SKYLOR
Pobiegłam za nim, gdy tylko wyszedł z pokoju. Zamknęłam drzwi, a raczej zatrzasnęłam je za sobą i wściekła ruszyłam, w stronę cholernego Johna. Wchodząc do kuchni, od razu zaczęłam rozglądać się dookoła. Nigdzie nie mogłam go znaleźć, za to zauważyłam pijaną dziewczynę, która leżała na kanapie. To była ta sama, która rzuciła garnek z sosem w moją stronę. Podeszłam do niej, nie wyglądała, aż tak źle. Otworzyła najpierw jedno oko, a potem drugie. Zamrugała, żeby przyzwyczaić się do światła, a następnie spojrzała na mnie i jęknęła.
-Ty jesteś tą dziewczyną Johna? Miło mi poznać, jestem Alison. Wybacz, że nie poznałyśmy się w lepszych okolicznościach. - Powiedziała i lekko mnie przytuliła. Jak na osobę z kacem szybka jest.
-Nie jestem jego dziewczyną. Wiesz, gdzie poszedł?- Zapytałam. Alison otworzyła butelkę z wodą, opróżniając ją całą.
-Nie wiem, pewnie jest z Bethy — Poczułam dziwne skręcenie w żołądku, póki nie przypomniało mi się, że tak nazywa swojego Harleya. Wstałam i już miałam otworzyć drzwi, gdy Alison zapytała.
-Nie powiesz mi, jak masz na imię?- Dziewczyna próbowała usiąść, ale za każdym razem upadała z powrotem na kanapę.
-Skylor - Wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Milutka. - Usłyszałam przyciszony głos Alison. Nie przejmując się tym, ruszyłam wściekła w kierunku domu Marco. Nikt nie będzie mi mówił, gdzie i z kim mam być, a na pewno nie John. Za kogo on się uważa!? Apodyktyczny dupek.
Właśnie miałam przejść na drugą stronę ulicy, gdy kilka centymetrów przede mną zatrzymał się czarny chrysler z przyciemnionymi szybami. Wyszedł z niego masywny mężczyzna w czarnym garniturze i czarnych okularach. Cofnęłam się, ponieważ od razu wiedziałam, kim są i po co tu przyjechali, a raczej po kogo. Odwróciłam się i puściłam się biegiem w przeciwną stronę. Niestety nie byłam taka szybka, mężczyzna chwycił mnie w pasie i podniósł do góry, tak że wisiałam kilkanaście centymetrów nad ziemią. Zaczęłam kopać nogami i wymachiwać rękoma. Na moje szczęście trafiłam go w piszczel. Facet jęknął i rozluźnił uchwyt. To była moja szansa. Wyrwałam się i zaczęłam uciekać. Spojrzałam za siebie, teraz do pościgu, przyłączył się jeszcze jeden goryl. Milutko. Odwróciłam głowę i gwałtownie się zatrzymałam. To była ślepa uliczka. Cholera. Po prawej stronie stały dwa kontenery, a nad nimi były schody pożarowe. Wspięłam się na jeden z nich i gdy miałam już sięgnąć drabinę, ktoś pociągnął mnie za nogę, przez co zleciałam na dół, uderzając głową o beton. Przed oczami zrobiło mi się czarno, a w uszach zaczęło mi dzwonić. Zobaczyłam jeszcze jak dwie pary czarnych wypastowanych butów, zatrzymują mi się koło nosa.
-Powiedz dobranoc — Powiedział szorstko jeden z mężczyzn, a następnie wybuchnął śmiechem. Poczułam straszny ból z tyłu głowy, a następnie nie było już nic.
******Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Moje ręce były przywiązane do krzesła, na którym siedziałam. Rozglądając się dookoła, niczego nie widziałam, po części dlatego, że mój wzrok był zamglony, a w pomieszczeniu było zbyt ciemno.
-Obudziła się- Odezwał się, męski głos dobiegający z końca pomieszczenia. Spojrzałam tam, ale było zbyt ciemno, żebym go rozpoznała. Zaczęłam się szarpać, na daremno. Za mną rozległy się ciężkie kroki. Czułam się jak na przesłuchaniu. Z mroku wyłoniła się masywna postać. Mężczyzna miał około dwóch metrów i metra szerokości w barkach. Na jego twarzy zobaczyłam długą rudą brodę. Oczy miał tak zimne i puste, że mogłabym pomyśleć, iż wstał właśnie z grobu.
-Jak moja księżniczka się czuję?- Zapytał, pochylając się nade mną z obleśnym uśmieszkiem. Połowa jego zębów była złota.
-Pieprz się — Powiedziałam i spróbowałam, jak najdalej cofnąć od niego głowę.
-Ale tak sam? Okrutna jesteś — Powiedział z udawanym oburzeniem. Przybliżył swoją głowę, do mojej. Nie miałam już gdzie uciec.- Wiesz, mogłabyś mi pomóc. Nie obraziłbym się — Uśmiechnął się szeroko, poczułam jego usta przy moim uchu.- Wręcz przeciwnie. - Na jego nieszczęście, a moją korzyść, nie związał mi nóg. Stał w rozkroku, więc „niechcący" kopnęłam go, we wrażliwy punkt. Oblech zaczął krzyczeć, odsuwając się na ziemie.
-Jestem pewna, że dasz sobie radę sam.- Powiedziałam z nutą rozbawienia w głosie.
-Czemu, kurwa, nie związałeś jej nóg, ty idioto!?- Krzyknął w stronę mężczyzny, którego twarzy nie widziałam. Oblech wstał, nadal trzymając się, za kroczę.-A ty dziwko, jeszcze tego pożałujesz — Minął mnie i poszedł w przeciwnym kierunku, wyciągając telefon.
-Panie Hale? Tak... Tak- Podszedł do mnie, dokładnie oglądając mi twarz.- To na pewno ta. Dobrze — Rozłączył się, na ustach, znów błąkał mu się ohydny uśmieszek. –Teraz dostaniesz za swoje, księżniczko- Rozwiązał mnie i rzucił na ziemie. Nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy przystawił mi broń do czoła. Podniósł mnie i zaprowadził do wyjścia. Wychodząc przez drzwi, zorientowałam się, że jesteśmy w opuszczonej hali, gdzie odbywały się nielegalne walki. Mężczyzna popchnął mnie, tak, że teraz znajdowałam się na kolanach.
-Jak przyjedzie Hale, nie dawaj mu jej, dopóki nie da kasy. Rozumiesz?- Powiedział do tego drugiego i mnie puścił.
-Tak, szefie - Na podjazd wjechał Marco, swoim Lamborghini. Wysiadł i zerknął na mnie. Podszedł do mężczyzny, który przystawiał mi broń do głowy. Z kieszeni wyjął dużą kopertę, w której jak przypuszczam, znajdowały się pieniądze.
- Tu jest kasa, a teraz puść ją - Podał mężczyźnie kopertę, ten ją wziął i schował broń. Nie czekając, aż się rozmyśli, wstałam i odeszłam parę kroków. Gdy facet liczył pieniądze, Marco wyciągnął zza paska broń i wycelował mu ją w głowę. Widziałam, że w oczach mężczyzny pojawiło się przerażenie. Marco wyciągnął mu delikatnie z rąk kopertę i włożył z powrotem do kieszeni.
-Ostatnie słowo?- Zapytał, a gdy mężczyzna nie potrafił odpowiedzieć, pociągnął za spust.
CZYTASZ
Walcz do końca
RomanceJohn Hyde jako zawodnik nielegalnych walk musiał być okrutny i bezwzględny. Wiedział, że dane mu będzie, zginąć na ringu, gdzieś w podziemiach i nikt nie zabierze stamtąd jego ciała. Już jako nastolatek został sam. Stracił wszystkich, na których mu...