Twenty eight

254 32 7
                                    

Dziś wstała z łóżka dość wcześnie, ponieważ w planach miała pójść do schroniska i pomóc trochę tym biednym zwierzętom. Po ubraniu się i spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy, zeszła po cichutko na dół. Kątem oka zauważyła, że w salonie na szczęście nikogo nie ma, wzięła do rąk jabłko, napiła się szklanki wody i wyszła z domu.

Uśmiechnięta i pełna pozytywnej energii szła przez zatłoczone ulice Londynu, podziwiając przy tym dzisiejszą, słoneczną pogodę. Po chwili skręciła w dobrze znaną jej uliczkę i kontynuowała swój spacer. Nagle usłyszała głośne śmiechy a już po chwili zobaczyła jak w jej stronę zbliża się grupka osób z jej szkoły. Wszyscy z niej byli znani w szkole gdzie uczęszczała Beth. A najbardziej z tego, że dokuczali słabszym uczniom, w szczególności naszej Beth.

- No proszę, proszę jest i nasza kochana Bethany - powiedział jeden z nich, ten sam który zdjął jej okulary kiedy miała podbite oko - dokąd to się wybiera nasza drobna kruszyna, oczko już całe? - po jego słowach wszyscy wybuchli głośnym śmiechem, a czarnowłosy chłopak nie wiedział że tymi słowami bardzo zranił Bethany.

- Mogłabym już iść? - zapytała cichutko, próbując przecisnąć się przez grupę ludzi, którzy drwili z niej dobrze się przy tym bawiąc. Nie wiedzieli jednak, że te słowa ranią Beth bardzo mocno.

- Ale gdzie się tak śpieszysz słonko? - mówił dalej - nie chcesz pogadać ze swoimi znajomymi ze szkoły?

- Chętnie bym została, naprawdę, ale śpieszę się, przepraszam - wzrok cały czas miała utkwiony w swoje stare, zniszczone buty.

- Gdzie słonko? Klient czeka? - znowu wszyscy zaczęli się śmiać, a ta drobna bezbronna istota z trudnością powstrzymywała łzy, które za wszelką cenę chciały wydostać się z jej oczu.

- Dobra Mike, daj jej już spokój - odezwała się jedna z dziewczyn - nie widzisz, że ta mała szmata zaraz się tu nam rozpłacze?

- Ta, masz rację kochanie - objął rudowłosą dziewczynę w pasie i przyciągnął ją do siebie - ale nie myśl sobie Wear, że już sobie odpuściłem - i odeszli zestawiając ją samą ze łzami w oczach. Nie miała już sił iść do schroniska, więc smutna wróciła do domu gdzie pozwoliła swoim emocjom wyjść na zewnątrz.

Po kilkunastu minutach płaczu wzięła do rąk swojego laptopa i zalogowała się na swoim ulubionym portalu społecznościowym. Chciała napisać do jedynej osoby której ufała i.. kochała...

Happy_strawberry: Cześć Jack! Xx

Kill_me: Hej moja piękna! Xx Co u Ciebie?

Happy_strawberry: Źle bardzo źle Jack.. Dlaczego wszyscy mnie tak nienawidzą?! Co ja im takiego zrobiłam, że ciągle mnie wyzywają i poniżają?!! Jack, tak bardzo chciałabym być teraz obok Ciebie...

Kill_me: Chryste Bethany! Co się stało, ktoś zrobił Ci krzywdę?!

Happy_strawberry: Nie, po prostu... Dzisiaj kiedy szłam do schroniska spotkałam grupę "znajomych" ze szkoły i nie wiem dlaczego ale zaczęli ze mnie drwić i wyzywać... A ja nawet nie wiem co im takiego zrobiłam..

Kill_me: Boże Beth spokojnie, podaj mi swój adres, wsiąde do najbliższego samolotu i niebawem u Ciebie będę.

Nie wiedziała co ma w tej chwili zrobić. Czy Jack mówił poważnie? Oczywiście, że tak ale Bethany nie chciała w to wierzyć, może tak bardzo chciała aby to było prawdą że nie dopuszczała do siebie myśli że Jack mógł do niej przyjechać.

☆☆☆



She is an AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz