Rozdział 41

2.8K 271 85
                                    

Mrugnęłam, słysząc grzmot, ale wzrokiem podążałam za błyskawicą. W Silent Mound padało i w tej chwili nie było nic do roboty. Mama i tata poszli na rynek, podczas gdy Randy spał w swoim pokoju na górze. Siedziałam na kanapie od dwóch godzin i był to wystarczająco długi czas, żeby zaczął boleć mnie tyłek. Ziewnęłam ze znudzenia i wstałam.

Mama powiedziała, żebym po prostu się zrelaksowała albo poszła spać. Łatwo jej mówić. To nie ona się nudziła i chciała jakiegoś interesującego wydarzenia. Gdyby tylko wiedziała jakie jest życie kobiety, która widzi tylko wielką plamę. Och, skąd miałaby wiedzieć? Jest głupia i nie jest tą, która cierpi z powodu gównianego wzroku.

Od mojego wczorajszego spotkania z Harrym nie wyszłam z pokoju. Nie zeszłam nawet na obiad. Powiedzmy, że mój dzień był stresujący z powodu nieoczekiwanej propozycji małżeństwa od Randy'ego i wizyty Harry'ego. Myślałam, że ma zamiar "zostawić mnie samą"? Może wczoraj odwiedził mnie ostatni raz, jako że nie pojawił się od naszego ostatniego spotkania.

Brak ostrości w moim wzroku powoli zanikał dzięki braniu leków, które przepisała pani doktor. Ale nadal nie byłam pewna czy ta wada zniknie czy zostanie. Cóż, kto wie?

 - Kurwa - syknęłam z bólu, gdy moja stopa uderzyła w coś twardego. Zgaduję, że moja stopa przyciąga różne rzeczy od dnia, gdy popsuł mi się wzrok. Szłam dalej, ostrożnie próbując nie uderzyć nią w nic, może jeśli będę miała szczęście, dotrę do kuchni w jednym kawałku. Tylko gdy będę miała szczęście.

Posuwałam się do przodu, dopóki , z przyjemnością i ulgą, nie stwierdziłam, że powitał mnie jasny kolor kuchennych ścian. Wyciągnęłam dłoń  i dotknęłam uchwytu lodówki. Otwarłam ją, chwyciłam ziemne pudełko i stwierdziłam, że to mleko. Zamknęłam lodówkę, otworzyłam mały karton i napiłam się zawartości. Tak, to na pewno mleko.

Prawie opróżniłam karton, gdy usłyszałam jak coś głośno się toczy, prawdopodobnie ze schodów, upadło gdzieś w salonie. Zaczęłam nasłuchiwać. Czekałam na jakikolwiek dźwięk, ale nic nie nadchodziło. Co to do cholery było?

Po odłożeniu pustego pudełka wróciłam do salonu, żeby sprawdzić, co wydało ten dźwięk.

 - Pieprzyć to. - Moje uszy wyłapały głos Randy'ego, brzmiał na zdenerwowanego.

 - Co się stało? - zapytałam zmartwiona.

 - To pudełko jest ze strychu i twój tata chciał, żebym je wyrzucił - powiedział. - Powiedział, że to prawdopodobnie śmieci. Rozbudziłem się z drzemki, przypomniałem sobie o jego prośbie, więc wziąłem je ze strychu i zniosłem je na dół. - Spojrzałam w dół i zobaczyłam drewniane pudełko. Nie wyglądało na ciężkie, biorąc pod uwagę rozmiar, ale czasami wygląd kłamał. Nawet wygląd pudełek.

 - Próbowałeś je otworzyć? - zapytałam, klęknęłam, żeby dotknąć pudełka. Moje palce zetknęły się z pokrytą kurzem powierzchnią, ale nie umknęło mojej uwadze, że coś było na niej wygrawerowane.

 - Randy, widzisz ten grawer? - zapytałam, a on spojrzał w dół.

 - Jest tu wyryta winorośl i olbrzymie serce w środku. I spójrz, w środku serca są litery, wyglądają jak inicjały, Lucy.

 - Inicjały? Jakie? - zapytałam, chcąc wiedzieć co to. Wydaje się interesujące.

 - To J.S.

J.S.? Zastanawiałam się, co mogą oznaczać, to mogło być cokolwiek. To mogła być Jennifer Stans albo Jonah Stanley. To mógł być każdy.

 - Możesz to otworzyć? - zapytałam. Randy milczał przez dłuższą sekundę, sądzę, że próbował znaleźć sposób, żeby otworzyć skrzynię.

 - Nie, wydaje mi się, że potrzeba klucza. Szkoda, chciałem się dowiedzieć, co jest w środku, żeby zobaczyć co powoduje, że jest takie ciężkie.

 - Cóż, bez klucza nigdy się nie dowiemy. - Westchnęłam. - Zgaduję, że jest bezużyteczna, ale odnieśmy ją z powrotem na strych, właściciel może przyjść i znaleźć to prędzej czy później - zasugerowałam, ale krył się za tym inny powód dlatczego chciałam zachować pudełko. Chciałam znaleźć klucz i być może znaleźć coś interesującego o tym mieście albo o starym właścicielu tego domu.

 - Chcesz zatrzymać te stare rzeczy? Dlaczego? Są stare i bezużyteczne i twój tata chce je wyrzucić. Co by zrobił, jeśli dowiedziałby się, że nie wypełniłem jego prośby i zachowałaś to? - Brzmiał nerwowo. Cóż, nie mogę go winić. Tata jest słodki i w ogóle, ale nie chcesz widzieć jego złej strony.

 - Nic, nic by nie robił. Wyjaśniłabym mu, że po prostu chciałeś być w porządku - uspokoiłam go, wyprostowałam się, a on zrobił to samo. Usłyszałam jego westchnienie.

 - Dobrze, dobrze. Jeśli tego właśnie chcesz. - Podniósł pudełko i powoli umieścił je gdzieś gdzie tata jej go nie znajdzie, w moim pokoju.

Gdy czekałam na Randy'ego wyjrzałam przez okno, deszcz przestawał padać, ale nie znikały błyskawice. Kiedyś, gdy byłam dzieckiem bałam się piorunów. Mama często robiła mi gorącą czekoladę i mój kocyk, żeby mnie uspokoić. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, to nie było aż tak dawno. Byłam wtedy beztroska. Kiedy mama nie była suką.

Prawie wyskoczyłam ze skóry, kiedy poczułam ramiona oplatające mnie w talii, uczucie pełnych ust całujących skórę pod moim uchem. Mój kręgosłup przeszedł dreszcz ze zdenerwowania i przyjemności.

 - Hej, skarbie - wyszeptał Randy. Zamknęłam oczy w pełnym uniesieniu, kiedy te pulchne wargi zassały skórę pod moim uchem.

 - Powiedz mi, kim jestem - rozkazał, bawiąc się moimi włosami, podczas gdy jego język lizał wrażliwe miejsce, o którego istnieniu nawet nie wiedziałam.

 - Powiedz mi, skarbie, kim jestem dla ciebie?

Bez ostrzeżenia jego imię wyszło z moich ust.

 - Harry...

***
Ops. Lucy, jesteś martwa.

Szykuje się bardzo poważna kłótnia.

I z lekkim wyprzedzeniem życzę wam wesołego Halloween! 

Hex [h.s.] tłumaczenie plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz