Rozdział 45

2.4K 207 79
                                    

Lucinda's Pov


- Lucinda -zajęczał, zamykając oczy, kiedy zaczął całować moją szyję i szczękę. Dreszcz ciągnął w dół mojego kręgosłupa, co utrudniało mi oddychanie, gdy ssał mój czuły punkt. 

- Jęcz dla mnie, kochanie. - szeptał, gdy czułam jego zimną rękę pod moją koszulą.

 Jęcząc, przyciągnęłam jego twarz, przyciskając usta do jego, przez co zajęczał. 

Uczucie jego ust złączonych z moimi było niedopisania. Otworzył moje usta, nasze języki walczyły o dominację, o władzę nad drugim. Wygrał. Przerywając pocałunek, zaczęłam składać pocałunki na jego szczęce, dzięki czemu dostałam jego miękki jęk. 

Wkrótce jednak mnie zatrzymał, łapiąc mnie za brodę i podnosząc głowę do góry. 

- Otwórz oczy, Lucinda. - rozkazał, czego też posłuchałam.

 Jego zielone oczy wpatrywały się prosto na mnie. 

- Harry - uśmiechnął się.

- Hej, kochanie - następnie pochylił się i znów mnie pocałował. Zamknęłam oczy i nie chciałam odpuszczać. Wtedy uczucie zniknęło, przez co zmarszczyłam brwi.

Cicha atmosfera zmieniła się w hałaśliwą.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam  balony urodzinowe w kolorach różnego rodzaju. Odwróciłam się, widząc małe dzieci, w wieku trzech może czterech lat, biegające z balonami w rękach i z uśmiechami na twarzy. 

Spojrzałam w prawo, a tam siedzieli ludzie, jedząc pod namiotem. Byli uśmiechnięci i machali do mnie. Odpowiedziałam zmieszaną miną. Gdzie ja jestem?

- Lu - znajomy głos zawołał, a ja z rozszerzonymi oczami odwróciłam się w szoku. 

- R-randy?

Uśmiechnął się i pobiegł w moją stronę. W momencie, w którym jego ramiona owinęły się wokół mnie, moje serce zatrzymało się. 

- Oh, Lu - wyszeptał, całując moje włosy, zanim mnie puścił. Zmroziło mnie na miejscu, a jego niebieskie oczy były pełne radości. Nie było plam krwi na jego ubraniach lub urazów na ciele. 

- T-ty żyjesz. - wymamrotałam w szoku. Zmarszczył brwi, zanim się roześmiał. 

- Czy wszystko w porządku, kochanie? Stało się coś złego? - pyta, biegnąc dłonią w górę i dół po moim ramieniu, jakby to miało dodawać mi otuchy. Efekt był całkiem odwrotny. 

- Lucy! Randy! - oboje odwróciliśmy się w stronę, z której przyszedł głos. Byłam bardziej niż zszokowana, gdy zobaczyłam, że stoją tam mama i tata. 

- Mamo? Tato? Co wy tu robicie? - zapytałam zdezorientowana. 

- Lucinda, przyjechaliśmy, żeby świętować jej urodziny. - mama się uśmiechnęła, a ja byłam zdezorientowana, jak zwykle. 

- Co? - odwróciłam się, gdy usłyszałam czyjś pisk. Nie, to nie może być. 

- Lucy! Hej! - Ruby machała do mnie, a obok niej stała matka. Prawie zemdlałam. 

Dlaczego Ruby i jej mama żyją? Jestem martwa? Co tutaj do cholery się dzieje? 

- Tutaj idzie, kochanie. - Randy uśmiechnął się i pochylił, otwierając ramiona, jakby czekał, żeby kogoś uściskać. Wtedy moje oczy dostrzegły małą dziewczynkę z brązowymi włosami i niebieskimi oczami, która biegła do nas. 

Zachichotała, gdy Randy przytulił ją i pocałował w policzek. Wtedy zrozumiałam.

- Powiedz "hej" do mamusi, skarbie. - powiedział Randy, a dziewczynka pomachała małą dłonią do mnie. 

Hex [h.s.] tłumaczenie plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz