31.

846 49 5
                                    

●Camille's POV●

Następnego dnia rano obudziłam się, niemalże dostając zawału, gdy od pierwszej chwili zauważyłam przed sobą tatę. No dobra, przesadziłam - to było miłe zaskoczenie, mimo, że jednak nieoczekiwane.

- Prosiłam żebyś poszedł do domu - mruknęłam, nie do końca będąc w stanie świadomości.

- Tobie też dzień dobry - odparł z dziwnym błyskiem w oku, kręcąc głową. - Byłem w domu przez całą noc. Właśnie wróciłem z sądu. Alex dobrowolnie przyznała ze nie jestem ojcem jej dziecka.

- Czekaj... chyba nadal śpię - stwierdziłam, przeciągając się na szpitalnym łóżku.

- Oddalono zarzuty przeciwko mnie. Za chwilę ta informacja wycieknie do mediów i wszystko wróci do normy - kontynuował, dając mi kilkanaście sekund po swoim wyznaniu na przetrawienie wszystkich informacji. I gdy wreszcie zaskakująco powolnym procesem mi się to udało, odparłam szeptem:

- No prawie...

Mężczyzna westchnął, zmieniając pozycje na bardziej komfortową w zajmowanym przez siebie krześle. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie powinnam była psuć chwili.

- Tak jak kazałaś wróciłem do domu i przez całą noc zastanawiałem się nad tym co mówiłaś - powiedział, całkowicie ignorując moje słowa. - Próba samobójcza, potem dziecko... Odtwarzałem każde twoje słowo i wtedy przypomniałem sobie jak wiele rzeczy spieprzyłem powodując to wszystko. Po raz kolejny zostawiłem Cię samą w chwili gdy najbardziej mnie potrzebowałaś. Nie zrobię tego po raz kolejny - obiecał. - Więc...

- Dzień dobry, słońce - oznajmiła babcia, wchodząc do pomieszczenia z plikiem kartek w dłoniach. - Powiedziałeś jej już?

- O czym? - spytałam, marszcząc w zdziwieniu brwi.

- Właśnie miałem zamiar.

- O. Czym? - podjęłam ponownie, mając nadzieję na jak najszybsze uzyskanie odpowiedzi.

- Rozmawialiśmy w moim gabinecie kilka minut temu i zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma dłużej sensu trzymać cię tu na siłę. Oto twój wypis.

- Dwa dni temu stwierdziłaś, że mam tu siedzieć przez trzy tygodnie. Co się zmieniło?

- Cóż... Po prostu to podpisz i za kilka godzin po ostatnich badaniach będziesz wolna.

Strasznie dziwiło mnie to, że tak po prostu dostałam pozwolenie na powrót do domu, ale z drugiej strony po wczorajszych słowach kobiety również nieco niepokoiło. Dopiero co chciała dłużej mnie tam trzymać. Dlaczego więc miałaby zmieniać zdanie? Wolałam jednak odpuścić sobie zadawania zbędnych pytań, skoro miałam pewność, że i tak nie dostanę na nie odpowiedzi.

- Muszę załatwić parę spraw na mieście - oznajmił mój rodziciel, gdy wreszcie złożyłam podpis na papierach przyniesionych przez babcię. - Przyjadę po ciebie po południu, w porządku? - spytał, co potwierdziłam skinając entuzjastycznie głową.

- Kocham cię, mała - powiedział, całując mnie w czubek głowy. Przez kilka sekund ponownie opanowało mnie zaskoczenie, które nie umknęło jego uwadze.

- No co? - spytał, na co pokiwałam przecząco głową, wzruszając niewinnie ramionami.

- Nic. Ja ciebie też - odparłam, słabo się uśmiechając. Gdy tym razem wyszedł miałam dziwną pewność, że znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. Razem. Silniejsi. Mała Cami jako księżniczka, oraz jej tatuś.

Trzy godziny później, po ostatnich badaniach siedziałam na łóżku robiąc najbardziej randomową rzecz na świecie, czyli przeglądając nowinki w social mediach. Przeczytałam chyba z miliard artykułów na temat przygotowań do dzisiejszej imprezy - aka imprezy którą mięliśmy wykorzystać aby odwrócić uwagę do ciąży Alex. Nie musiałam ani przez chwilę dłużej zastanawiać się nad swoim pojawieniem się na niej, do czego nie dojdzie z wiadomych powodów. Mimo to jednak nie było mi przykro, ponieważ w obecnej sytuacji jedyną rzeczą jaką chciałam zrobić to wrócić do domu i przez najbliższe kilka godzin wylegiwać się w mojej małej przestrzeni spokoju. Wreszcie po kolejnych kilkudziesięciu minutach bezczynnego wylegiwania się, postanowiłam wstać i zwyczajnie poszwendać się, aby mieć pewność, że przez te kilka dni leżenia nadal potrafiłam chodzić. I wtedy - przechadzając się po prawie pustym korytarzu zauważyłam chyba ostatnią osobę o której nawet nie pomyślałam od chwili gdy zobaczyłam ją na torze wyścigowym w Hiszpanii.

- Sean? Co ty tutaj robisz? - spytałam, marszcząc w zdziwieniu brwi.

- Cami, hej. Mógłbym w sumie spytać o to samo - zauważył, posyłając mi słaby uśmiech. - Ale odpowiadając na pytanie: Alex się martwiła, ponieważ Calvin całą noc gorączkował, więc oto jesteśmy.

- Calvin? - podjęłam. W sumie miałam chociażby namiastkę świadomości kim mógłbyś wspomniany chłopak, jednak wolałam się upewnić.

- Chciałem ci powiedzieć w Hiszpanii, ale cóż... Widocznie nie miałem w sobie tyle odwagi, żeby spojrzeć ci w oczy i przyznać, że twoja była najlepsza przyjaciółka jest, znaczy była, w ciąży. Przepraszam.

- W porządku - odparłam, posyłając mu słaby uśmiech. - Rozumiem. Więc... Ona tu jest? - kontynuowałam.

- Cami? Co ty tu robisz? - spytał żeński głos, na co odwróciłam się zdając sobie sprawę, że blondynka stała zaledwie kilka kroków ode mnie.

- Długa historia. Cześć, Alex. Miło cię widzieć - przyznałam zgodnie z prawdą.

- Zostawię was na chwile - stwierdził brat dziewczyny, na co zgodnie pokiwałyśmy głowami.

- Spójrz... Chciałam Ci podziękować... Za to że mimo wszystko powiedziałaś prawdę - oznajmiłam, krzyżując dłonie na piersiach.

- Jeśli mam być szczera to od samego początku wiedziałam, że twój ojciec nie mógł być ojcem Calvina - wyjaśniła, posyłając mi przepraszający uśmiech. - Za każdym razem zabezpieczał się mimo że brałam tabletki. Zawsze chciał mieć pewność ze nie daj Boże nie wpadnę. Jednak wpadłam, ale nie z nim - wzruszyła ramionami.

- Spójrz... Wiem, że nie byłam najlepszą przyjaciółką, w każdym razie na końcu, ale przed tym wszystkim... - uniosła dłonie usiłując określić to gestykulacją. - Nie mogę zaprzeczyć temu, że byłyśmy kiedyś jak siostry. Więc... Wiem, że to nie znaczy dla ciebie zapewne nic, ale przepraszam. Nie powinnam była na siłę wciągać ciebie i twojej rodziny w moje życiowe błędy.

- W porządku. Ale... W takim razie kto jest ojcem? - spytałam. - Jeśli oczywiście mogę wiedzieć.

- Jasne. Pamiętasz Danny'ego z trzeciej? - odparła pytaniem, na co zmarszczyłam brwi usiłując sobie to przypomnieć.

- Danny, Danny... O matko! TEN Danny?! - pisnęłam, patrząc na nią z niedowierzaniem.

- Tak jakoś wyszło, że po balu wylądowaliśmy w kiblu... I... Stało się, ale nie żałuję - oznajmiła, wzruszając ramionami.

- Wow... Cóź... Muszę iść. Powodzenia z Calvin'em - powiedziałam, odwracając się. - I jeszcze jedno... - dodałam, ponownie patrząc dziewczynie w oczy.

- Proszę, trzymaj się ode mnie z daleka. Mam wystarczająco problemów bez twojej ingerencji - zauważyłam, tak zwyczajnie odchodząc. Podczas powrotu na salę ani na moment nie opuszczało mnie to dziwne uczucie. Mimo wielu różnic oraz problemów przez tą chwilę wszystko wydawało się być takie jak kiedyś...

- Cześć, księżniczko. Gotowa? - spytał tata, wchodząc na salę jakieś pół godziny później. Zatrzymałam właśnie oglądane wideo na youtube po czym zamknęłam laptop, posyłając mężczyźnie słaby uśmiech. Kto by pomyślał, że mamy w domu muzyczną gwiazdę.

- W rzeczy samej - potwierdziłam, wstając z łóżka.

- Miałaś ciekawe południe? - kontynuował, zabierając moją torbę zaraz po tym jak włożyłam do niej laptop.

- W rzeczy samej - powtórzyłam, szeroko się uśmiechając.

- Ktoś ma chyba udany dzień - zauważył, przytulając mnie na powitanie.

- I nie mów 'w rzeczy samej'.

- W rze... - urwałam, wybuchając salwą śmiechu. - Owszem, miałam. Opowiem ci o tym jak będziemy w domu. Zbierajmy się stąd.

I tak oto przez całą drogę na parking zastanawiały mnie dwie rzeczy: Pierwsza: Jakim cudem nie wiedziałam nic na temat tego, że Sebastian miał kapelę? Oraz druga - ta ważniejsza - Czy istniała możliwość, że Szary nie był ojcem mojego dziecka?

One last chance •50 shades of Grey fanfiction• #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz