Rozdział 38

10 1 0
                                    

 Patrzałam w ścianę szpitala po prawej stronie, mając głowę położoną na policzku na poduszce. Leżałam na brzuchu. Świeże szycie bolało, ale w końcu ból zmaleje. Był już wieczór. Niewiele jadłam przez cały dzień, też zresztą nie miałam apetytu. Greg zabronił mi wstawać, ale i tak kilka razy wstałam żeby chociaż trochę się przejść i skorzystać z toalety. Trwanie w jednej pozycji jest męczące i po jakimś czasie zaczyna wszystko boleć. Ranem też nie leżał spokojnie, chociaż wyglądał na bardziej zmęczonego ode mnie. Dostał też jakieś jedzenie, nawet porządne, podziękował za nie bez uczuciowo, ale po tempie jedzenia łatwo można było stwierdzić, że jest wdzięczny.

Prze cały dzień przewinęło się u mnie parę osób. Stworzyciel i Amic, a nawet Silver i Amina. Nic specjalnego nie było w tych wszystkich odwiedzinach. Po protu rozmowa, pytania jak się czuję i opowiadania co słychać w obozie. Tylko jedne odwiedziny były szczególne. Odwiedził mnie cały oddział. Tego się naprawdę nie spodziewałam. Akurat przysnęłam, kiedy przyszli i ustawili się w rządku przy moim łóżku, po stronie gdzie miałam głowę. 
- Pobudka! - krzyknął faun z uśmiechem. - Jak się czuje nasz dowódca?
Krzywiąc się, otworzyłam oczy i spojrzałam na nich. Na moją twarz wstąpił uśmiech i od razu usiadłam.
- Żyję – odparłam z krzywym uśmiechem.
Spojrzałam po nich. Stali luźno, nie na baczność, wszyscy z uśmiechami, czyści i zmęczeni. Widocznie są po treningu.
- Może i misja nie jest naszą sprawą, ale odwiedzić i poprawić humor można, prawda? - stwierdził zmiennokształtny.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
- Można. Dziękuję wam. Jak waza kondycja, nie zdychacie na treningach?
- Bez różnicy – odparł jaszczur, wzruszając ramionami.
- To dobrze.
- Ale mamy też coś dla naszego ostrego dowódcy.
Uniosłam brew z uśmiechem.
- Doprawdy?
- Owszem.
Nagle Amic wyciągnął zza pleców podniszczonego kwiatka. Miał niebieskie, szpiczaste płatki w środku kończące się na żółto, pręciki miał bardzo długie a łodyżkę ciemnozieloną. Zna mój gust. Podszedł do mnie i wręczył mi kwiatka którego listek już ledwie się trzymał.
- Od całego oddziału – powiedział z ledwie widocznym uśmiechem, i po chwili oderwał listek.
Zaśmiałam się lekko, nie otwierając ust i wzięłam kwiatka. Spojrzałam na elfa, a on po chwili wahania pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się szerzej i on o dziwo też. Jednak kiedy już patrzałam na niego, zdałam sobie sprawę jakim błędem było teraz okazanie uczucia przez Amica. Ranem patrzał na to całe przedstawienie łózko dalej. Teraz już wie z kim jestem i bez przeszkód może o tym powiedzieć Vernowi. Nie dobrze.
Przywróciłam uśmiech na twarz zanim ktoś zdążył zauważyć moje zamyślenie. Amic wrócił do szeregu.
- Dziękuję – powiedziałam w końcu do wszystkich.
Uśmiechnęli się szerzej. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy co u nich, po czym poszli nakazując mi odpoczywać.

Nie miałam do czego włożyć kwiatka więc po prostu położyłam go na szafce obok i położyłam się. Bardzo lubię te kwiaty. Mają bardzo wyraziste kolory ale niestety są też bardzo delikatne, więc nie dziwię się, że ułamał im się listek który, choć gruby na środku, jest bardzo wąski i długi.

Zerknęłam jeszcze na Ranema. Siedział na łóżku i coś czytał. Spokojny człowiek, dobrze, że nie sprawia problemów. Ułożyłam się jak najwygodniej i zamknęłam oczy. Pewnie nie jest jeszcze późno, ale chciałam już pójść spać. Zresztą byłam jakaś ospała. Nawet się nie obejrzałam kiedy zdjął mnie sen.

Przeszkody były coraz wyższe a moje mięśnie coraz słabsze. Po kolei w jak najszybszym tempie przeskakiwałam wszystkie. Lądując ślizgałam się w grząskim błocie. Nie mogłam upaść, upadek oznaczał przegraną, zaczęcie od nowa lub inną karę. Biegłam. Skok, plask, plask, skok. Wybicie stawało się coraz trudniejsze do osiągnięcia. W końcu ostatnia i niestety najwyższa przeszkoda. Wybiłam się możliwie jak najdalej i pomagając sobie ręką przeleciałam nad przeszkodą kurcząc do torsu moje zmęczone nogi. Nawet nie wiedziałam kiedy, poczułam jak jedna stopa zahaczyła o rurkę. Byłam pewna, że wszystko dobrze zrobiłam. Runęłam na plecy. Błoto ochlapało mnie ze wszystkich stron. Kiedy próbowałam się podnieść, wrzące mięśnie odmawiały posłuszeństwa. 
- Wiedziałem, że nie da rady – usłyszałam głos któregoś z grupki naukowców która mnie obserwowała.
Podeszli i stanęli nade mną. Spojrzałam na nich.
- Wyrobi się – odparł starszy.
Najbardziej wyraźnie widziałam zmarszczoną i niezadowoloną twarz stworzyciela który po chwili stwierdził:
- Możemy spróbować stworzyć lepszy model – powiedział obojętnie i odszedł.

Obudziłam otwierając szeroko oczy. Oddychałam szybko i byłam zlana potem. Rozejrzałam się starając uspokoić oddech. Jestem w tym samym miejscu i nic mi nie grozi. Spokój Denin. Spokój. Co to był za sen? Pewnie kontynuacja tego dziwnego toru przeszkód. Nic nowego. Nic nowego Denin.

Położyłam głowę na bok, w stronę okna, na które w tym samym czasie wleciał Albis. Uśmiechnęłam się smutno. - Witaj – szepnęłam mimowolnie. Patrzałam na kruka ale w mojej głowie huczały nadal sceny ze snu. Poślizgi, koszmarny ból mięśni którego doświadczałam na treningach. Eh... Nienawidziłam tego. Ale chwila... Co Stworzyciel powiedział na końcu? Mogą spróbować zrobić jeszcze jeden sztuczny płód... ciekawe. Zresztą to, że widziałam twarze ich wszystkich dosyć wyraźnie było dziwne. Pewnie nie ma to zbyt wielkiego znaczenia ale... coś czuję, że ta myśl teraz będzie mnie męczyć.

Corvus IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz