Rozdział 18

36 9 11
                                    


Spałam pół godziny. Śniły mi się jakieś dziwne przebłyski z przeszłości, jeszcze za czasów bycia marionetką. Widziałam siebie półleżącą na krześle i jakąś zamazaną postać która nachylała się nade mną. Obudził mnie ból który zawsze pojawiał się przy wtykaniu kabli do łącza. Kiedy gwałtownie otworzyłam oczy, przestałam to czuć. Tak jakby urwał się film. Eh... tamte życie będzie mnie prześladować do grobu.

Wstawało mi się bardzo niechętnie, chciałam iść jeszcze spać, tylko bez tych koszmarów. Zresztą ostatnio coś czułam się niewyraźnie. Nie wiem o co chodzi, rzadko kiedy dopadają mnie takie stany. Raczej tylko wtedy gdy jestem ranna albo wykończona po jakiejś ciężkiej walce. Może niedługo przejdzie. Mam taką nadzieję.

Po chwili siedziałam już w sali treningowej. Przebrałam się przedtem w coś suchego, dzięki czemu pomimo chłodnej nocy, nie zmarznę. Oddział ma jeszcze godzinę żeby przyjść. Posiedzę sobie w spokoju i poczekam na nich. Chwila błogiego odcięcia od wszystkiego.

Nie zapalałam światła, siedziałam w ciemności. Patrzałam w sufit analizując po kolei co się ostatnio wydarzyło. Przez otwory wychodzące na powierzchnię, słychać było pluski deszczu. Zamknęłam oczy. Chwila odprężenia. Nawet nie zauważyłam kiedy przysnęłam.

Stworzyciel stał obok mnie. Patrzałam prosto na nowy, najtrudniejszy tor przeszkód. Nie bałam się go. Nie czułam żadnych uczuć. Usłyszałam rozkazujący krzyk Stworzyciela, każący mi rozpocząć wyścig.

Ze snu wyrwało mnie uczucie zapadania się. Otworzyłam gwałtownie oczy i rozejrzałam się. To Amic usiadł obok na ławce, która po prostu się ugięła. Po chwili poczułam, że boli mnie kręgosłup... efekt spania na siedząco. Ale zawsze lepsze takie drzemanie niż nic.

Spojrzałam na Amica. 

- Nie śpisz? - zapytałam spokojnie, mrużąc oczy od zaspania.  Wzruszył ramionami i objął mnie jedną ręką. Oparłam się o niego czując przyjemne ciepło.
- Jakoś nie mogłem zasnąć.
Skrzywiłam się lekko. Wszystkich coś dręczy.
- Mhm – mruknęłam i po chwili zapytałam: - Skąd wiedziałeś gdzie mnie znaleźć?  - Nie wiedziałem – pokręcił głową. - Najpierw poszedłem do ciebie, nie było cię więc pomyślałem, że może jeszcze jesteś w szpitalu, to poszedłem tam – na jego twarzy zawitał lekki uśmiech. - Greg powiedział, że już dawno wyszłaś. Wróciłem się, zapukałem jeszcze raz, a kiedy nikt mi nie odpowiedział, uznałem, że to miejsce jest najbardziej prawdopodobne.
Uśmiechnęłam się lekko, rozbawiona.
- Jeszcze gdzieś chciałeś mnie szukać?
- Taaak, u Merlina, twojego ojca lub Silvera.
Zaśmiałam się lekko.
- Krążyłbyś w nieskończoność.
- Nieee – uśmiechnął się rozbrajająco. - Pewnie poszedłbym spać.
Parsknęłam rozbawiona. Zaśmiał się cicho. Jako elf miał trochę wyższy głos niż przeciętny ludzki mężczyzna, nie wspominając już o lekko śpiewnym akcencie. Można się przyzwyczaić.
- Ile jeszcze mamy czasu zanim przyjdzie reszta? - zapytałam.
- Jakieś pół godziny na pewno.
- Mhm – mruknęłam.
Po chwili wtuliłam się w niego a on mnie przytulił. Opierałam głowę o jego tors, jakby chowając się w nim cała. Czułam się przyjemnie i... bezpiecznie. Jakby spadło ze mnie trochę ciężaru. Hah, aż dziwne co jedno przytulenie tyle może dać człowiekowi. Jak ja mogłam bez tego żyć tyle lat..?
- Znowu męczą cię koszmary? - zapytał spokojnie.
Domyślił się dlaczego nie ma mnie tam gdzie powinnam być. Czyli, dlaczego jeszcze smacznie nie chrapię.
- Nie... Wspomnienia... marionetki – wyszeptałam niechętnie.
Sapnął ciężko.
- To już było dawno. Nie rozpamiętuj tego – mruknął.
- Wiem... ale nie zawsze się to udaje.
Skrzywił się, milczał dłuższą chwilę ale w końcu się odezwał:
- Mnie też czasami męczą wspomnienia.
Spojrzałam w jego oczy czule, z całkiem zmiękczonym i otwrtym sercem. Taką mnie, pozwalałam widywać tylko i wyłącznie jemu.

Corvus IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz