JOHN
-No więc...- Chłopak usiadł na masce samochodu, potrząsając głową we wszystkie strony. Wcale mu się nie dziwiłem, mnie też po nocy spędzonej w samochodzie bolał kark- Co teraz?- Oparłem się o drzwi od strony pasażera i zagapiłem na nierówną drogę.
-Dobre pytanie — Utknęliśmy tu na długi czas. Na całe szczęście Ed miał zapas jedzenia, więc przynajmniej nie umarliśmy z głodu.
-A odpowiedź?- Chłopak siedzący na masce oparł się o i tak już pękniętą szybę, patrząc na mnie spod grzywy czarnych jak smoła włosów. Wiedziałem, że nie możemy zostać tu na dłużej. Pokręciłem głową i odepchnąłem się od samochodu, patrząc na niego, a w szczególności na jego chude rączki.
- Wsiadaj — powiedziałem do chłopaka i wskazałem na miejsce za kierownicą. Ed na początku się wahał, ale gdy się nie rozmyśliłem, z wielkim uśmiechem, usiadł na miejscu kierowcy.- Rozglądaj się za stacją benzynową.
-Czekaj...- Pochylił głowę i wystawił ją przez okno, następnie otworzył schowek i wyjął z niego czarne okulary.- Jestem gotowy — Zacząłem pchać samochód, z każdym następnym krokiem szło lżej, ponieważ jak później zauważyłem, zjeżdżaliśmy z lekkiej górki.
Przez cały czas próbowałem skupić myśli na tym, co mogę tutaj znaleźć. Co takiego szuka Hale, co jest dla niego takie ważne. Próbowałem zebrać wszystko w całość, lecz nadaremno. Myśląc o nim, przypomniała mi się Skylor i ostatni raz, kiedy ją widziałem, wydawało się to tak dawno, że już nawet jej obraz w połowie ulotnił się z mojej pamięci. A może tak naprawdę nigdy jej nie było? Może to tylko wytwór mojej wyobraźni, który miał na celu uszczęśliwienie mnie? Nie mam pojęcia. Zacząłem tracić nadzieje na to, że jeszcze ją kiedyś zobaczę. Chciałbym jedynie wiedzieć, czy teraz jest szczęśliwa. Czy odnalazła spokój, którego tak dawno nie miała?
Zacisnąłem palce na karoserii samochodu i pchnąłem go mocniej niż poprzednim razem. Ed nie odzywał się więcej, więc uznałem, że nic nie zobaczył. Pchałem samochód, aż do zajścia słońca, potem kazałem chłopakowi zjechać na pobocze. Przez ten czas żaden samochód nie przejechał obok nas, znaleźliśmy się na jakimś zadupiu, którędy nikt nie przejeżdża.
Opierając się o maskę samochodu, zerknąłem za siebie. Mój pasażer chrapał cicho, opierając głowę o zagłówek, a rękoma trzymając kierownice. Ciekawe co go tak zmęczyło. Za to ja nie mogłem zasnąć, chociaż bardzo tego chciałem. Musiałem odpocząć, żeby jutro mieć siłę na dalszą drogę. Gdy patrzyłem przed siebie, nie widziałem nic, oprócz zniszczonego asfaltu i piasku, który mnie otaczał. Światło oślepiające z naprzeciwka zmusiło mnie do zasłonięcia oczu. Ja naprawdę muszę być zmęczony, skoro zacząłem widzieć światło. Ale ze światłem przyszedł także dźwięk, i to nie byle jaki dźwięk, tylko warkot silnika.
Opuściłem rękę i w ciemności zobaczyłem coś na kształt starej furgonetki, która zjechała na pobocze, oświetlając drogę przed sobą. To nie może dziać się naprawdę. Dla pewności podszedłem bliżej, w chwili, gdy drzwi pojazdu otworzyły się, ukazując postać mężczyzny w podeszłym wieku.
-Zepsuł się?- Podszedł do mnie i uniósł głowę go góry, żeby spojrzeć mi w twarz. Widziałem, jak jego usta się poruszają, ale nie mogłem zrozumieć, o czym mówi.
-Samochód. Zepsuł się?- Tym razem byłem pewny, że się nie przesłyszałem.
-Paliwa zabrakło — odpowiedziałem, na co mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, drapiąc się po szczęce.
-Pomogę wam. W miasteczku mam warsztat samochodowy, odholuje go do tam. A teraz bierz kolegę i wsiadajcie- Byłem wpółprzytomny i nie myślałem jasno. W tej chwili nie obchodziło mnie czy jest on kimś niebezpiecznym. Podszedłem do drzwi od strony kierowcy, otwierając je. Potrząsnąłem śpiącym chłopakiem i poszedłem do furgonetki starszego mężczyzny. Samochód na pewno nie należał do luksusowych. Obdrapane siedzenia i pokryta kurzem, a także smarem deska rozdzielcza tylko to potwierdzały. Po chwili dołączył do mnie Ed, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje. Drzwi po stronie kierowcy otworzyły się z głośnym zgrzytem metalu. Mężczyzna usiadł na fotelu i odpalił silnik, zawracając.
-Kellan Richardson, mechanik samochodowy, miło mi — Odwrócił głowę w moją stronę z wielkim uśmiechem.
-Hyde — powiedziałem i zapatrzyłem się w drogę przed nami. Kellan już więcej się nie odezwał, jedynym dźwiękiem w samochodzie było chrapanie chłopaka na tylnym siedzeniu.
Nie jechaliśmy długo. Możliwe, że jutro dopchałbym samochód w to samo miejsce. Wjeżdżając do miasta, od razu zauważyłem budynki w starym stylu. Wąskie chodniki i podziurawione drogi. Było dość ciemno, ale udało mi się zobaczyć niektóre sklepiki przy głównej drodze. Sklep spożywczy, z ubraniami, a na samym końcu ulicy była mała kawiarnia. U nas nie było kawiarni, kiedyś, gdy byłem młodszy, pojechaliśmy do takiej, która kilka lat później zbankrutowała. Chciałbym ożywić te wspomnienia, więc postanowiłem, że później tam zajrzę. Skręciliśmy w mniejszą uliczkę, gdzie domy były bardziej zniszczone niż te przy głównej ulicy. Jechaliśmy dość wolno, więc miałem okazje przyjrzeć się na spokojnie wszystkiemu, co mnie otacza. Zadbane trawniki, starsi ludzie siedzący na bujanych fotelach, którzy wpatrywali się w gwiazdy nad nami, oraz zabytkowe samochody. Zatrzymaliśmy się pod warsztatem samochodowym, który niczym nie różnił się od tego, w którym pracowałem, za to na pewno miał lepsze samochody do naprawy.
Kellan zgasił silnik i obrócił się na fotelu. Wydawał się szczęśliwy, uznałem to za znak, że nie często ktoś przyjeżdża do tego miasta.
-Witamy w Big Lake — Powiedział i wysiadł z samochodu, a głośny zgrzyt metalu obudził chłopaka na tylnym siedzeniu.
-Co się dzieje?- Spojrzałem na ciemne niebo nad nami, a następnie w stronę warsztatu, do którego poszedł Kellan. Bardzo mu się śpieszyło z otworzeniem drzwi, a gdy już za nimi zniknął, odwróciłem się w stronę Ed'a.
-Nic, wysiadaj- Otworzyłem drzwi i postawiłem nogi na ziemi, w tej samej chwili, gdy Kellan przyszedł z liną holowniczą. Rzucił ją na ziemie i wytarł brudne ręce w spodnie.
-Możecie tu przenocować. Chodźcie, zaprowadzę was do pokoju dla gości — Razem z Ed'em poszliśmy za Kellanem. Zaprowadził nas do małego pokoju gdzie stały jedynie dwa łóżka przykryte kocami. Podziękowałem mu, a gdy wyszedł, życząc nam dobrej nocy i mówiąc, że jutro samochód będzie stał pod warsztatem, położyłem się na jednym z nich. Mój towarzysz natychmiast po położeniu się na swoim zasnął. Ja za to przez długi czas wpatrywałem się w biały sufit nade mną, zastanawiając się, gdzie teraz pojadę i co takiego mnie tam spotka.
CZYTASZ
Walcz do końca
RomantizmJohn Hyde jako zawodnik nielegalnych walk musiał być okrutny i bezwzględny. Wiedział, że dane mu będzie, zginąć na ringu, gdzieś w podziemiach i nikt nie zabierze stamtąd jego ciała. Już jako nastolatek został sam. Stracił wszystkich, na których mu...