JOHN
Skylor stała, a łzy kapały jej na ziemię, mimo wszystko patrzyła na mnie z obojętnością. Jakby w ogóle nie zwróciła uwagi na mnie i dziewczynę, która teraz stała za mną. Musiała widzieć jak Alison mnie pocałowała, bo teraz dokładnie jej się przyglądała. Ile czasu już tu stała? Jak dużo słyszała?
-Skylor...- Zacząłem, ale dziewczyna uniosła dłoń i pokręciła głową, odwróciła się i pośpiesznie ruszyła przez ulice. Złapałem się za głowę, odwracając do dziewczyny, która jest temu wszystkiemu winna. Alison nie ruszyła się z miejsca, a łzy płynęły jej strumieniami po twarzy.
-Taki mi przykro, John - Powiedziała, nie patrząc mi w oczy. Westchnąłem, uderzając pięścią w ścianę starego budynku. Czułem, jak ból rozchodzi się po całym moim ciele. Alison wzdrygnęła się od dźwięku, jakie wydały moje kości. Nie patrząc na dziewczynę, ruszyłem przez ulice w ślad za Skylor. Nie oglądałem się za siebie, ponieważ gdybym zobaczył Alison, mógłbym na nią pożądanie nakrzyczeć, a nie chciałem tego. Jak ona mogła zrobić to Ashtonowi? „Jak ja mogłem to zrobić mojemu przyjacielowi?" Nienawidzę się za to. Mógłbym się odsunąć na czas, ale co się stało, to się nie odstanie. Podchodząc pod bramę, zobaczyłem tego skurwiela z bandą ochroniarzy, wchodzących do środka. Przy wejściu stała mama Skylor. Jeden z ochroniarzy przechodząc, splunął jej na fartuch. Gdy kobieta nawet nie drgnęła, drugi popchnął ją, aż się przewróciła, następnie obaj wybuchli śmiechem. Jak już zniknęli za drzwiami, kobieta próbowała się podnieść. Wsunąłem się przez bramę i podszedłem do kobiety, pomagając jej wstać. Zobaczyłem w oczach kobiety strach.
-Uciekaj stąd, no już!- Wyszeptała w moją stronę, pchając mnie w kierunku bramy. Złapałem ją za ręce i zacząłem uspokajać. Zaprowadziła mnie na tył domu.
-Gdzie mogę zobaczyć się ze Skylor?- Zapytałem. Kobieta najwyraźniej usłyszała w mym głosie rozpacz, ponieważ jej wzrok trochę złagodniał.
-Powinnam Cię teraz przegnać w diabły, za to, co zrobiłeś mojej córce. Chociaż mi o niczym nie powiedziała, to i tak wiem, że ją skrzywdziłeś. Jestem jej matką, a matki wyczuwają, gdy ich dzieci są w rozsypce - Powiedziała z wyraźną złością w głosie.- Ale widzę, że Ci na niej zależy i że jesteś porządnym chłopakiem - Spojrzała na moje ręce pokryte tatuażami. Westchnęła i przetarła dłonią oczy.- Umiesz się wspinać?
-Tak, ale co to ma wspólnego ze Skylor?- Zapytałem, a kobieta wskazała na okno u góry.
-Żeby się dostać do Skylor, musisz najpierw tam wejść.- W górę pięły się różne rośliny, za nimi dostrzegłem drewnianą kratę, do której były przymocowane. Podszedłem do niej i chwyciłem kratkę, ciągnąc ją w moją stronę. Z pierwszym razem wytrzymała, lecz za drugim pociągnięciem ją wyrwałem. Popatrzyłem na matkę dziewczyny, która złośliwie się uśmiechała pod nosem i wzruszyła ramionami. Cudnie, mogę ją zaliczyć do osób, które życzą mi śmierci. Chwyciłem drabinkę z całej siły i zacząłem powoli wchodzić do góry. Uważałem, żeby zrobić to lekko i szybko. Docierając do połowy, ułamał mi się szczebelek pod nogą. Chwyciłem się mocniej, żeby nie spaść, z dołu usłyszałem cichy kobiecy śmiech. Zarzuciłem nogę na bliższą kratkę i ruszyłem w górę. Złapałem się parapetu i podciągnąłem. Moim oczom ukazał się pokój dziewczyny. Połamane białe meble stały porozstawiane po całym pokoju. Ściany miały różowy kolor, zupełnie niepasujący mi do Skylor. Po prawej stronie mniej więcej po środku stało duże łóżko, na którym siedział dziewczyna. Nie widziałem jej twarzy, była zasłonięta kurtyną czarnych włosów. Podciągając się wyżej, zapukałem w okno. Zaraz czy tutaj były kraty?
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w okno. Jej twarz była zapłakana i wyrażała dużo kotłujących się w niej emocji. Gdy mnie zobaczyła, z jej twarzy odpłynęła cała krew. Zerwała się z łóżka i otworzyła okno.
-Co ty tu, do cholery, robisz?- Syknęła w moją stronę, co chwila, obracając się za siebie. Udało mi się stanąć na parapecie, pewnie wyglądałem teraz jak Spider-Man, czający się, żeby wystrzelić pajęczynę i skoczyć, niestety ja nie byłem Spider-Manem i nie miałem pajęczyny, za to miałem lek wysokości. Spojrzałem na dół. Było cholernie wysoko. Przytrzymałem się kraty i głośno przełknąłem ślinę. Skylor uniosła brwi i po chwili wybuchła śmiechem.
-I co nie jesteś taki idealny, jak mówiłeś, co?- Zapytała, ocierając łzę z kącika oka.
-Nikt nie jest idealny, każdy ma swoje słabości, nieprawdaż?- Zapytałem, a dziewczyna przestała się uśmiechać. Chwyciłem za kratę.- Jak ty tu wchodzisz?- Skylor przez chwile się wahała, ale potem podeszła do kraty i wepchnęła ją do środka. Zobaczyłem spiłowane pręty przy ramie okna i z podziwem spojrzałem na dziewczynę. Wskoczyłem do pokoju. Skylor usiadła z powrotem na łóżku w tej samej pozycji, w której była przed moim przyjściem. Podszedłem do niej.
-Przepraszam - Uniosła lekko głowę i spojrzała mi w oczy.
-Mnie nie masz za co przepraszać, raczej swojego współlokatora - Zacisnąłem mocniej szczęki, na wspomnienie Ashtona tak bardzo zakochanego w Alison.
-Wiem - Przeczesałem ręką włosy i opadłem na łóżko.- Jak dużo słyszałaś?- Spojrzałem na dziewczynę.
-Wszystko -Zamknąłem oczy i głęboko westchnąłem.
- Nie robiłem nic, nawet nie byłem dla niej zbytnio miły, nie zwracałem na nią uwagi. Naprawdę- Podniosłem się i popatrzyłem w oczy dziewczyny
-Wiem. Nie musisz mi się tłumaczyć, John.
-Jak to wiesz?- Skylor lekko się zaczerwieniła.
- Zawsze zwracałam uwagę, w jaki sposób odnosiłeś się do innych - Uniosłem brwi. Dziewczyna wbiła wzrok w koc.- Ale widziałam też, jak na ciebie patrzyła, gdy do niej mówiłeś.- Nie wiedziałem, że Skylor tak uważnie się wszystkiemu przygląda. - Co ci się stało w rękę?- Dotknęła mojej dłoni, a ja się wzdrygnąłem. Dziewczyna zeskoczyła z łóżka i otworzyła szafkę. Przyniosła wodę utlenioną i bandaż. Polała moją ręką, a ja zacząłem siarczyście przeklinać pod nosem. Owinęła ją bandażem i westchnęła.
- Teraz już nie możesz walczyć, choćby przez tydzień - Spojrzała mi w oczy i lekko się uśmiechnęła.- Lek wysokości, co?- Jęknąłem i z powrotem upadłem na łóżko. Skylor położyła się obok mnie. Mijały minuty, a może nawet godziny. Już miałem zamykać oczy i odpłynąć w głęboki sen, gdy nagle ktoś zaczął się dobijać do drzwi pokoju dziewczyny. Skylor gwałtownie się uniosła i popatrzyła na mnie oczami przepełnionymi strachem.
-To Marco, wstawaj!- Syknęła i zaczęła biec w kierunku drzwi. Wstałem i zanim zdążyłem dojść do okna, drzwi otworzyły się, a w nich stał Marco Hale.
CZYTASZ
Walcz do końca
RomanceJohn Hyde jako zawodnik nielegalnych walk musiał być okrutny i bezwzględny. Wiedział, że dane mu będzie, zginąć na ringu, gdzieś w podziemiach i nikt nie zabierze stamtąd jego ciała. Już jako nastolatek został sam. Stracił wszystkich, na których mu...