Rozdział 7

19.1K 889 27
                                    

JOHN

  Kiedy ten sukinsyn oddał starzał, myślałem, że już po mnie, ale stało się coś o wiele gorszego. Fabio Guardiola, trafił prosto w osobę, na której mi najbardziej zależało. Kula trafiła Bobiego w klatkę piersiową. Wszędzie było tyle krwi i w tym momencie widziałem, że straciłem osobę, która mnie przygarnęła, zaopiekowała się mną.

Kiedy podbiegłem do niego, był nieprzytomny, próbowałem zatamować krwawienie, ale krew ciągle wypływała strumieniami. Przez ostatnie trzy lata, nie bylem tak przestraszony, jak w tym momencie.

Ktoś zadzwonił po pogotowie, a w głowie kotłowały mi się różne wizję, od najgorszych zaczynając.  W myślach modliłem się, żeby ten u góry nie obierał mi już ostatniej osoby. Nie chciałem przechodzić przez to jeszcze raz. Przed oczami pojawił mi się obraz spalonej matki z moim bratem. Ich ciała były tak nienaturalnie powykręcane.

Przyrzekłem sobie wtedy, że nie będę płakał, tak by chciał mój ojciec. Od tego czasu dusziłem to w sobie, dzień po dniu.

Chodziłem w kółko przed salą operacyjną, gdzie już od trzech godzin trwa operacja Bobiego. Nie potrafiłem jasno myśleć, przez cały czas po mojej głowie, błąkały się myśli, że Bobi może tego nie przeżyć. Przeze mnie.

-Usiądź, uspokój się trochę. Ten stary cholera da sobie rade, jego ego jest zbyt duże, żeby poddać się na stole operacyjnym -Spojrzałem na panią Wais, która jakby nic się nie stało, piła kawę z automatu i przeglądała czasopisma, ale wiedziałem, że boi się o męża. Nawet jeżeli na niego krzyczy i mówi, że go nienawidzi, wiedziałem, że bardzo mocno go kocha. Taka właśnie była pani Wais. Kiedyś zapytałem Bobiego, dlaczego jego żona mnie nie lubi, odpowiedział tylko, że ona taka jest, ale tak naprawdę, to kocha mnie jak syna.

Usiadłem i ukryłem twarz w dłoniach. Gdyby nie Bobi już byłbym martwy, a teraz i on może być, nieodwracalnie.

Zagapiłem się w ścianę naprzeciwko mnie. Była pomalowana na biało, a na wysokości głowy, została przybita ciemna deska. Chciałbym, żeby na niej znalazły się wszystkie odpowiedzi na pytanie, które najbardziej mnie dręczyły, ale wiedziałem, że to byłoby zbyt łatwe. Każdy musi, sam znaleźć odpowiedź, nawet jeżeli nie wie, gdzie szukać.

Przez najbliższą godzinę nie rozmawiałem z panią Wais, ale wiedziałem, że pilnie obserwuje, co się dzieje. Popatrzyłem na drzwi prowadzące na salę operacyjną w chwili, gdy się otworzyły. Wyszedł z nich dość stary doktor, miał ciemne cienie pod oczami i wyglądał na cholernie zmęczonego.

Zerwałem się z miejsca i pomogłem wstać pani Wais. Jednak ta, odtrąciła moją pomoc i spojrzała na mnie jak na idiotę, więc odsunąłem się, pozwalając wstać jej samodzielnie. Doktor na nas spojrzał i lekko się uśmiechnął, wkładając ręce do kieszeni.

-Pan Wais jest bardzo silnym mężczyzną. Stanie na nogi, zanim się państwo obejrzą  - Pani Wais podziękowała lekarzowi i pierwszy raz od lat, posłała mi szczery uśmiech.

-Wszystko będzie dobrze -Westchnęła i opadła z powrotem na krzesło.- Jedź do domu John, ja z nim posiedzę. Musisz poprowadzić jutro biznes, jedź, wyśpij się - Skinąłem głową i się pożegnałem.

Wróciłem do domu pieszo, nie dałbym rady teraz jechać Bethy. Zanim zdążyłem sięgnąć do klamki, drzwi gwałtownie się otworzyły.

-Co tam się stało?- Widziałem przerażenie w oczach Asha, za nim zobaczyłem drobną postać Alison, która też nie wyglądała lepiej. Wszedłem do środka i opadłem na kanapę, odchylając głowę do tyłu.

-Bobi został postrzelony — To wystarczyło, by Ashtonowi krew odpłynęła z twarzy. Widząc jego strach i współczucie odmalowane na twarzy pośpieszyłem z wyjaśnieniami.-Lekarzom udało się go uratować, ale było blisko  - Nie chciało mi się więcej na ten temat rozmawiać, więc wstałem i poszedłem do siebie, mamrocząc, że pogadamy później. Wchodząc do pokoju, nawet się nie przebierając, runąłem na łóżko i zapadłem w niespokojny sen.

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz