Rozdział 28

10.3K 587 6
                                    

JOHN

  Czekałem przed wejściem do najdroższej restauracji w mieście. To był dzień kolacji, na której Ashton zamierza oświadczyć się Alison. Od rana nie może usiedzieć w jednym miejscu. Już o szóstej rano zaczął sprzątać każdy kąt domu, cholernie mnie tym denerwując.

-Myślisz, że przyjdzie?- Spojrzałem na Ashtona, który nerwowo chodził w kółko, powtarzając, co ma powiedzieć. Rozpisał sobie na kartce każdy szczegół wieczoru, kiedy wyjmie pierścionek, kiedy uklęknie, co powie. Nie mam pojęcia, dlaczego się tak stresuje, przecież Alison świata poza nim nie widzi, cokolwiek by jej powiedział ona i tak by się zgodziła.

Gdy Ashton nie odpowiedział, wyrwałem mu kartę z rąk i podarłem na dwie części. Chłopak był tak zajęty myślami, że nawet nie zauważył, iż nie trzyma kartki w rękach. W końcu otworzył oczy i popatrzył na resztki jego planu, które leżały teraz w kałuży pod moimi nogami.

-Mówiłeś coś?- Włożył ręce do kieszeni marynarki. Ja wciąż nie wierzę, że dałem się w to ubrać. Alison wczoraj przywiozła nam dwa wypożyczone garnitury, mniejszy czarny i większy granatowy, a przez to, że jestem wyższy i szerszy od Ashtona musiałem ubrań ten granatowy.

-Pytałem się, czy przyjdzie- Zerknąłem na zegarek. Była równo dwudziesta. Od rana nie widziałem Skylor, nie chciałem się narzucać. Miałem zamiar pogadać z nią właśnie na kolacji, tyle że wygląda na to, iż na nią nie przyjdzie. Czyżby znowu się ode mnie odsuwa?

- Nie martw się, na pewno przyjdzie - Wiedziałem, że Ashton nie mówi szczerze, był zbyt zajęty swoimi problemami, mimo to próbował mnie pocieszyć. W nocy miałem dziwny sen. Słyszałem Skylor, mówiła coś do mnie, dotykała, pocałowała. Myślałem, że stało się to naprawdę, ale gdy zapytałem Asha, czy otworzył jej drzwi, powiedział, że nie, wtedy straciłem nadzieje.

-Chłopaki, chodźcie do środka - Alison wyjrzała przez drzwi. Nieźle się dziś odstawiła. Miała na sobie długą czerwoną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Przez chwile nawet pomyślałem, że wie, co się święci, ale nie, nie mogła. Rzuciłem ukradkiem spojrzenie Ashtonowi, który był wpatrzony w mokry asfalt. Idąc w stronę wejścia, poklepałem Asha w ramię. Od razu się wyprostował i głęboko westchnął, ruszając w ślad za mną.

Byłem dziś u detektywa, w sprawie Halea. Na jaw wyszły nowe fakty, powiązane z ojcem Skylor. Nie zamierzałem jej nic mówić, dopóki nic nie będzie pewne. Na razie są to tylko, podejrzenia, ale oglądałem wyciągi bankowe ojca dziewczyny. Jim Watson robił interesy z Marco Halem, a jeżeli tak było i Halowi coś nie pasowało, mógł przyczynić się do jego śmierci. Co prawda nie mam bladego pojęcia, czy to był zwykły przypadek, czy naprawdę łączyło coś tych dwóch mężczyzn, ale zdążyłem zobaczyć.\, jak postępuje Hale i rzeczywiście mógł mordować nawet bez mrugnięcia okiem.

- Usiądźmy - Powiedziała Alison i z wielkim uśmiechem na twarzy przeznaczonym dla gości usiadła na swoim miejscu. Ja także usiadłem i rozejrzałem się dookoła. Było około dwudziestu osób, kuzyni Ashtona i reszta, której nie znałem. Wszystkie miejsca były zajęte oprócz jednego. Tego naprzeciwko mnie. Tam powinna siedzieć Skylor, ale jej nie było. Ciekawe co teraz robi.

-John, już myślałem, że dziś nie przyjdziesz - Kuzyn Ashtona, Nico usiadł obok mnie z wielkim uśmiechem. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, z nikim nie miałem. Uśmiechnąłem się sztucznie żeby się ode mnie odpierdolił. Nico, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że się do niego nie odezwę i obrócił się do kogoś innego. Za jednym razem opróżniłem kieliszek wina i odstawiłem go na stół. Całkiem dobre, ale nie zamierzałem się upić, muszę jeszcze pojechać w jedno miejsce. Ashton odchrząknął cicho i spojrzał mi w oczy z przerażeniem. Lekko skinąłem głową, że to już czas. Chłopak wstał od stołu, biorąc ze sobą kieliszek. Uderzył w niego parę razy widelcem żeby zwrócić na siebie uwagę. Teraz wszystkie oczy zwrócone były na Ashtona. Zanim coś powiedział.\, opróżnił pełny kieliszek i go odstawił.

-Proszę o chwile ciszy. Muszę zrobić coś bardzo ważnego, co zmieni moje całe dotychczasowe życie - Nikt się nie odezwał, wszyscy zamarli, nawet kelnerzy patrzyli na Ashtona z wyczekiwaniem. Chłopak spojrzał jeszcze raz na wszystkich i cicho jęknął. Nie da rady, nie ma szans. Na czole zbierały mu się krople potu. Zaraz mu żyłka pęknie. Odchrząknąłem, zwracając uwagę Ashtona. Wyprostował się, sięgając do kieszeni. Trzymał tam pierścionek od rana. Podszedł do Alison i uklęknął przed nią na jedno kolano, wyjmując pudełeczko.

-Kiedy się poznaliśmy, oszalałem na twoim punkcie, już wtedy nie mogłem bez ciebie żyć. Nie mam pojęcia, jak radziłem sobie, gdy cię nie znałem. Kocham każdy kawałek twojego ciała. Kocham twój uśmiech, gdy się budzisz i gdy zasypiasz, gdy mnie całujesz albo na mnie krzyczysz, gdy policzkujesz i przytulasz. Kocham cię tak bardzo, że nie wiem, czy to możliwie i już nigdy nie chce przestawać. Dlatego chciałem zadać ci jedno pytanie - Alison zamarła, nawet przez chwile myślałem, że nie oddycha. Po jej policzkach płynęły strumienie łez, które kapały na jej czerwoną sukienkę.- Czy ty Alison Cooper zaszczycisz mnie swoją obecnością do końca życia i zostaniesz moją żoną?- Wszyscy przenieśli swoje spojrzenie na Alison, która nawet nie mrugała. Można się było tego spodziewać, zaraz trzeba będzie dzwonić po karetkę. Czarno włosa kobieta, która siedziała obok dziewczyny, lekko ją szturchnęła. Alison gwałtownie zaczęła mrugać i potakiwać głową.

- Tak, tak, tak. Wyjdę za ciebie, ja też cię kocham - Dziewczyna rzuciła się na szyję Ashtona, a wszyscy na sali zaczęli wiwatować i gratulować. Ja za to uśmiechnąłem się i spojrzałem na miejsce, gdzie powinna siedzieć osoba, na której mi najbardziej zależało. Ale je nie było. Zacząłem się zastanawiać, czy jeszcze kiedykolwiek będzie.  


Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz