Rozdział 11

4.5K 409 102
                                    

Ostrzeżenie: Rozdział zawiera nieco przemocy. Pamiętaj, że to alternatywna rzeczywistość

***

Zmrużył na mnie oczy, a ja tylko uśmiechnęłam się do niego głupawo. Czekałam na coś co miał zamiar powiedzieć lub zrobić. Po kilku minutach wycofał się. Następnie uśmiechnął się, sprawiając, że zmarszczyłam brwi w zmieszaniu. Czym on do cholery był do tej pory?

- Ten twój ostry język musi być obcięty, cóż, to jest jeśli ty też chcesz - powiedział, a moje oczy rozszerzyły się, kiedy znów zobaczyłam jego nóż. Kurwa, czy on ma zamierza mnie teraz zabić? Boże, błagam tak! Chcę umrzeć odkąd moje życie nie ma już nawet celu.

Ale wtedy znowu reakcja mojego ciała odnośnie jego słów była inna od tego co powiedział mu mózg. Zamiast odważnie stać trzęsłam się jak liść w wietrzny dzień. Jego uśmieszek urósł, a ja prawie wrzasnęłam, kiedy wyciągnął nóż w moim kierunku.

Przechylił głowę na bok.

- Jeżeli się zastanawiasz to całe to twoje bezczelne zachowanie jest teraz dla mnie trochę nudne. I chętnie zabawię się przez obcięcie ci języka. Tutaj i teraz.

Dostrzegalnie przełknęłam ślinę, czy on jest poważny? Mam na myśli, co się stanie jeśli to zrobi? Umrę? Nie będę mogła więcej mówić? Co?

W końcu spuściłam głowę.

- Nie - wybełkotałam i mogłam usłyszeć jego ponury chichot, który sprawił, że chciałam go spoliczkować, ale postanowiłam się powstrzymać. Raz, to tylko go rozzłości, dwa, nie wiem nawet co rani bardziej jego twarz czy jego bolesne słowa.

- Spójrz na mnie, Lucinda.

Spojrzałam w górę i zauważyłam, że nóż zniknął. Gapił się na mnie jego przeszywającymi, wrogimi oczami, przypominającymi mi czarną, sakralną noc. To jest, jeśli on jest święty, a wiem, że nie jest.

Umieścił swoją rękę na moim podbródku, sprawiając, że się wzdrygnęłam.

- Nawet nie próbuj opuścić tego miasta, bo to nie zadziała. Tu jestem człowiekiem, rządzę tym miastem od tamtego czasu. I mogę być martwy, ale ludzie tutaj wciąż wiedzą kim jestem i co zrobiłem.

- Co zrobiłeś? - zapytałam nagle, zaskakując siebie i jego. Puścił mój podbródek i odwrócił wzrok.

- Teraz to nie jest twoja sprawa, zdecydowanie się dowiesz, tak czy inaczej. Ale ja ci nie powiem. Ja będę nad tobą czuwał.

I po tym zniknął. Rozejrzałam się po pokoju, nagle był zimny, było jak wtedy kiedy tu był, to miejsce wcale nie miało temperatury. 

Powoli oparłam się na dużej poduszce i westchnęłam głęboko. Teraz nie mogę już opuścić miasta, on też nie, nawiedza je. Co mam zrobić? Na pewno od razu wie gdzie jestem jeśli próbuję wyjechać. 

Co do cholery mam teraz zrobić?

**************

- Teraz może opuścić szpital, pani Mackenzie. - Doktor uśmiechnął się i opuścił pokój. Usiadłam, a mama spojrzała na mnie z uśmiechem.

- M-mamo, jak się masz? Wszystko w porządku? - zapytałam, a ona przytaknęła, posyłając mi zdezorientowane spojrzenie.

- Tak. To były tylko dwa dni, ale tęskniłam za tobą - powiedziała.

Pokręciłam głową.

- Nie, czy wszystko było w porządku, kiedy byłaś w domu sama? Czy ktokolwiek cię zranił? - zapytałam, a ona pokręciła głową.

- Dlaczego ktoś miałby mnie skrzywdzić? Dom jest pusty i cichy bez ciebie. Nic dziwnego się nie wydarzyło - odpowiedziała, a ja westchnęłam z ulgą.

- Dobrze to słyszeć, mamo, jestem zadowolona - uśmiechnęłam się, a ona to odwzajemniła i związała swoje blond włosy.

Odziedziczyłam cały mój wygląd po tacie, natomiast osobowość przejęłam od mamy. Cieszę się, że nie miałam jego cech, bo jeśli bym miała mogłabym być teraz na ulicy. 

Powiedzmy, że mój tata jest psychiczny czy coś. Nawet nie wiem czemu moja mama go lubi, bo jest dla mnie trochę dziwny. Miłość jest dziwna, porusza się po tajemniczych drogach. 

- Co z tobą, kochanie? Wszystko dobrze? Twoja ręka wciąż boli? - zapytała z niepokojem, a ja wzruszyłam ramionami.

- Trochę, boli tylko trochę - odpowiedziałam szczerze. 

Pokiwała głową.

- Dobrze to słyszeć - powiedziała i drzwi nagle się otworzyły, ukazując moją pielęgniarkę. 

Uśmiechnęła się do nas.

- Panienka Lucinda, jesteś gotowa do wyjścia? - zapytała, a ja szybko skinęłam.

O tak! Tkwiłam tu od dwóch dni, stale przez niego odwiedzana dwukrotnie, to po prostu denerwujące. 

- Tak - odpowiedziałam. 

Pielęgniarka skinęła, jej brązowe oczy zwróciły się na moją mamę. 

- Pani Mackenzie, jej ubrania są w łazience są gotowe do założenia i proszę po prostu wcisnąć czerwony guzik i pielęgniarka przyniesie dla niej wózek inwalidzki.

Mama kiwnęła głową.

- Dobrze, dziękuję. 

I pielęgniarka, której imię odczytałam jako Monica, opuściła pokój. Moja mama obróciła się do mnie.

- Teraz chodźmy, pójdziemy cię zmienić. 

**************

Zostałam posadzona na wózku inwalidzkim i wypchnięta z pokoju do samochodu mojej mamy. Ostrożnie umieszczono mnie na tylnym siedzeniu i mama odjechała. 
- Mamo - powiedziałam, a ona spojrzała na mnie przez lusterko.
- Tak? - zapytała.

- Możemy wyjechać z miasta? - zapytałam, a jej oczy się rozszerzyły. Samochód zatrzymał się na czerwonym świetle. 

- Dlaczego znowu pytasz o opuszczeniu miasta, Lucinda? - zapytała, a ja spojrzałam w dół.

- Cóż, a jeśli powiem ci, że w tym mieście jest coś złego to wyjedziemy? - zapytałam, a ona westchnęła.

- O jakiejkolwiek "złej" rzeczy teraz mówisz to tylko wytwór twojej wyobraźni.

I kątem oka zobaczyłam mroczny cień. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam go. Stał w ciemnym zaułku, gdzie promienie słoneczne nie dosięgały. Jego oczy patrzyły na mnie, jego czarne, złowieszcze oczy.

Moje oczy rozszerzyły się, to była prawda.

On będzie mnie pilnować.

Hex [h.s.] tłumaczenie plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz