Czekałam, aż Harry wejdzie przez frontowe drzwi, czekałam, aż wpadnie do domu, przeklinając ranę na nodze, ale to nigdy się nie stało.
Gdzie on jest?
Na ciemnoniebieskim niebie świeciły już gwiazdy. Wiatr wiał delikatnie, kołysząc gałęzie drzew, a księżyc świecił jasno.
To przypomniało mi wydarzenie z centrum handlowego, gdzie ludzie szeptali o czerwonym księżycu. To się jeszcze nie dzieje. Może to nie wydarzy się naprawdę.
Dajcie spokój, czerwony księżyc? To musi być jakieś chore gadanie. Prawda?
Wtedy drzwi nagle się otworzyły i wszedł przez nie Harry, jego usta zaciśnięte były w cienką linię, jego oczy były czarne i wyglądał morderczo. W jego dłoniach był martwy gołąb, który na piersi miał ogromny ślad po ugryzieniu. Wzdrygnęłam się, gdy to zobaczyłam.
Zęby Harry'ego muszą być naprawdę ostre. Hmm, byłam zdziwiona.
Harry przeszedł zamaszystym krokiem przez pokój i usiadł na krawędzi łóżka, jego oczy były skupione na zakurzonej, drewnianej podłodze. Moje oczy od razu powędrowały na jego nogę i rozszerzyły się.
Jego rana zniknęła!
- Harry...
Szybko podniósł głowę, jego czarne oczy patrzyły na mnie przenikliwie.
- Uh... Rana zniknęła... - wymamrotałam, a on pokiwał głową, po czym znów zaczął gapić się na podłogę. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
- H-Harry, czy coś się stało? - zapytałam, a on znów na mnie spojrzał. Tym razem jego oczy wróciły do zielonego koloru, który zaparł mi dech w piersiach. To był jeden z moich ulubionych odcieni zieleni.
- Moje dni są policzone - powiedział, dezorientując mnie. Co? Jego dni są policzone? Przez kogo? Nie jest demonem? Nie powinien być tu na zawsze, żeby nawiedzać ludzi?
- Policzone?
- Przez niego. Nie wytrzymam tu długo, chyba że znajdę jego rodzinę.
To mnie zdziwiło.
- Jaką rodzinę? - zapytałam, a on mnie zlekceważył i odwrócił wzrok.
- Harry, możesz mi powiedzieć... Jak umarłeś?
Pytanie go zaskoczyło, przez co wziął gwałtowny wdech, zanim odwrócił się w moją stronę.
- Chcesz wiedzieć? - zapytał, sprawiając, że spojrzałam w dół i przygryzłam wargę.
- Jeśli nie będziesz czuł się z tym źle, to tak.
- Okej. Umarłem, bo zastrzelił mnie naczelny. Zarządzał departamentem policyjnym i pewnego razu zaczęli mnie śledzić, wiedzieli gdzie się ukrywam i schwytali mnie. Torturowali mnie godzinami w moim własnym domu, dopóki nie zdecydowali się mnie zabić.
Zimny dreszcz przebiegł w dół mojego kręgosłupa, przez co zadrżałam.
- Cholernie popaprane, co? - Zaśmiał się gorzko, a ja musiałam się zgodzić.
- Ilu ludzi zabiłeś?
Wyglądał, jakby pytanie zadało mu ból, ale nie odważył się tego pokazać. Dlaczego demon miałby być poruszony ludźmi, których zabił? Teraz to byłoby głupie.
- Dwadzieścia. Wszystkie były parami. - Odetchnął, a ja poczułam obrzydzenie. Jak on mógł zabić dwadzieścia, dwadzieścia niewinnych osób?
- Dlaczego?
Zesztywniał.
- To nie twoja sprawa! - kłapnął, jego oczy natychmiast pociemniały. Ale nawet jeśli mi nie powie, to może już znałam odpowiedź.
- Tym powodem była Mertil?
Westchnął i zawiesił nisko głowę, wyglądał na bezbronnego i pokonanego. Z jego punktu widzenia miałam już świadka. Brał głębokie i powolne oddechy, zanim na mnie spojrzał.
- Po jej śmierci zawsze wszędzie widziałem szczęśliwe pary, byłem przez to zazdrosny. Bolało mnie to, widziałem, że nigdy nie będziemy mogli być znów razem. Była wszystkim co miałem, pomijając moją matkę - powiedział. - Kocham ją.
- Och - wymamrotałam, myśląc nagle o Randy'm. Czy on wciąż mnie kocha, chociaż jestem daleko? Myśli o mnie? Wszystkie te myśli pojawiły się tak nagle, że bez zastanowienia zadałam pytanie.
- Wciąż ją kochasz?
Zakryłam sobie usta zaraz po tym, jak to powiedziałam, nawet nie wiem co sobie myślałam, pytając go o to.
Skinął głową.
- Tak, wciąż.
Zdecydowałam się uniknąć tematu, zadałam inne pytanie.
- Więc, co do tej rodziny, o której mówiłeś i ten ,,naczelny", co musisz zrobić, żeby tu zostać?
- Muszę zabić jego rodzinę, tę która nadal żyje i tym sposobem będę znowu żył.
Moje oczy rozszerzyły się na tę informację.
- Znowu żył? Co masz na myśli?
- Zanim umarłem, złożyłem przyrzeczenie, że zabiję każdego z jego rodziny, nie oszczędzając nikogo. Więc ta klątwa się spełni, diabeł zgodził się na moje życzenie. Ale moje dni są policzone, nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie i cię zabierze.
Pokiwałam głową i wstałam.
- Lepiej idź spać, Lucinda, jutro będziemy kontynuować naszą podróż.
Ziewnęłam, zgadzając się i poszłam do łóżka. Zastanawiałam się, gdzie on miałby spać, prawdopodobnie na kanapie, tak przypuszczam.
Naciągnęłam pościel aż do mojego podbródka, gdy on opadł na starą, zniszczoną kanapę. Jego wzrok skupił się na drewnie w kominku, które nagle stanęło w płomieniach, rozgrzewając cały drewniany dom.
- Kiedy dotrzemy do miasta, co będziemy robić? - Nie mogłam się powstrzymać, więc zapytałam. Ale nie odpowiedział mi, po prostu zamknął oczy, jakby próbował powiedzieć, żebym przestała denerwować go pytaniami.
- Swoją drogą, jak twoja noga się wyleczyła? Uleczyłeś ją czy coś? - zapytałam po raz ostatni, obserwując jak otwiera oczy i odgryza głowę gołębia, którego bezwiednie trzymał w prawej ręce, ale po prostu starałam się to zignorować, ale to było naprawdę trudne.
- Rana zniknęła, bo napiłem się krwi i to ją uleczyło. To część mojego przekleństwa, jeśli jestem ranny, boli mnie to, ale ta czarna ciecz, która wycieka, nie jest moją krwią, to krew, którą wypiłem.
- Więc, to jak klątwa?
- Tak, to klątwa. Jestem przeklęty.
***
Wow, jaka nagła fala informacji.
Wam też jest tak bardzo szkoda Mertil? Ja chcę, żeby to ona była z Harrym, a nie Lucy :'(
I z jednej strony to powód, dla którego Harry zabijał jest cholernie głupi, ale z drugiej jest mi go szkoda. Ugh, jestem rozdarta.
No i to piękne końcowe zdanie:
- Yeah, it's a curse. I am hex.
CZYTASZ
Hex [h.s.] tłumaczenie pl
FanfictionŻeby złamać klątwę trzeba zabić tego, kto ją rzucił. okładka: @anarchyofstyles zwiastun: @BoundToLove Najwyższa pozycja oryginału: #51 w Fanfiction Najwyższa pozycja tłumaczenia: #66 w Fanfiction