Thirty two

231 29 1
                                    

Minął tydzień odkąd Jack wyjechał. Przez ten czas Bethany robiła to co sprawiało jej największą przyjemność; pomaganie innym. Natomiast Jack zaczął więcej jeść, nie chciał zawieść Beth, przecież obiecał jej że zacznie normalnie jeść i wyjdzie z tej potwornej choroby.

Kill_me: Tęsknię mocno za Tobą.

Happy_strawberry: Ja za Tobą też :(  chce Cię już zobaczyć :'(

Kill_me: Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo chce być przy tobie, chronić przed złem, przytulić, pocałować i powiedzieć jak bardzo Cię kocham.

Happy_strawberry: Kocham Cię Jack

Kill_me: Ja Ciebie też, bardzo, bardzo mocno kochanie.

Tą przyjemną dla nich chwilę przerwał ojciec Bethany, jak zawsze był pijany i nie panował nad tym co robił. Kiedy wszedł do pokoju dziewczyny jej oczy powiększyły się o trzy razy, od razu odłożyła laptopa pod łóżko i czekała na najgorsze. Zacisnęła mocno powieki i trzymała się kurczowo, białej jak śnieg, pościeli.

Na początku dostała mocno w twarz, następnie jej ubrania leżały, rozdarte, na podłodze a potem chyba każdy się domyśla co stało się z naszą biedną Bethany.

Naprawdę chyba nikt nie przechodził tego co ona. Dlaczego Ci najlepsi ludzi muszą tak bardzo cierpieć? Dlaczego muszą to wszystko znosić, a ludzie którzy przez cały czas grzeszą mają lepiej niż nie jeden z nas. Bardzo często słyszymy, że ludzie którzy na naszej planecie nie mają najlepiej, ułoży się im na tamtym świecie. Ale czy to na pewno prawda? Skąd mamy wiedzieć jak tam jest, skoro jeszcze nikt z nas tam nie był.

Kill_me: Skarbie co robisz?

Kill_me: Skarbie?

Kill_me: Dlaczego Cię nie ma? Coś się stało?

Kill_me: Boże na pewno coś się stało, odpisz mi słonko proszę, nie wytrzymam!

Odchodził od zmysłów, nie wiedział co działo się z jego Bethany. Myślał co takiego się stało, że nie odpisuje, może poszła do łazienki? Nie, przecież wtedy by mu to napisała. Dużo myśli przechodziło przez jego aż nagle ta jedna myśl przewinęła się przez jego głowę. Jej ojciec. Tak, to na pewno to. Nie musiał się długo zastanawiać nad tym jak ma się zachować w tej sytuacji. Już od dawno powinien to zrobić, ale teraz nadszedł ten idealny moment. Wiedział, że to rozwiązanie będzie najlepsze dla ich obojga.

Już prawie odzyskiwała przytomność, tylko musi otworzyć te zmęczone oczy. Jej ciało było całe posinaczone, twarz wyglądała jak twarz jakiegoś boksera po nieudanej walce. Kiedy już prawie otworzyła swoje powieki, nagle usłyszała straszne krzyki z dołu. Na początku pomyślała, że to tylko jej rodzice się kłócą, ale już po chwili usłyszała dobrze znany jej głos. Jego głos.

Próbowała wstać i szybko iść do niego, ale jej ciało odmawiało jakiegokolwiek posłuszeństwa.

Pewne kroki były coraz glośniejsze, a kiedy zobaczyła swojego Jacka w drzwiach nie mogła uwierzyć własnym oczom, stał tam rozczochranych włosach i rozchylonymi ustami.

- Jezus Maria, Bethany! - krzyknął i szybko znalazł się przy niej - jak śmiał podnieść na Ciebie rękę, przecież jesteś tylko moja - pogłaskał ją po włosach i czule pocałował w czoło - nie martw się kochanie, zaraz spakujemy twoje rzeczy i polecimy do mnie, tam będziesz bezpieczna.

I nie mylił się, tylko w jego ramionach czuła się bezpiecznie.

☆☆☆


She is an AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz