Rozdział 8

16.2K 807 9
                                    

SKYLOR

  Dzisiaj, nie mogłam wyjść z pokoju. Był to taki dzień, gdzie Marco załatwiał swoje sprawy w domu. Nienawidzę tych dni, są najgorsze. Za każdym razem czułam się jak w klatce.
Drzwi do mojego pokoju, nie otworzyły się, żeby nie korciło mnie podsłuchiwać rozmowy. Siedziałem od kilku godzin na skraju łóżku, rozmyślając o tym, żeby się jakoś stąd wydostać. Dzisiaj w nocy, nie spałam.

Słyszałam płacz mamy pod drzwiami sypialni, gdy Marco nie wiadomo co robił ze swoją nową panienką. Chociaż nie, ja wiedziałam dokładnie, dlatego tak ciężko było mi z myślą, że jak ja do tego doszłam, to mama też. Nie mogłam tego słuchać. To było jak koszmar, ale prawdziwy. Czasami się zastanawiałam, jak inni ludzie to przeżywają, jak wytrzymują te wszystkie złe rzeczy, które się zdarzają. Ja żyłam marzeniem, że kiedyś od niego uciekniemy. Razem. Miałam dużo okazji na ucieczkę, codziennie ją mam, ale Marco wiedział i do dzisiaj wie, że nie ucieknę bez mamy. Ona stąd nie wychodzi, jest przykuta do tego domu.

Od momentu, kiedy się tu znalazłyśmy, szukałam sposobu na uwolnienie się od niego. Wczoraj dostałam szanse, miałam taką małą, malutką nadzieję, że się uda. Teraz tylko musiałam czekać, aż John coś wymyśli. Nie chce go wykorzystać do ucieczki, chciałam, żeby mi pomógł, a gdy się zgodził, coś we mnie pękło. W jego oczach widziałam szczerość. Był jak rycerz na białym koniu, a raczej na czarnym Harleyu. Miałam tylko nadzieje, że nie okaże się błędnym rycerzem.

******

Minęły trzy godziny, zanim kilku umięśnionych, łysych mężczyzn wyszło z domu. Przy moich drzwiach usłyszałam kliknięcie otwieranego zamka. Gdy się odwróciłam, wszedł przez nie Marco z fają w gębie i tym jego obleśnym uśmieszkiem.

Był on chudym, tyczkowatym mężczyzną. Miał nienaturalnie długie kończyny. Jego czarne włosy błyszczały się od żelu, gdy zaczesywał je do tyłu. Wyglądał trochę jak młody Antonio Banderas, ale oczywiście bez przesady.

Przeszedł szybko przez pokój, aż stanął przede mną. Patrzył na mnie z góry, nie chciałam, żeby tak było, więc wstałam. Byłam o wiele niższa od niego, ale jakby mnie tylko tknął, już leżałby na ziemi. Kiedyś tata nauczył mnie parę chwytów do obrony własnej, do dziś się przydają.
Marco nadal się uśmiechając, chwycił mnie za łokieć i zaczął, ciągnąc do drzwi. Próbowałam się wyrwać, ale trzymał za mocno. Będę miała kolejnego siniaka do kolekcji.

-Idziesz ze mną odebrać samochód. Jak ojciec z córką. - Zatrzymał się, by zamknąć drzwi mojej sypialni.

-Nie jesteś moim ojcem, już wolałabym skoczyć pod pędzący pociąg, niż cię tak nazwać. - Powiedziałam. Dla dodania efektu splunęłam mu na jego czysto wypastowane buty. Tym zachowanie rozwścieczyłam Marco do czerwoności. Już chciał odejść i uważać, że nic się nie stało, gdy właśnie przelałam czarę goryczy i się roześmiałam. Wtedy hamulce mu puściły, gwałtownie się odwrócił i uderzył mnie w twarz. Upadłam na ziemię, czując, jak mój policzek pulsuje. Bolało jak cholera.

-Następnym razem jak będziesz chciała coś powiedzieć, przypomnij sobie ten ból, który teraz czujesz, bo w porównaniu z tym, co będzie następnym razem, to jak muśnięcie piórka. A teraz wstawaj, do cholery, i idziemy po ten pieprzony samochód. -Pociągnął mnie, aż stanęłam prosto i tym razem nie miałam tyle odwagi, żeby się mu przeciwstawić. Pozwoliłam mu się prowadzić do samego warsztatu.

Gdy dotarliśmy do celu, stałam za Marco i czekałam, aż odbierze samochód. Miejsce, w które mnie uderzył, wciąż niemiłosiernie bolało. Czułam, że już powstaje wielki, fioletowy siniak.
Zobaczyłam jak staruszek, który został postrzelony, zmierza w naszą stronę z uśmiechem od ucha do ucha. Chociaż ktoś jest tu szczęśliwy. Marco pochylił się w moją stronę i szepnął do ucha.

-Spuść głowę na dół. - Nie chciałam, żeby robił awanturę w miejsce publicznym, wiem, że jest do tego zdolny, więc posłusznie spuściłam głowę na dół i zamknęłam oczy.

Marco musiał jeszcze wypełnić jakieś papiery, więc kazał mi tak stać, dopóki nie wróci. Rozważałam wszystkie za i przeciw. W końcu nie chciałam spędzić reszty dni przykuta do łóżka, a tak by się stało, gdybym wróciła z nim do domu. Znalazłam resztkę mojej godności i pobiegłam skryć się na tyłach warsztatu.

Gdy wybiegłam zza zakrętu, na coś wpadłam, Przewróciłam się razem z motocyklem, który był pod moimi nogami. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Harleya Johna. Ja i mój wieczny pech. Podniosła się szybko i próbowałam go postawić do pionu, ale był zbyt ciężki. Gdy już mi się prawie udało, nadepnęłam na kamień za mną i znowu upuściłam motocykl. Cholera, pewnie zdrapałam połowę lakieru. Postanowiłam zobaczyć czy zaczął mnie szukać, ale mignęły mi tylko światła Lamborghini wyjeżdżającego na ulice.

Musiałam uciekać, zanim postanowi wrócić i przeszukać okolice. Nie mogłam podnieść Harleya, więc zabrałam kartkę i długopis, który stał na stoliku do kawy przede mną i napisałam krótką wiadomość do Johna, po czym uciekłam, gdy zobaczyłam mężczyzn w garniturach, rozglądających się dookoła.  

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz