Rozdział 6

48 9 1
                                    


Nadal jest noc, a ja nadal krążę. Świerszcze cykają. Mimowolnie oplatam się ramionami przez kolejny podmuch zimnego wiatru. Sen całkowicie już uciekł i raczej tej nocy nie wróci. Patrzałam na domki, namioty i inne obozowiska. Wszyscy spali. Spokojnie. Jakby bez żadnych zmartwień. Zmęczeni doskwierającym głodem. Słyszę ich miarowe oddechy. Widzę ich twarze. Nie są jakoś szczególnie chude, ale na pewno nie takie jak przedtem. Patrzę na nich ze smutkiem. Niedługo będzie lepiej. Wiecie o tym. Już niedługo. Stworzyciel pomoże.

Gdzieś niedaleko zauważyłam kręcące się na posłaniu dziecko. Instynktownie podeszłam do niego i usiadłam obok. Po twarzy rozpoznałam, że to mały troll. Zielonkawa skóra, spiczaste uszy, małe kły odbijające się od prawie czarnych ust, włosy spięte w zielono-czarny kucyk, małe pazury na palcach i wystający pod koca wąski ogon. Kręcił się i mamrotał coś cicho. Nie wiem jak u trolli liczy się wiek, ale raczej jest mały, po ludzku dałabym mu 4 lata. Pogładziłam go czule po policzku. Poczułam lekko szorstką skórę.
- Ciii mały, śpij – szepnęłam.
Otworzył gwałtownie powieki i spojrzał na mnie. W zielonych oczach zobaczyłam strach.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Śpisz bardzo niespokojnie - szeptałam.
Sama się dziwiłam, że potrafię być taka... uczuciowa. Może to dlatego, że to dziecko... bo chyba nie rozmiękam... Prawda?

Mały wtulił się we mnie uważając by nie zahaczyć rękami o broń. Patrzałam na niego chwilę, zdezorientowana, ale po chwili go przytuliłam.
- Mam koszmary – wykrztusił przez ściśnięte gardło.
- Nie bój się mały, to tylko sny – uspokajałam go.
- To nie sny – jęknął kręcąc głową.
Zmarszczyłam lekko brwi. Jak dobrze, że nie widzi tego co dzieje się na mojej twarzy.
- Czemu tak mówisz? - zapytałam po chwili już mniej pewnie.
- Przypomina mi się... Mama... oni... oni ją zabili – wydusił i zaczął szlochać, chowając głowę w moim torsie.
Westchnęłam ciężko. Spodziewałam się podobnej odpowiedzi.
- Nie myśl o tym mały – szepnęłam łagodnie - Masz jeszcze tatę który cię kocha – dodałam, chociaż tylko mogłam się domyślać, że jeszcze posiada ojca.
Na szczęście pokiwał głową.
- Opiekuje się tobą... tak jak mama. Pamiętaj o tym – powiedziałam trochę bardziej zdecydowanie i po chwili dodałam – Jesteś przecież mężczyzną.
Zwrócił ku mnie zielone oczka i pociągnął nosem.
- Jesteś odważny. Dasz sobie radę. Tak coś mi się zdaje, że będziesz najlepszym wojownikiem w historii.
Patrzałam mu w oczy z uśmiechem.
- T...tak – odparł po chwili, niepewnie.
- Obiecujesz?
Pokiwał energicznie głową.
- Tak, będę najsilniejszy i najszybszy i najsprytniejszy i...i... i najzdolniejszy! - wykrzyczał wręcz.
Zaśmiałam się cicho mając nadzieję, że skutecznie odwróciłam jego uwagę od koszmarów.
- No jasne, że tak.
Poczochrałam go po włosach.
- A teraz idź spać. Mężny wojownik potrzebuje się wyspać, bo jak będzie walczył, kiedy będzie nie wyspany?
- Tak jest corvusie! – powiedział z szerokim uśmiechem, chociaż na twarzy jeszcze pozostały ślady po łzach.
Puścił mnie i położył się spać. Przykrył się dokładnie i zamknął oczy. Trochę mnie zaskoczył. Wiedział kim jestem. Widocznie było o mnie głośno kiedy tu przybyłam. Poczekałam jeszcze chwilę aż jego oddech się uspokoił. Zasnął.

Wstałam i przeciągnęłam się cicho. Po chwili usłyszałam świergot. Cóż, nawet ładnie. Czyżby już świtało? Spojrzałam na niebo. Hmm... a miałam cichą nadzieję, że jednak świta.

'Ptaków' ćwierkało coraz więcej w różnych miejscach. Spojrzałam na las. Z ciemności zaczęły wyłaniać się światła. Najpierw pojedyncze w różnych miejscach. Szybko jednak się rozpleniły wśród czerni. Drzewa trochę zasłaniały. Durnie, naprawdę myśleliście, że nie zauważymy blasku wśród mroku?

Corvus IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz