SKYLOR
Billy siedział przy jednym ze sosnowych stołów, namiętnie czytając książkę, którą ostatnio kupił. Był tak zaczytany w treści, że nawet nie zauważył, gdy położyłam przed nim szklankę z wodą, którą zamawiał. Jego oczy w takim tempie śledziły tekst, jakby miały ostanie minuty życia.
Wczoraj, kiedy przyszedł do kawiarni, oświadczył mi, że ma dość bycia barmanem w barze. Postanowił zostać prawnikiem, a kiedy zapytałam się, dlaczego akurat prawnikiem, po prostu wzruszył ramionami. Lepiej tej odpowiedzi nie mógł uzasadnić. Nie od dziś wiedziałam, że Billy jest porywczy, więc takie decyzje podejmuje z łatwością. Gorzej było z ich realizacją. Nawet kiedy chciałby zostać prawnikiem, z pewnością musiałby stąd wyjechać, tyle że Billy nie ruszy się z tego miasta, ponieważ nie chce zostawić swojego ojca samego. Rozumiałam go jak nikt inny, byłam w podobnej sytuacji tylko gorszej. Mimo że w każdej chwili mogłam uciec od Marco i ułożyć sobie życie, wolałam tam zostać i dbać o to, aby mama nie umarła z głodu w schowku na miotły. Oczywiście nie pisnęłam słówka na ten temat, ale miałam wrażenie, że Billy się czegoś domyśla.
-Skończyłem — Huk zamknięcia książki oderwał mnie od wpatrywania się w podłogę. Uniosłam wzrok na promieniującego ze szczęścia chłopaka, który wstał od stołu i podszedł do lady. Oparł obie ręce na blacie i pochylił się w moją stronę.
-Kiedy już zostanę najlepszym prawnikiem — Lekki uśmiech pojawił się na jego ustach, a policzki zaczerwieniły.- Kupię ci największy dom, na jaki będzie mnie stać — Spuścił wzrok na blat i zaczął bawić się szmatką, która na nim leżała. Ciekawe skąd wywnioskował, że spędzę z nim resztę życia. Coś czułam, że mama i pani Gail maczały w tym palce. Lubiłam go, nawet bardzo, ale tylko jako przyjaciela. Nic więcej. Nie chciałam psuć jego dobrego humoru, więc tylko się odwróciłam, nic nie odpowiadając.
Po spotkaniu z tym tajemniczym mężczyzną bałam się nawet wychodzić sama na ulice. Nie miałam pojęcia, kim on był, ale każde jego słowo ociekało szczerością, przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Gdy odjechał, stałam się nieobecna. Billy zadawał mi tyle pytań, że zaczęło mi się kręcić w głowie. Uspokoiłam go, mówiąc, że to był stary znajomy rodziny i odesłałam do domu. Jak się później okazało, idąc do niego, musiał trafić na moją mamę, której wszystko opowiedział, a ona strasznie się zestresowała. Nie chciałem jej niepokoić, więc powiedziałam, że chłopakowi po prostu się coś przewidziało i był to tylko zwykły klient, który zapomniał reszty. Na całe szczęście uwierzyła i już o nic więcej nie pytała.
-Billy mógłbyś mi podać ścierkę?- Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka. Wydawał się smutny, bez cienia uśmiechu na ustach. Całe szczęście, jaki w sobie miał nagle uleciało jak powietrze z balona.- Co się stało?- Zapytałam i oparłam się o blat, żeby mieć oczy na tej samej wysokości co jego.
-Boje się, że nie czujesz tego samego, co ja do ciebie — Uśmiechnął się smutno i przetarł dłonią czoło, na którym zaczęły zbierać się krople potu.
-A ty co czujesz?- Obawiałam się najgorszego, bardzo nie chciałam, żeby moje obawy się potwierdziły. Billy przybliżył się do mnie i ujął moje dłonie w swoje.
- Zakochałem się w tobie i wiem, że ty dobrze o tym wiesz — Zacisnęłam powieki i nie otwierałam ich przez dłuższą chwilę. Podejrzewałam, że nie chce być moim przyjacielem, ale żeby od razu się zakochać? To na pewno jest tylko zauroczenie, które minię jak przeziębienie, innej opcji nie ma.
-Billy, posłuchaj — Otworzyłam oczy i odepchnęłam się od blatu, wyrywając ręce z uścisku chłopaka.- Lubie cię, bardzo cię lubię, ale nie mogłabym pomyśleć o tobie inaczej niż o przyjacielu — Widziałam, jak z każdym moim słowem chłopak kurczy się w sobie. Nie byłam z siebie zadowolona, nie chciałam go skrzywdzić, ale nie chciałam mu też mydlić oczu.- Wiem, że kiedyś znajdziesz kogoś, w kim się zakochasz z wzajemnością, poczekaj Billy, to przyjdzie samo. Musisz tylko poczekać.
- Nie znajdę lepszej dziewczyny niż ty, Skylor. Jestem w tobie zakochany po uszy i wiem, że to tak szybko nie minię — Odepchnął się od blatu i okrążył go, podchodząc do mnie.- Jesteś spełnieniem moich najskrytszych marzeń, światłem w mroku, a także kluczem do mojego serca. Tylko ty je możesz otworzyć, a gdy postanowisz to zrobić, oddam ci je całe, każdą część — Złapał mnie za rękę i położył ją na swojej piersi.- Proszę, spróbuj mnie pokochać.
- Nie Billy, nie pokocham cię dzisiaj, jutro, a nawet za kilka lat — Odsunęłam się, zachowując bezpieczną przestrzeń między nami.
- Ja wiem, że ci się uda — Zrobił krok do przodu i przycisnął swoje ciało do mojego, pchając mnie na ścianę. Byłam w potrzasku, z którego nie było wyjścia. Zaczęłam się wyrywać z jego stalowego uścisku, chociaż wiedziałam, że jest ode mnie silniejszy i nie mam szans.
-Billy, proszę cię, puść mnie — Uniosłam głowę do góry i spojrzałam chłopakowi w oczy. Samotna łza potoczyła się po jego czerwonym policzku i wylądowała na koszuli. Widziałam w jego oczach postanowienie, gdy zaczął pochylać głowę w stronę mojej. Próbowałam go kopnąć, ale unieruchomił moje nogi, przytrzymując je swoimi. Billy dotknął czołem mojego i przybliżył usta tak, że dzieliły je z moimi jedynie minimetry.
-Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie — powiedział szeptem i przylgnął ustami do moich. Zaczął błądzić dłońmi po moim ciele, żeby następnie wsunąć ręce pod moją bluzkę. Szarpałam się, ale nadaremno. Jego język próbował wkraść się przez zaciśnięte usta, a ręce dotrzeć do moich piersi.
Za chłopakiem zabrzmiał dźwięk dzwonka powieszonego nad drzwiami. Ktoś wszedł do środka, więc wykorzystując chwile nieuwagi, pchnęłam chłopaka i natychmiast odsunęłam się na bok. Zerknęłam w stronę drzwi, ale przez łzy, które nagromadziły się w moich oczach, widziałam jedynie potężną sylwetkę, która szła w moją stronę. Zamrugałam kilka razy, żeby wyostrzyć wzrok i zobaczyłam, jak potężny mężczyzna chwyta Bill'ego za koszulkę i pcha na blat za nim. Billy uderzył w kontur, wciągając gwałtownie powietrze. Mężczyzna wziął zamach i uderzył chłopaka w szczękę. Musiało być to potężne uderzenie, skoro z twarzy chłopaka prysnęła krew, a on sam przeleciał przez blat. Obserwując to wszytko z boku, miałam wrażenie, że mój anioł stróż przyszedł mnie wybronić. Mężczyzna obszedł blat i podciągnął chłopaka, zadając mu tyle ciosów w twarz, że krew była wszędzie. Widać było napięcie ramion i nieograniczona wściekłość faceta, który mnie uratował. Byłam mu za to niezwykle wdzięczna.
Na samym końcu Billy miał tak zakrwawioną twarz, a także ubrania, że nie mógł ustać na własnych nogach i runął jak kłoda na sosnowy stół, łamiąc go w pół. Wiedziałam, że już nie wstanie, przez myśl też mi przeszło, że może nie żyję, ale gdy patrzyłam na jego pierś, zauważyłam, że się porusza. Mężczyzna, który mnie uratował, podszedł do mnie i objął ramieniem. Nie byłam w stanie jasno myśleć, więc gdy tylko zaczął prowadzić mnie do wyjścia, nie opierałam się. Wyszłam na zewnątrz i nabrałam świeżego powietrza w płuca. Oparłam się o ścianę kawiarni i uniosłam wzrok do góry. Facet, który mnie uratował stała do mnie tyłem i trzymał się za głowę, jakby miała mu zaraz wybuchnąć.
-Dziękuję — Wydusiłam, spuszczając wzrok na ziemie. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się stało, nie podejrzewałam, że Billy może być agresywny. Zawsze był miły i uprzejmy, a teraz? Nie miałam pojęcia, co w niego wstąpiło.
-Przecież obiecałem, że będę cię bronił — Cały tlen uciekł mi z płuc po raz drugi, a serce zaczęło na nowo krwawić. Znałam ten głos, bardzo dobrze go znałam. Byłam na zabój zakochana w jego właścicielu. Podniosłam głowę, a łzy na nowo zaczęły napływać mi do oczu. Przede mną stał John i na pewno nie był wytworem mojej wyobraźni. Był blady i miał ciemne cienie pod oczyma. Ale był, stał naprzeciwko mnie i mi się przyglądał. Nie mogłam się ruszyć, nie mogła mówić, a nawet oddychać. Po prostu stałam i patrzyłam na niego, jakby był gwiazdą z nieba, która wybrałam akurat mnie.
-W końcu cię znalazłem.
CZYTASZ
Walcz do końca
RomansJohn Hyde jako zawodnik nielegalnych walk musiał być okrutny i bezwzględny. Wiedział, że dane mu będzie, zginąć na ringu, gdzieś w podziemiach i nikt nie zabierze stamtąd jego ciała. Już jako nastolatek został sam. Stracił wszystkich, na których mu...