Znów śniły mi się trupy. Oblepiająca mnie krew.
Coś nieprzyjemnego dochodziło do mojej świadomości. Jakieś zimno. Wygrzebywałam się niechętnie z objęć snu. Kiedy nie śnią mi się walki, sen jest czystą oazą spokoju i bezpieczeństwa. Mogę się w niego otulić i na jakiś czas się wyłączyć otulając w aksamitną czerń. Wyłączyć się z tego otaczającego mnie przekleństwa. Tak jak kiedyś naukowcy wyłączali mnie za karę, tak teraz ja „wyłączam" się w nagrodę. Uciekam do słodkich objęć snu.
Chłód był w okolicach szyi. W końcu, wezwałam swój ociężały organizm do wybudzenia.
- Tak łatwo cię zabić... - usłyszałam szept tuż nad swoim uchem.
Natychmiast otworzyłam oczy chcąc jednocześnie poderwać się z krzesła. Na szczęście w porę się zatrzymałam czując ostrze na krtani. Wszystkie mięśnie były w gotowości do działania. Spojrzałam rozdrażniona na przeciwnika. Amic. Westchnęłam ciężko rozluźniając się i czując jak wali mi serce. Zabrał nóż.- Nie strasz mnie tak durniu – warknęłam cicho opierając się łokciami o biurko a w dłoniach chowając twarz.
Skrzywił się jakby zniesmaczony.
- I tak łatwo cię zabić – mruknął.
- Tak wiem – sapnęłam nerwowo, patrząc na biurko – Chociaż tutaj i tak nikt nie powinien się dostać.
Przetarłam zmęczone oczy.- Różnie to może być – odparł.
Parsknęłam.
- Świetna pobudka – burknęłam.- Ciesz się, że wybudziłem cię z koszmarów.
Oparł się tyłem o biurko.
- Teraz nie miałam koszmarów - spojrzałam na niego po chwili, trochę spokojniejsza.
- Przedtem miałaś. Krzywiłaś się, miałaś bardzo szybki puls i oddech – wzruszył ramionami.
- Mhm... ile już tu stoisz? - zmarszczyłam brwi.
- Dostatecznie długo – mruknął.Westchnęłam ciężko i oparłam plecami na oparcie krzesła. Nie będę się z nim kłócić.
- Mam dość tej walki Amic... - sapnęłam.
- Jak my wszyscy.
Skrzywiłam się smutno.
Gdzieś w głębi duszy cieszyłam się, że tutaj stoi i mogę z nim porozmawiać. Był mi chyba najbliższą osobą tutaj, nie licząc Demi. Zawsze przy nim jakimś cudem potrafiłam się uspokoić, opanować, przejść do porządku dziennego. Dawał mi siły. Ja mu również. I tak już od paru lat. Nie jest co prawda moim głównym pośrednikiem, jakim jest dla mnie Demi, ale czasami ją zastępuje przez jej hm... jak to określił Silver, wahanie rasowe, woli być bardziej wilczycą niż człowiekiem. To widać coraz bardziej. Nawet Merlin zastanawiał się czy jej nie zdegradować i na mojego głównego pośrednika nie mianować Amica, ale na razie sprawa jest odsunięta na bok na rzecz ważniejszych. Chociaż w sumie Amic już dawno pełni te obowiązki. Ehh... może potem wspomnę o tym Merlinowi.
- Przyszedłeś pogawędzić czy masz jakieś sprawy? - zapytałam po chwili ciszy, już spokojnie.
- Mam do ciebie dwie sprawy. Rozmawiałaś ze swoim oddziałem?
- Tak, - odpowiedziałam i dodałam po chwili niechętnie - ale krótko, musiałam pomóc na nowo zorganizować pracę przy budowie no i w ogóle pomóc pozbierać się cywilom.
Pokiwał głową zniesmaczony.
- Zbierz ich dzisiaj i zagrzej trochę do walki bo widać, że ich morale spadają. Poza tym, dobrze jakbyś wybrała jakiś nowych wojowników.
Spojrzałam znów na niego. Faktycznie, trochę zaniedbałam swój oddział. Za bardzo zajęłam się innymi sprawami. A oni przecież potrzebują swojego dowódcy.
- Zagrzać zagrzeję, gorzej będzie z rekrutacją.
- Wiem – westchnął – Ale druga sprawa może rozwiąże ten problem.
- A więc? Odkryj proszę przede mną tą tajemnicę – spróbowałam zażartować ale raczej mi nie wyszło, bo warga nawet mu nie drgnęła.
- Merlin wzywa naradę. Trzeba omówić nowe działania.
_______________________________________________
Ten moment kiedy zatraca się granica pomiędzy opisywanym przez siebie światem a prawdziwym życiem. Moment w którym zapomina się, że przecież powinno się już pójść spać... że czas się dla mnie nie zatrzyma...