JOHN
Przejechał SUV i za nim włączyłem się do ruchu. Wyjechałem z bocznej uliczki i znalazłem się na samym środku niczego. Dosłownie. Po prawej piasek, po lewej także piasek, a przede mną ciągnęła się długa prosta droga. Nic tylko jechać przed siebie.
Wyjechałem wcześnie rano i jestem już na drodze od kilku godzin. Nie, żebym narzekał, ponieważ całkiem dobrze mi się jedzie. Chociaż nie bez powodu na co dzień jeżdżę Bethy, aż żal mi serce ściska, gdy pomyśle, że stoi całkiem sama w garażu i się kurzy. Jak tylko wrócę, zajmę się nią, jak należy. Przynajmniej mam do czego jeszcze wracać, teraz poza Bethy nie trzyma mnie już nic. Zupełnie nic.
Odwróciłem się i spojrzałem przez boczną szybkę, a następnie ponownie przez przednią szybę. Oprócz wszechobecnej nicości zobaczyłem ciemną postać stojącą przy drodze. Po prawej stronie stał potwór, a dokładniej obłożony plecakami potwór. Choć może mi się tylko wydawało. Nie mogłem zobaczyć go- lub jej — ponieważ mnóstwo bagaży zasłaniało całą postać. Zobaczyłem, jak wyciąga kciuk, ale nie zamierzałem się zatrzymywać. Nie przepadałem za autostopowiczami, nie lubiłem ich i już. Zaraz jednak postać razem z plecakami wbiegła mi prosto na maskę. Nie zdążyłem zareagować i zanim się zorientowałem, przód samochody podciął mu nogi. Postać przeturlała się, uderzając w szybę, aż ta lekko pękła od napierającego ciężaru. Gwałtownie wcisnąłem hamulec, a człowiek z maski zleciał prosto na drogę. Jasna cholera, mam nadzieje, że go nie zabiłem.
Otworzyłem drzwi i wyskoczyłem na zewnątrz, natychmiast podbiegając do leżącej osoby. Pochyliłem się, chcąc sprawdzić, czy żyje, ale przez plecaki nie mogłem znaleźć twarzy. Próbowałem z niego zdejmować po jednym bagażu, ale były tak przypięte, że się nie dało. Już, gdy zamierzałem wyrwać je siłą, usłyszałem spod nich jakieś dźwięki. Najpierw pomyślałem, że jest to płacz, dopiero potem uświadomiłem sobie, że był to śmiech, szczery śmiech. Odsunąłem się, gdy pierwszy plecak poleciał w bok, odsłaniając połowę twarzy, ponieważ druga połowa zasłonięta była grzywą czarnych włosów. Więc żył, co za szczęście. Wstałem z ziemi i podałem mu rękę, a ten przyjął ją natychmiast.
-Nic ci nie jest? Naprawdę nie spodziewałem się, że wskoczysz mi prosto pod maskę — Powiedziałem, na co chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby, uzbrojone w metalowy aparat.
-Nic się nie stało, ziom — Zaczął oglądać całe ciało i otrzepywać się z kurzu.- Takie akcje zawsze działają, a jak już mnie przejechałeś, to teraz musisz mnie podwieźć — Byłem zaskoczony, dopiero co przejechałem chłopaka, a ten czuje się już jak nowo narodzony. Podwieźć? Zależy gdzie, chociaż i tak nie miałem wybranego celu. Z drugiej strony, nie uśmiechała mi się wizja siedzenia cały czas w ciszy, więc czemu nie.
- Musiałeś być strasznie zdesperowany, często to robisz?- Zapytałem, gdy chłopak opakowany w plecaki otworzył drzwi od strony pasażera.
-Co?- Zaczął zdejmować każdy bagaż po kolei. Nie mogłem wyjść z podziwu, gdy wrzucił ostatni na tylne siedzenie. Razem było ich z dziesięć.
- Rzucasz się pod samochody?- Zażartowałem i wsiadłem do środka, zapalając silnik.
-Jasne, a myślisz, że jak przejechałem kilka tysięcy kilometrów, nie mając grosza przy duszy?- Ryknął śmiechem i poklepał się po głowie, przyklepując sterczące we wszystkie strony włosy. Na początku też się uśmiechnąłem, ale gdy chłopak nie powiedział nic więcej, uznałem, że mówił na serio.
-A te wszystkie plecaki?- Zerknąłem na tył gdzie leżały jeden na drugim, jedne większe drugie mniejsze.
-Służą jako ochrona, żeby wiesz, jak się już rzucę pod ten samochód to, żeby mi się nic nie stało — Pokiwał głową i sięgnął po jeden. Otworzył go i wyjął małą statuę wolności.- A przy okazji także przydają się do przechowywania moich pamiątek.
- Skoro już wiem, po co ci to wszytko- Wskazałem ręką za siebie.- To może powiesz mi, jak się nazywasz.
-Och...- Ton jego głosu lekko mnie zaniepokoił, w końcu nie znam gościa. Widzę go pierwszy raz, a do tego wszystkiego jeszcze wpakował mi się pod koła. Zerknąłem w stronę mojego pasażera. W teatralnym geście chwycił się za głowę, jakby popełnił jakąś wielką zbrodnię.- Zupełnie wyleciało mi to z głowy — Spojrzał na mnie, a wielka grzywa czarnych włosów całkowicie zasłaniała mu lewe oko.- Nazywam się Edward Augustus Tom czwarty. Dla przyjaciół po prostu Ed — Uśmiechnął się, opierając głowę o zagłówek siedzenia.
-Więc po prostu Ed, gdzie się wybierasz?- Jakby nie patrzeć, droga prowadziła cały czas prosto, może on w końcu naprowadzi mnie na jakiś konkretny cel.
- Gnam przed siebie, niczym wicher — Machnął ręka, naśladując dmuchnięcie wiatru.
- No to mamy ze sobą coś wspólnego — Powiedziałem, otwierając okno z mojej strony. Wystawiłem przez nie rękę i wygodnie oparłem się o fotel.
-Ty też z podróżników?- Zapytał z wyraźnym podnieceniem. Z pewnością podróżnikiem to ja nie byłem. To był mój pierwszy raz, kiedy opuściłem granice stanu. Zdecydowanie nie byłem podróżnikiem, a idealnym przykładem jest to, że gdybym mógł, w ogóle nie ruszałbym się z kanapy.
-Nie, zdecydowanie nie — Mój pasażer pokiwał smutno głową i wrócił do poprzedniej pozycji. Słońce już zachodziło, a ja stałem się lekko śpiący.- Będę musiał zatrzymać się na najbliższej stacji. Robi się ciemno, a ja jadę już dość długo.- Zacząłem rozglądać się nad możliwością postoju, tyle że niczego nie widziałem. Przed nami ciągle była ta sama pustka, co godzinę temu. Zacząłem tracić nadzieje na jakikolwiek odpoczynek.
-Spoko ziom, ja poprowadzę. Nie musisz się martwić, nie jestem psychopatą — Myślałem, że tylko psychopaci tak mówią. Ale co miałem zrobić? Nie mogłem już dłużej jechać, inaczej mogłoby się to zakończyć źle. Chociaż z tyloma plecakami z tyłu, może nie byłoby aż tak boleśnie.
Zjechałem z drogi na pobocze i zagasiłem silnik. Spojrzałem na mojego towarzysza, któremu na ustach błąkał się uśmiech. Facet wepchnął mi się pod koła obłożony w plecaki i jak się okazuje, to nie był jego pierwszy raz. Więc nie, nie dam mu prowadzić samochodu.
-Prześpię się chociaż godzinę, a potem jedziemy dalej.
-W takim razie — Ed wyciągnął obie ręce przed siebie. - Dobranoc — Zastanawiałem się, co robi, ponieważ przez dłuższy czas siedział nieruchomo w takiej pozycji, nic nie mówiąc. Po chwili oparł głowę o zagłówek i zamknął oczy, a jego oddech natychmiast stał się równy. Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie wiozę ze sobą kosmity, który uciekł ze swojego statku w poszukiwaniu jakiejś ofiary. Niestety nie mogłem zastanawiać się dłużej nad wyrzuceniem go z samochodu, ponieważ byłem zbyt zmęczony. Najwyżej później się już nie obudzę, w końcu i tak nikt nie będzie po mnie płakał.
*****
-Kawki?- Otworzyłem oczy, a przede mną wisiał parujący kubek. Uniosłem się na fotelu i spojrzałem na Ed'a, który z wielkim uśmiechem trzymał w ręce dwa kubki z kawą. Wziąłem ten, który wisiał przede mną i upiłem łyk. Chłopak siedzący obok mnie wyjął z plecaka duży termos i paczkę herbatników. Otworzył ją i wyciągnął w moją stronę. Patrząc na to wszystko, zacząłem utwierdzać się w przekonaniu, że wiozę ze sobą kosmitę.
-Co robiłeś, zanim wpadłeś mi pod koła?- Zapytałem, jedząc już czwarte ciastko. Ed zamyślił się na chwile, jednak zaraz przyłożył palec do ust, a następnie popukał się w czoło.
-No jak to co? Wpadałem pod koła innym — Uniosłem brwi do góry. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale wiem jedno, przy nim niczego nie można być pewnym.- Nie zawsze mnie podwozili, większość po prostu odjeżdżała, zostawiając mnie na drodze, ale inni robili dla mnie wszystko, co chciałem.- Odstawiłem kubek na deskę rozdzielczą i odpaliłem silnik. Wyjechałem na drogę i znów ruszyłem przed siebie.
- Nie masz co liczyć na to, że będę ci usługiwał, to ty powinieneś robić dla mnie wszystko — Wskazałem na widoczne pęknięcie na szybie.- Naprawa będzie trochę kosztowała.
-Moje zdrowie także nie jest bezwartościowe — Zerknąłem na niego. Ed chwycił się za kark, krzywiąc się przy tym, jakby naprawdę go bolało. — Jestem bardzo dobrym aktorem, moja matka na pewno teraz patrzy na mnie z wielkim uśmiechem na ustach — Zapatrzył się w niebo nad nami.
-Na pewno — Potwierdziłem i włączyłem radio, żeby Ed skończył gadać. Gdy rozmowa przeniosła się na jego matkę i to najprawdopodobniej martwą nie zamierzałem tego słuchać. Im mniej wiedziałem, tym łatwiej będzie mi o nim zapomnieć i skupić się na tym, co ważne. Muszę znaleźć to, czego szuka także Hale.
Po całodniowej jeździe zdecydowanie za dużo dowiedziałem się o wpadającym pod koła chłopaku. Ed pochodził z licznej rodziny, w której tradycją była samotna podróż po całych Stanach, tak więc nie chcąc tego przeciągać, postanowił wyruszyć już w bardzo młodo. Każdy członek jego rodziny, żeby się usamodzielnić, wyruszał w taką podróż. Niektórzy wracali, inni znajdowali swoje miejsce na ziemi. W podróż był już od trzech miesięcy i ciągle nie miał dość. Nie kontaktował się z rodziną ani nie wysyłał im pocztówek, bo jak twierdził „Nie zasługiwali na żaden znak, że żyje". Chłopak wyraźnie miał na pieńku ze swoim ojcem, który przez całe życie powtarzał mu, jaki to on jest beznadziejny. Mimo wszystko ja bym tego nigdy nie zrobił, gdyby mój ojciec jeszcze żył próbowałbym, aby się o mnie nie zamartwiał.
Skręciłem w prawo na dość nierówną drogę. Ed zmęczony ciągłym gadaniem zasnął na fotelu, nawet nie dokańczając zdania. Jechałem jeszcze przez dobre trzydzieści minut, aż silnik samochodu zaczął się dławić. W końcu stanął na środku drogi. Gdy zerknąłem na wskaźnik paliwa, zorientowałem się, że bak jest pusty. Uderzyłem otwartą dłonią w kierownice, budząc przy tym chłopaka obok.
- Co się stało?- Zapytał, przecierając pięścią zaspane oczy. Chwyciłem się za głowę i oparłem o fotel.
-Paliwo się skończyło — Odpowiedziałem i zacisnąłem mocno powieki. Po drodze nigdzie nie widziałem żadnej stacji, a patrząc na drogę przed nami, nie zanosiło się na to, żeby jakaś była. Z fotela obok usłyszałem jęk i skrzypnięcie fotela. Otworzyłem oczy i popatrzyłem przed siebie. Żaden samochód obok nas nie przejechał, a więc jesteśmy uziemieni. Teraz pozostało jedynie czekanie na pomoc, która może tak szybko nie nadjechać.
CZYTASZ
Walcz do końca
RomanceJohn Hyde jako zawodnik nielegalnych walk musiał być okrutny i bezwzględny. Wiedział, że dane mu będzie, zginąć na ringu, gdzieś w podziemiach i nikt nie zabierze stamtąd jego ciała. Już jako nastolatek został sam. Stracił wszystkich, na których mu...