Rozdział 65

1.7K 142 27
                                    


Jazda na komisariat nie była tak cicha jak myślałam, że będzie. Skaner policyjny cały czas brzęczał, a matka rozmawiała z kimś przez telefon, prawdopodobnie informując tatę, że mnie znaleźli.

Pieprzyć to, nie powinnam tu teraz siedzieć.

Powinnam być w drodze z dala od tego miasta.

Samochód zatrzymał się, a ja prawie spadłam ze swojego miejsca.

Oficer i moja matka wyszli z samochodu, a ja czekałam aż mężczyzna otworzy mi drzwi.

- Popełniacie wielki błąd. - wymamrotałam, gdy policjant złapał mnie za ramię.

Kajdanki denerwowały mnie niemiłosiernie, gdy wchodziliśmy do budynku.

Zauważyłam, że kilka osób gapiło się na nas, gdy szliśmy korytarzem, więc spuściłam głowę, by nie nawiązać z nikim kontaktu wzrokowego.

- Gdzie ją znalazłeś? - zapytała policjantka, a ja zmarszczyłam brwi.

Gdy weszliśmy do pokoju, który składał się tylko z dwóch krzeseł i stolika, policjant wskazał siedzenie.

- Usiądź i czekaj. - nakazał, po czym zaraz wyszedł. Zrobiłam więc tak, jak mi kazano.

Moje spojrzenie przeniosło się z moich rąk na szybę przede mną. Wdziałam już takie coś na filmach i od momentu, gdy tu weszłam, wiedziałam gdzie się znajduję.

To jest pokój przesłuchań.

- Więc, nazywasz się Lucinda Mackenzie. Nigdy bym nie sądził, że tak młoda dziewczyna, jak ty, mogłaby mieć takie problemy z prawem.

Odwróciłam się, by zobaczyć mężczyznę w średnim wieku, trzymający jakieś papiery i długopis w ręku.

Odgarniając brązowe włosy z czoła, spojrzał na mnie szarymi oczyma.

- Jestem Emman Samuels, naczelny oficer tego wydziału policji.

Przysunął się do mnie i wciąż przyglądał.

- Wydaje mi się, że masz wiele problemów panno Mackenzie. Teraz, nawet jeśli nie chcesz, proszę o współpracę. Zadam ci kilka pytań, a jeśli skłamiesz, wszystko odwróci się przeciwko tobie.

Wiercąc się się na krześle, patrzyłam jak wyciągał coś z pod stołu. Był to spalony plastik, ale w środku była petarda.

Ta sama petarda, której użyłam, by wyrzucić Harry'ego z domu.

- Śledczy znaleźli to po zgaszeniu pożaru, a sąsiedzi usłyszeli wybnuch, zanim dom się zapalił.

Przełknęłam ślinę, prostując plecy.

- Nie, nie chciałam podpalić domu, to był wypadek.

Facet uniósł podejrzliwie brew.

- Na podstawie tego, co mówią badacze, zrobiono to celowo. Czy wiesz, co to podpalenie?

- Powiedziałam przecież, że to był wypadek. Nie chciałam zniszczyć domu, jakby to mogłoby być podpalenie?

- Dlaczego więc podpaliłaś petardę w domu? Jakie masz na to wytłumaczenie? - zapytał.

Zaufaj mi, nawet mi nie uwierzysz, jeśli ci powiem.

- Strzegłam czegoś. - odparłam, a on spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Strzegłaś czegoś? Postanowiłaś więc strzec z petardą w dłoni?

To brzmi głupio i szalenie. Może powinnam mu powiedzieć?

Hex [h.s.] tłumaczenie plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz