Rozdział 21

21 8 5
                                    


Wystartowałam najpierw powoli. Przeszkód było wiele i to wcale nie takich łagodnych. Wiele posiadało ostrza lub noże. Przeskoczyłam nad wysuwającymi się kolcami prawie hacząc o nie podeszwą buta. Ujechałam trochę dalej i w porę przeturlałam się zanim inne ostrze ścięło mi głowę. Przycięło mi włosy.

Usiadłam gwałtownie na łóżku. Sapałam cicho. Rozejrzałam się. Kiedy mój umysł w końcu zgodził się z tym co widzę, uspokoiłam się i opadłam z powrotem. Byłam w swoim pokoju. To tylko mój pokój. Sama wśród ciemności. Sama. Nikogo tu nie ma Denin.

Chwilę gapiłam się w ciemność nad sobą. W końcu zamknęłam oczy. Wsłuchiwałam się w ciszę próbując zasnąć. Czyżby naszła mnie kontynuacja tego parszywego snu ze stworzycielem który miałam już wcześniej? Nie wiem. Przeszłam tyle torów przeszkód w swoim życiu, że większości nawet nie rozróżniam.

Poczułam nagle mocne zawroty głowy. Sufit zatańczył mi przed oczami. Skrzywiłam się i spięłam, instynktownie rozkładając ręce by się czegoś chwycić. Zacisnęłam powieki. Czułam się jak na karuzeli. Zrobiło mi się niedobrze. Ktoś mnie czymś naćpał? Cholera, wszystko mi się miesza. Gdzie jest to światło? Co? Jakie światło? Widziałam światło...

***

Otworzyłam szeroko oczy. Obudziłam się znowu na swoim łóżku, rozłożona chyba we wszystkie strony świata. Po chwili, gdy już zgodziłam się z tym co widzę, usiadłam i przetarłam oczy. Już nie kręciło mi się w głowie, tylko trochę pobolewała, musiałam mieć wysokie ciśnienie. Rozejrzałam się. Świetnie, zwymiotowałam na podłogę. Taka kropka nad i dla podsumowania tego dziwnego zdarzenia.

Niczego tu nie rozumiem. Ktoś mnie czymś otruł? Nigdy się tak nie czułam. I co to było za światło? Chyba tracę zmysły. Albo nie wiem... Coś zaczyna nade mną panować...

Wstałam z łóżka, nie chcąc już iść spać. Przetarłam znowu oczy z westchnieniem. Poszukałam po omacku świecy na biurku i zapaliłam ją, po czym położyłam na podstawkę i odstawiłam z powrotem. Założyłam płaszcz. W nocy jest trochę zimniej.

Po posprzątaniu zawartości żołądka, poszukałam na półce dziennika Synira i swoich notatek. Skoro nie mogę spać, to przynajmniej jakoś inaczej wykorzystam ten czas.

Usiadłam za biurkiem. Rozłożyłam dziennik, notatki, wyciągnęłam kałamarz i pióro. Zapaliłam drugą świecę i ją przysunęłam. Coś tam widziałam. Wyostrzyłam wzrok, ciesząc się, że naukowcy dobrze mi go dopracowali. Zaczęłam powoli śledzić znaki napisane na starych kartkach. Niektóre się powtarzały, niektóre były całkiem nowe. Zapisywałam je. Analizowałam zapisane przy nich obrazki. Próbowałam rozszyfrowywać pojedyncze słowa, losując takie w których akurat w tych miejscach powtarzają się te same litery.

Nawet nie wiem kiedy upłynęła mi godzina. Niewiele to dało. Zrezygnowana, odłożyłam pióro z powrotem do kałamarza. No nic, spróbuję jeszcze rano. Może będę miała bardziej światły umysł.

Schowałam wszystko. Notatki do dziennika a dziennik pomiędzy ubrania. Za każdym razem chowałam go w innym miejscu. Tak na wszelki wypadek.

Wyszłam z mieszkania. Rozejrzałam się. Biblioteka była pogrążona w ciemności. Wszyscy normalnie spali. Tylko ja wyszłam, snując się z białą poświatą niczym duch pokutnika. Poszłam do wyjścia kiedy nagle poczułam coś ostrego na swoim ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie z zamiarem trzepnięcia kogoś, ale usłyszałam tylko ciche krakanie. Spojrzałam na białą istotę która uciekła ode mnie na regał. Odetchnęłam cicho.
- Nie strasz mnie Albis... - po chwili spojrzałam na niego. - Dlaczego nie śpisz?
Usiadł na mojej ręce w której trzymałam świecę. Najwyraźniej nie miał zamiar mi odpowiadać. Pazury miał ostre ale nie bardzo mi to przeszkadzało.
- Rozumiem, że idziesz ze mną? - uśmiechnęłam się krzywo.
Spojrzał na mnie czarnymi, głębokimi oczami nie pozostawiając prawa do dyskusji.

Wyszłam z biblioteki i zamknęłam za sobą wejście. Rozejrzałam się. Było cicho, spokojnie, nawet deszcz nie padał. Wiał tylko zimny, suchy wiatr wciskający się w każdy ciepły zakamarek ciała. Żadnych ataków, żadnych znaków alarmowych, nic. A pomimo to, czułam jakiś dziwny niepokój.

Albis nagle odleciał z mojej ręki i poleciał gdzieś przed siebie. Rozejrzałam się jeszcze raz i po stwierdzeniu, że naprawdę nic i nikt mi nie grozi, poszłam za nim bezszelestnie. Pewnie wyczuł mój niepokój i chce mi pomóc, albo po prostu chce coś wskazać.

Jakby nie było, poszłam za nim.

Poprowadził mnie dobrze znaną drogą. Dotarliśmy do domu Amica. Westchnęłam ciężko. Obawiałam się trochę tam wchodzić, nie chciałam... chyba bałam się tego, że mnie odstawi. Poczułam ukłucie w sercu. Nie, może nie potrafi? Może to dlatego nie patrzał mi ostatnio w oczy? Spojrzałam na Albisa który przysiadł na jednej z niższych gałęzi drzewa. Wskazał dziobem na drzwi jakby poganiając mnie. Uśmiechnęłam się smutno.
- No cóż... nie ucieknę przed tym – szepnęłam.
Zapukałam cicho. Kiedy przez dłuższy czas nikt mi nie otwierał, pchnęłam lekko drzwi i weszłam cicho do środka. Zapewne śpi. Zamknęłam za sobą drzwi. Podeszłam bezszelestnie do jego stołu i postawiłam na nim świeczkę. Zobaczyłam tam jakieś papiery, leżące obok pióro i prawie pusty kałamarz. Nic niezwykłego.

Spojrzałam w stronę jego łóżka. Smacznie spał. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam. Usiadłam delikatnie obok niego. Patrzałam chwilę na jego niespokojną twarz. Nie chciałam go budzić, ale też nie chciałam żeby dalej był zamknięty.

Po chwili spędzonej w ciszy i półmroku oświetlanym przez dogasającą świecę, położyłam się lekko obok niego, tak żeby go nie obudzić. Leżał na plecach. Położyłam dłoń na jego torsie i zamknęłam oczy próbując zasnąć. Jednak dopiero po dłuższej chwili moje niespokojne serce zwolniło, a skotłowane myśli nieco się uspokoiły. W końcu udało mi się zasnąć przy jego cieple i bezpieczeństwie. 

__________________________________________

Plan dodawania rozdziałów tydzień po tygodniu nie wypalił. Przepraszam, może kiedyś się to uda. Szkoda, że dzień trwa tylko 24h, albo, że musimy spać. Może napiszę jakiegoś one-shota na ten temat? Chyba nawet mam pomysł... 

Corvus IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz