39.

772 54 6
                                    

●Camille's POV●

Następnego dnia rano obudziłam się czując niewiarygodny głód. Ostrożnie wysunęłam się z objęć Szarego nie chcąc wybudzić go ze snu, po czym na palcach wyszłam z sypialni udając się do kuchni. Będą na dole chwyciłam Ipoda znajdującego się w wiklinowym koszyku i podłączyłam do niego słuchawki. Puściłam muzykę i zabrałam się do przygotowania jedzenia, nucąc pod nosem jeden z kawałków granych niegdyś przez mojego młodszego brata. Naprawdę musiałam wypytać go o każdy szczegół na temat posiadania przez niego zespołu. Dzieciak miał talent. Przez cały czas trwania utworu lekko się kołysałam, otwierając większość szafek w poszukiwaniu misek i tym podobnych. Przez chwilę czułam się naprawdę źle z tym, że po tylu latach nie miałam zielonego pojęcia co gdzie się znajdowało. Nagle odwróciłam się, słysząc ciężkie kroki, a po chwili czyiś głos.

- Dobry - oznajmił mój młodszy brat, zajmując miejsce na barowym krześle przed blatem.

- Hej - odparłam, wyciągając mikser. Przez następne piętnaście minut oboje milczeliśmy, głównie z powodu tego, że z niewiarygodnym spokojem poszukiwałam ostatnich brakujących składników, lub tworzyłam z nich gotową masę.

- Jak się czujesz? - spytał niepewnie, gdy wylałam pierwszą masę na rozgrzany olej.

- „Czasami musisz krwawić, żeby wiedzieć, że żyjesz i masz duszę" - zacytowałam, poszukując w szafkach tej dziwnej łopatki do przekręcania. Nagle czarnowłosy spojrzał na mnie ze zdziwieniem, najwidoczniej ogarniając o co mi chodziło.

- Co? Tak właśnie się czuję - przyznałam, wykładając pierwszą partię placków z brzoskwiniami. Błagam, niech będą przynajmniej zjadliwe.

- Czy ty właśnie zacytowałaś jedną z moich piosenek? - dodał ze zdziwieniem, gdy postawiłam przed czarnowłosym talerz.

- Oczywiście, że tak - potwierdziłam.

- Przy okazji dziękuje, że powiedziałeś mi o kapeli - mruknęłam, udając złość. Odstawiłam patelnię na wyłączony gaz pamiętając o jakże ważnej zasadzie, czyli nałożeniu pokrywki, po czym przeniosłam wzrok na nastolatka dodając po chwili:

- Żeby było jasne: nie jestem zła, ale boli mnie fakt, że tak mało o tobie wiem. Ale wiesz co? Naprawimy to. Dziesięć faktów. Dajesz.

- Czefaj sze tefas? - spytał, najwidoczniej zapominając o tym, że przed powiedzeniem czegokolwiek powinien przełknąć to co właśnie miał w ustach.

- Połknij i mów. Tak.

- O nie, moja droga tak się bawić nie będziemy - powiedział, po wykonaniu mojego polecenia.

- Dziesięć za dziesięć. Wchodzisz, czy nie?

- Dobra - westchnęłam.

- Ciężko się z tobą robi interesy.

- Oto i fakt pierwszy - oznajmił, unosząc szklankę z sokiem.

- Zawsze trzymam na swoim. I za każdym razem dostaję to czego chcę. Twoja kolej.

- Jestem perfekcjonistką - wyjawiłam, siadając obok niego.

- Uwierz lub nie, ale popłakałam się tylko dlatego, że nie wyszło mi zrobienie sałatki z kurczakiem.

- I jesteś emocjonalna. Fakt drugi - zauważył, na co wybuchłam salwą szczerego śmiechu, przyznając mu po chwili racje.

- jak już wiesz: mam kapelę, a raczej miałem.

- Miałeś? - podłapałam, zabierając mu z talerza nadal gorący placek.

- Fakt trzeci: rozpadła się po połowie roku. Nagraliśmy jeden kawałek, wszystko zapowiadało się naprawdę świetnie, aż tu nagle... - urwał, ciężko wzdychając.

One last chance •50 shades of Grey fanfiction• #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz