Rozdział 26

13.5K 647 11
                                    

SKYLOR

  Jestem głupia. I zdrowo rąbnięta. Po jaką cholerę tam poszłam? Nie jestem pewna, raczej dlatego, że musiałam zobaczyć Johna. Zanim wyjadę. Ucieknę od Marco, zabierając ze sobą mamę. No cóż...niestety plany się pokrzyżowały i teraz, zamiast pakować manatki, siedzę w samochodzie obok pół nagiego Johna. To nie może się dobrze skończyć, ale wcale nie byłoby lepiej, gdybym teraz otworzyła drzwi i wypadła na drogę.

-Nad czym tak rozmyślasz, kotek?- Odwróciłam się do Johna, który zamiast na Bethy przyjechał na walkę samochodem Ashtona. Jedną ręką trzymał kierownice, a drugą wystawił przez okno. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Pieprzony John i jego cholerny uśmiech. Gdy siedziałam na jego nogach i patrzyłam mu w oczy, w których widziałam głęboki smutek, moje serce tak boleśnie się ścisnęło, że nie wytrzymałam. No i skończyło się na tym, że jedziemy do miejsca, które nie dawno odkryłam. Gdy szukałam najlepszą drogę na ucieczkę, zboczyłam przez przypadek z kursu i trafiłam na piękne małe jezioro ukryte za gęstymi drzewami. Właśnie tam kierowałam Johna.

-Nad niczym. Teraz skręć w prawo i jedź prosto - Wyjrzałam przez okno. Wczoraj powiedziałam mamie, że ma być gotowa, w każdej chwili. Michael nadal przesiaduje w kuchni przy stole, jedząc tą „boską" czekoladę, która naprawdę smakuje jak trawa przemielona z ziemią, nie żebym taką jadła. Dzięki niemu mam dużo czasu na przemyślenie mojego planu. Miałam taką małą nadzieję, że mi się uda i będę wolna, będę mogła zacząć wszystko od nowa.

-Na pewno wszystko w porządku?- John przyglądał mi się ze zmartwieniem. Skinęłam jedynie głową i wróciłam do wpatrywania się przez okno. Mignęło mi jedno chude drzewo, po chili następne i już wiedziałam, że jesteśmy blisko. Najpierw od rzadko porozsiewanych drzew, a przy celu po gęstą ścianę. Kazałam Johnowi zatrzymać się zaraz przy małym uschniętym krzaczku, który wtedy przykuł moją uwagę, to dzięki niemu znalazłam to miejsce.

Wysiadłam ostrożnie, zamykając za sobą drzwi, nie chciałam narażać się Ashtonowi. Podeszłam do krzaczka i obejrzałam się za siebie. John właśnie otwierał mały bagażnik, w którym mieściła się jedynie jego torba. Wyjął z niej biały podkoszulek i go założył, zakrywając pięknie wyrzeźbiony brzuch. Z drugiej strony to dobrze, przynajmniej nie będzie mnie kusił. Chłopak z wielkim uśmiechem na twarzy podszedł do mnie, w ręku trzymając butelkę wody.

-Proszę - Podał mi butelkę, a ja przyjęłam ją z wdzięcznością.- Gdzie idziemy?- Zapytał i popatrzył na gęstą ścianę drzew przed nami. Było tak strasznie gorącą, że jedyne, na co miałam teraz ochotę to wejście do przyjemniej wody. Trzymając butelkę, drugą ręką wskazałam na drzewa, ruszając w ich kierunku. Nie musiałam oglądać się za siebie, żeby wiedzieć, że John dumnym krokiem podąża za mną. Musieliśmy trochę przyjść, zanim dostaniemy się do wody, mimo to przez cały czas chłopak trzymał się blisko mnie, nawet nie pytając, gdzie dokładnie idziemy.

-A gdybym wyjęła teraz nóż i cię tu zadźgała?- Chłopak popatrzył na mnie w ciszy, a następnie lekko się uśmiechnął.

-Zdecydowanie oglądasz za dużo kryminałów - Posłałam mu chłodne spojrzenie, przez co jego uśmiech natychmiastowo się powiększył.- Ufam ci i nieważne gdzie byś mnie nie zabrała, albo gdzie zadźgała, ja nadal będę ci ufał.- Jego słowa zawisły w powietrzu, ciągle odbijając się w mojej głowie. Cholera, to źle, bardzo źle. Z minuty na minutę pogarszam swoja sytuacje, a było trzeba uciszyć serduszko i nigdzie nie wychodzić, tylko pakować rzeczy. Posłałam mu trochę wymuszony uśmiech, ale najwyraźniej tego nie zauważył, ponieważ był za bardzo zajęty przypatrywaniem się moim oczom. Na całe szczęście drzewa zaczęły się przerzedzać i było można już zobaczyć piękną czystą wodę.

- Już jesteśmy - Nie czekając na odpowiedź Johna, pobiegłam do jeziora, zdejmując po drodze bluzkę. Przystanęłam na chwile żeby pozbyć się spodni i butów, a potem wbiegłam do wody, zanurzając się w niej po samą głowę. Woda była taka przyjemna i chłodziła moje nagrzane ciało. Wynurzyłam głowę i rozejrzałam się w poszukiwaniu Johna. Może mnie tu zostawił, nie ukrywam, to ułatwiłoby sprawę, ale nie on stał na brzegu i dziwnie mi się przyglądał. Wyjęłam rękę z wody żeby odkleić włosy z twarzy.

-Wchodzisz? Czy może wody też się boisz?- Przypomniało mi się, jak stał na parapecie, bojąc się spojrzeć w dół. Wydawało się, jakby było to wieki temu. John drgnął, jakby dopiero teraz przypomniał sobie, że jestem żywa. Pokręcił lekko głową i zdjął przez głowę podkoszulek, następnie powoli zanurzył się w wodzie. Podszedł do mnie, miał o wiele dłuższe nogi, więc spokojnie mógł sobie do mnie podejść, ja za to, za cholerę nie dotykałam dna.

- Nie boje się wody, ale mogę sprawić, że za każdym razem jak będziesz chciała do niej wejść, przypomnisz sobie o mnie - Przez żar w jego oczach, poczułam, że palą mnie policzki dlatego chlusnęłam mu w twarz i dałam nura po wodę. Przez chwile poczułam się bezpiecznie, jednak nie trwało to długo, gdy John także zanurzył głowę, patrząc na mnie z rozbawieniem. Dobrze, że jeszcze się nie uśmiecha, bo wtedy na pewno spaliłabym się żywcem, nawet będąc w wodzie. Jego oczy na tle lekko zielonawej wody wydawały się błyszczeć, zamiast zatonąć w wodzie, wolałabym zatonąć w nich. Patrzyłam na niego, a ona na mnie, teraz zrozumiałam, że nie wynurza się, bo chce udowodnić, że potrafi dłużej utrzymać się pod wodą. Ha! Niedoczekanie. Dopiero teraz dotykałam stopą dna, ale i tak musiałam stać na palcach. Skrzyżowałam ręce na piersi, przez co wzrok Johna od razu tam powędrował, powodując wypuszczenie powietrza, jakie chłopak zgromadził. Co doprowadziło do tego, że musiał wypłynąć na powierzchnie. Faceci. Po chwili też się wynurzyłam i popatrzyłam na Johna, który patrzył na mnie nadal z żarem w oczach.

-I co? Nie pokonany John Diablo Hyde, przegrał. I pomyśleć, że pokonała cię dziewczyna - John nawet nie mrugnął, dalej otwarcie się w mnie wpatrując. Pomachałam mu ręką przed twarzą, na to też nie zareagował. A może on jest robotem i przez tę wodę się zawiesił? Kto wie. Nagle złapał moją rękę i przyciągnął mocno do siebie. Trzeba mu przyznać, że naprawdę jest szybki.

- Kotek, nie rób niczego, czego później będziesz żałowała - Powiedział to zachrypniętym głosem. Można nawet powiedzieć, że zmysłowym. Ale, okej. Nie mam robić niczego, czego bym żałowała? Czy to było ostrzeżenie?

-Nie musisz się bać, nie zamierzam - Wyrwałam mu się, z uśmiechem od ucha do ucha. Patrząc na Johna, zanurzyłam się w wodzie. Gdy już zniknął z mojego pola widzenia, mocno zacisnęłam powieki. Powinnam stąd uciekać, póki nie jest za późno. Mojemu rozumowi zapaliła się czerwona lampka, za to serce... ach jaka szkoda, że nie można go wyciąć i wykopać na inny kontynent. Raz posłuchałam serca i co z tego wyszło? Wylądowałam w domu Johna. Czas więc wziąć stronę rozumu i uciekać.

Wynurzyłam się z wody i nie patrząc na chłopaka, ruszyłam na brzeg. Parę kroków dzieliło mnie od piasku, gdy nagle ktoś objął mnie od tyłu i z powrotem wrzucił do wody. Za ciężka to ja nie byłam, dlatego trochę przeleciałam, zanim do niej wpadłam. Tyle że moje szczęście musiało się skończyć właśnie w momencie, gdy trafiłam twarzą w wodę. Nie ma co, bolało i to cholernie. Przysięgam na wszystko, co żywe, że jak tylko się pozbieram to tak mu skopie dupę, że przez miesiąc z kanapy nie wstanie! Zanim zdążyłam wypłynąć, John sam postanowił mnie wyciągnąć. Po kaszlałam sobie trochę, czując na sobie wzrok chłopaka.

-Jak cię dorwę, to wyrwę ci wszystkie kudły z tego pustego łba i własnoręcznie cię nimi nakarmię! A jak będziesz miał już dosyć, to wyjmę nóż, wypatroszę cię i wypcham, stawiając na kominku -Powiedziałam to szybko, a wszystkie słowa wprost ociekały wściekłością. Dopiero teraz otworzyłam oczy, które piekły jak cholera. Musiałam zamrugać kilka razy, zanim coś zobaczyłam. A raczej kogoś. John stał jakiś metr ode mnie i zwijał się ze śmiechu. Mnie nie było do śmiechu, wręcz przeciwnie, zbiera się we mnie chęć mordu. Gdy John przecierał oczy, w których nazbierały się łzy, nie wytrzymałam. Podbiegłam, a raczej poczłapałam do niego i skoczyłam mu na plecy, okładając go pięściami.

-Nie nawiedzę cię, ty cholerny wrzodzie na tyłku!- Jak te słowa opuściły moje usta, John jeszcze raz wybuchł śmiechem, wpadając do wody razem ze mną. Od razu się podniosłam i wściekła wyszłam na piasek, w tle słysząc śmiech chłopaka. Twarz mnie piekła, oczy bolały jak cholera, a on się śmieje. Wzięłam jego podkoszulek, był pierwszym, co chwyciłam, i go założyłam. Usłyszałam za sobą chlupot wody, a potem szybkie kroki zbliżające się do mnie.

-Kotek, poczekaj - Złapał mnie za rękę i obrócił w swoją stronę.- Przepraszam - Spojrzał na mnie z miną zbitego pieska.- Mogę coś dla ciebie zrobić?- Po jego spojrzeniu uznałam, że naprawdę jest mu przykro. Pokręciłam głową i położyłam się na piasku i wtulając głowę w spodnie, które zgniotłam w kulkę.

-Pojedź po coś do jedzenie - Powiedziałam na wpół przytomnym głosem.

-Twoje życzenie, mym rozkazem -Jego kroki powoli się oddalały. Jeszcze przez dobrych kilka chwil jego śmiech rozchodził się w mojej głowie, a potem zacisnęłam powieki i pozwoliłam sobie na chwilę przerwy.

******

Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to Johna ubierającego koszulkę. Hmm...jakie ładne widoki po przebudzeniu. A nie poczekaj, one wcale nie są ładne i z pewnością nie powinnam na to patrzeć. Muszę zapomnieć o Johnie i jego ładnym torsie. Zamierzałam się ponieść, ale coś mi przeszkadzało. Byłam przykryta grubym, czerwonym, puchowym kocem. Jak miło, że nie dał mi zamarznąć. Zdjęłam go i usiadłam, rozglądając się dookoła. Tyle że, coś tu było nie tak. Przede mną leżał ładny, niebieski koc w kratę, a na nim zapalone świeczki i postawione talerze. Zamrugałam jeszcze kilka razy, żeby sprawdzić, czy na pewno już się obudziłam i nie jest to sen. Ale nie był. O cholera, on naprawdę się stara żeby zdobyć tę drugą szansę. Moje serduszko dostało skrzydeł jak po redbull'u, a rozum zszedł na drugi plan. Gdy dotarł do mnie zapach jedzenia, mój głód od razu dał o sobie znać. Niech będzie, spędzę ten wieczór z Johnem, a potem wyjadę, w końcu jeden dzień mnie nie zbawi. Obym tylko tego nie żałowała.

- Przyniosłem jedzenie - John stał, a w rękach trzymał dwa białe styropianowe pudełka. Spojrzał na mnie z zażenowaniem.- Wybacz, ale nie umiem gotować - Odrzuciłam głowę w tył i wybuchłam śmiechem. John usiadł na kocu i postawił jedno pudełko po stronie, gdzie miałam usiąść. Na kolanach pokonałam odległość, która dzieliła mnie od koca, na którym siedział. Usiadłam naprzeciwko chłopaka i wyraźnie się mu przyjrzałam. Był lekko zdenerwowany i patrzył na wszystko, jakby sprawdzał, czy o niczym nie zapomniał. To było urocze.

-Czy twoim zdaniem to randka?- Zapytałam, biorąc pudełko do ręki. John spojrzał na mnie ze strachem.

-A myślisz, że to randka, bo nigdy na żadnej nie byłem.

-Ja też.- Posłałam mu uśmiech, po którym lekko się uspokoił. Popatrzyłam na niego w ciszy. Jego oczy otaczała firanka ciemnych rzęs. Można pozazdrościć.- John?

-Tak?- Wziął swoje pudełko i je otworzył, dziobiąc zawartość plastikowym widelcem.

-Będziesz ze mną szczery?

-Zawsze - John spojrzał na mnie, odstawiając jedzenie na drugi plan. Chciałam wiedzieć o nim wszystko, ale to miałoby się ni jak, do mojego planu.

-Do czego były ci potrzebne informacje o moim tacie?- John zapatrzył się w świeczkę. Miałam nadzieje, że się dowiem. Zastanawiam się nad tym dzień w dzień, nie daje mi to spokojnie spać.

-Pamiętasz, jak obiecałem ci, że wsadzę Halea do więzienia?- To dokładnie nie było tak, nie obiecał, że wsadzi Marco do więzienia, ale, że mi pomoże.- Potrzebowałem informacji o twoim ojcu, bo był mi potrzebne właśnie do tego.

-Nie bardzo rozumiem, jak biografia mojego taty miałaby wpłynąć na zamknięcie Marco?- Potrząsnął głową, wyraźnie dając znak, że nie chce dalej prowadzić tej rozmowy, ale ja muszę się dowiedzieć więcej.- Powiedz, proszę.

- To nie jest rozmowa na dzisiaj, kotek - Jak nie dzisiaj to nigdy. Upił łyk ze swojego plastikowego kubeczka. Ja spojrzałam na swój. Był to bladoróżowy płyn. Nie miałam pojęcia, co to jest.

-Nie otruję się tym?- Wskazałam na swój kubek. John w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się szeroko. Wzięłam kubek do ręki i upiłam łyk, patrząc prosto w oczy roześmianemu chłopakowi. Poczekałam chwile po przełknięciu, nic mi się nie stało, przełyk mi się nie stopił, a brzuch nie zaczął boleć, to chyba dobrze.

-Ile masz lat?- To pytanie wytrąciło mnie z równowagi.- Znaczy, chciałbym mieć pewność, że nie dałem alkoholu małolacie - Posłałam mu mordercze spojrzenie. Nie jestem małolatą, po moim trupie.

-Osiemnaście - Skinął głową i zajął się jedzeniem. Ja też trochę zjadłam, ale nie wszystko, bo mój żołądek w połowie się zbuntował. Dopiłam resztę zawartości mojego kubeczka. Był mi mało, zachłannie spojrzałam na kubek Johna, który do połowy był pełny. Chłopak był tak zajęty jedzenie, że pewnie by nie zauważy, jakbym go zabrała.

Nachyliłam się i już miałam zamiar złapać kubeczek, gdy John postanowił, że też go weźmie. Przez co nie trafiłam ręką, a że klęknęłam na kolanie, poleciałam prosto na chłopaka. Wprost cudownie, niezdara roku. A żeby jeszcze było mało, musiałam go przewrócić na plecy. Właśnie w tej chwili powtórzyła się akcja z ostatnich dwóch tygodni, gdy moja szyja odmówiła współpracy. Tym razem postanowiłam się odsunąć z własnej woli, ale nie było to raczej w planach Johna. Jego usta przywarły do moich. Pocałował mnie, ale nie oddałam pocałunku. Jego ciepłe wargi tak bardzo mnie kusiły, a on nie przestawał mnie całować, w końcu przestałam się opierać. Serce wygrało. Znowu. Wsunęłam palce w jego włosy. Usta miał ta przyjemnie gorące. Jego język robił rzeczy, o których mi się nawet nie śniło. Całowałam się już z chłopakiem. Jednym. W szóstej klasie na balu jesiennym, ale w porównaniu do tego...nie, tu nie ma nawet czego porównywać. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chciałam żeby to zrobił już dawno temu. Chciałam tego już pierwszego dnia, gdy uratował mnie przed pociągiem. Chciałam tego w każdej spędzonej razem z nim chwili.

John odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy, które były przepełnione dzikim pożądaniem. Hmm... moje na pewno nie wyglądały lepiej. Nie chciałam żeby przestawał, chce żeby ponownie mnie pocałował.

-Myślisz, że będziesz tego żałowała?- Zapytał tym cudownie zachrypniętym głosem. To było oczywiste.

-Nie - Johnowi najwyraźniej ta odpowiedź się spodobała, bo już po chwili leżałam pod nim.

Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy, śmialiśmy się i nie dawno moje ulubione zajęcie, całowaliśmy. A każdy następny pocałunek, znaczyłam dla mnie więcej niż poprzedni. Zastanawiało mnie, ile znaczy dla niego, czy w ogóle coś znaczy. Tyle że to nie tak miało być, znowu to zepsułam, a wiedziałam, że jak to zajdzie za daleko, nie będę potrafiła go opuścić. Miałam plan idealny. Spakować swoje rzeczy, zabrać mamę, trochę pieniędzy Marco i uciec. Nie przewidziałam tylko jednego, że zacznę się zakochiwać w facecie, którego nigdy nie powinnam spotkać.  

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz