy, ale obraz był nieco rozmyty. Moje gardło wydawało się wysuszone, było szorstkie i potrzebowałam wody. Otworzyłam moje wysuszone wargi.
- M-mamo?
- Lucinda! Oh, kochanie, co ci się stało?! - Usłyszałam pytanie mojej mamy, a moje oczy były jakby miały zamknąć się ponownie.
- Mamo... - wymamrotałam.
- Nie zamykaj oczu Lucinda! Zdążymy do szpitala tylko trzymaj się! - krzyczała moja mama, a ja z powrotem wpadłam do otchłani ciemności.
**************
- Będzie z nią w porządku, doktorze? - Usłyszałam jak ktoś zapytał, zdałam sobie sprawę, że to moja mama.
- Tak, będzie w porządku, po prostu straciła dużo krwi, ale zadbaliśmy, żeby dać jej trochę, bo jej ciało nie mogłoby dobrze funkcjonować - odpowiedział doktor. - Ale po kilku dniach odpoczynku i prawidłowego odżywiania wróci do zdrowia.
- Dziękuję, doktorze - powiedziała mama, usłyszałam zamykanie drzwi i w pokoju zapadła zupełna cisza.
Poczułam rękę dotykającą mojego policzka, była zimna. Czyjś zimny oddech owiał moje ucho, przyprawiając mnie o gęsią skórkę.
- Wracaj do zdrowia, kochanie, nie mogę się doczekać, żeby cię ukarać.
Bip. Bip. Bip. Bip.
Szybko otworzyłam oczy, na początku obraz był niewyraźny, oślepiały mnie światła. Po próbie dostosowania się do ostrego światła moje oczy w końcu się do tego przyzwyczaiły.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam była postać mojej mamy śpiąca na kanapie znajdującej się obok. Reszta pokoju składała się z małego telewizora, stolika do kawy i monitora obok mojego łóżka.
Jęknęłam z bólu, gdy próbowałam wstać. Mój wzrok padł na moje ramię i westchnęłam. Było zabandażowane, nie wiedziałam, że je złamałam.
Już miałam wstać z łóżka, kiedy się poślizgnęłam. Wypuściłam cichy pisk, ale zimna dłoń chwyciła moje ramię i pociągnęła z powrotem na łóżko. Moje niebieskie oczy rozszerzyły się, kiedy spotkały takie same czarne.
Zamiast uśmieszku jego usta były zaciśnięte w ciasną linię.
- C-co ty tu robisz? - zapytałam i tak jak się spodziewałam jego usta zmieniły się w uśmiech.
- Tęskniłaś za mną? - zapytał, a ja pokręciłam głową.
- Nie - odpowiedziałam. - Dlaczego powinnam?
- Cóż, byłaś nieprzytomna od trzech dni, myślałem już, że cię zabiłem - powiedział pełen fałszywej troski. Z tupetem byłego człowieka, teraz ducha lub diabła.
- Życzę sobie tego samego - zadrwiłam. - Chcę umrzeć, żeby być z dala od ciebie.
Nagle chwycił moje ramiona i zacieśnił uścisk na nich, sprawiając, że skrzywiłam się z bólu.
- Umrzesz kochanie, ale najpierw cię zniszczę - wyszeptał, wywołując u mnie dreszcze. - Chcę żebyś umarła, ale z mojego powodu. Nikogo innego.
Moje oczy rozszerzyły się na jego oświadczenie, ale sprawiło, że chciałam spoliczkować całą jego już zniszczoną twarz.
Zanim zdążyłam powiedzieć, ubiegł mnie.
- A ty jesteś moja.
***
Nie mogę zostawić rozdziału bez notki po dość długiej nieobecności, ale jeśli ktoś czyta komentarze, albo śledzi mój profil to zna przyczynę, a mianowicie zepsuty laptop. A konkretnie klawiatura. Więc czekałam na niego i czekałam, a termin przekładał się w nieskończoność, ale postaram się wam to wynagrodzić dwoma rozdziałami które pojawią się jeszcze w tym tygodniu do niedzieli :)
CZYTASZ
Hex [h.s.] tłumaczenie pl
FanfictionŻeby złamać klątwę trzeba zabić tego, kto ją rzucił. okładka: @anarchyofstyles zwiastun: @BoundToLove Najwyższa pozycja oryginału: #51 w Fanfiction Najwyższa pozycja tłumaczenia: #66 w Fanfiction