Jest północ. Siedzę na łóżku gapiąc się w jeden punkt przed sobą, w asyście wątłych płomieni świec. Powinnam spać. Nigdy nie wyrobiłam w sobie odruchu spania gdzie po padnie i przy każdej nadarzającej się okazji. To źle. Przy moim trybie życie, taka umiejętność jest bardziej niż wymagana. Ja tymczasem... ulegam szybko bijącemu sercu.
Przez resztę dnia przechadzałam się tu i tam, sprawdzając jak toczą się prace. Wszystko idzie w jak najlepszym kierunku, właściwie to większość już jest zrobiona. Może w końcu zacznie nam się żyć lepiej. Spotkałam stworzyciela, naprawdę mu się tutaj podoba i jest bardzo zaangażowany w pracę. Dobrze, że Merlin się zgodził by go zostawić. Widzi, że ma z niego korzyści.
Przez cały dzień, nie dałam po sobie znać, że coś jest ze mną nie tak, ale...czuję się źle, jakbym miała zachorować. Chociaż to dziwne, bo mój zaprogramowany system odpornościowy jest naprawdę silny. Nie nie nie... spokojnie. To nie jest to o czym myślicie kobiety. Nigdy tego nie miałam i nigdy nie będę mieć. Tak samo jak nigdy nie będę mogła mieć dziecka bo zwyczajnie umrę. Kable wewnątrz mojego organizmu zostaną pozrywane powodując jeden wielki krwotok, z którego już na pewno nie dojdę do siebie. Tak więc... po prostu czuję się dziwnie otumaniona, rozkojarzona, jakby za chwilę miała przyjść migrena. Nie wiem o co chodzi, może o niedospanie?
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze myśl o manipulacji Verna. To wszystko nie pozwala mi spać. To głupie. Zachowuję się jak dziecko które widzi potwory! Ha! Świetne! Przepiękna ironia! Klaszczę w dłonie...
Pukanie wydarło mnie z zamyślenia. Postarałam się nie podskoczyć. Ciekawe kto mnie nawiedza o tej godzinie? Mam nadzieję, że ten ktoś ma coś ważnego do przekazania, bo nie mam nastroju na rozmowy.
- Kto? - zapytałam bez uczuciowo. - Amic.
Sapnęłam cicho.
- Wejdź.
Wszedł po chwili trzymając świecę w ręce. Gapiłam się dalej w jeden punkt obserwując go kątem oka. Położył świecę na biurku.
- Czemu przychodzisz tak późno? Powinieneś spać. Za niecałe trzy godziny mamy trening – mruknęłam, chyba trochę za bardzo oschle.
- Coś tak przeczuwałem, że nie śpisz – mruknął ignorując mój wywód dowódcy.
Spojrzałam na niego.
- Skąd? - zapytałam po chwili, łagodniej.
Patrzał mi w oczy spokojnie, jakby chcąc przebadać na wskroś. Ja po chwili spuściłam wzrok.
- Wyglądałaś dzisiaj niewyraźnie, byłaś spięta.
- Niedospanie – machnęłam ręką.
Uniósł brew opierając się tyłem o biurko.
- Spałabyś teraz.
Parsknęłam.
- Piękna dedukcja – mruknęłam ironicznie.
- Wiem – uśmiechnął się nieznacznie. - Ale przyznasz, że mam rację.
Skrzywiłam się lekko milcząc. Znał mnie. Może nawet lepiej niż stworzyciel. Potrafił wiele dostrzec, a moce elfa, tylko mu to ułatwiały.
- Więc? - zapytał po dłuższej chwili ciszy.
Westchnęłam ciężko.
- Tego... nie możesz wiedzieć – pokręciłam głową – To sprawa między mną, Merlinem i jeszcze kimś... wiesz, że ma tak pozostać.
Ciężko mi było nie pisnąć mu ani słowa.
- Wiem – mruknął po chwili z lekkim skrzywieniem.
Przestąpił z nogi na nogę. Rozumiał, ale strasznie nie znosił takiej niewiedzy. Nie czół się pewnie. Zresztą nie dziwię mu się. Sama jej nie cierpię.Schowałam twarz w dłoniach, słuchając głuchej ciszy.
- Dziwnie się czuję – oznajmiłam spokojnie. - Mhm – mruknął. - Głowa cię boli?
- Nie – pokręciłam głową. - Nie wiem, tak jakbym miała się rozchorować. Jakoś tak niewyraźnie.
- Może po prostu jesteś spięta?
- Może... nie wiem.
Oparłam głowę o dłonie, a łokcie o kolana.Przez dłuższą chwilę panowała cisza po czym usiadł obok. Dobrze się czułam mając go przy sobie. Nie tak bardzo zdawałam sobie z tego sprawę, zanim Merlin mi to uświadomił. Jak bardzo lubię obecność Amica... Jego głos, sposób bycia, mówienia, osobowość i to jak mnie traktuje...
Zerknęłam na niego a on na mnie. Lekko drgnęła mu warga, ale tylko przez sekundę było widać smutny uśmiech. Chyba oboje teraz czuliśmy to co chcieliśmy czuć. I oboje wzajemnie o tym wiedzieliśmy. Widzieliśmy, że druga osoba też to czuje. Słowa nie były potrzebne. Poczułam jak na serce wylewa mi się kojące ciepło. Oboje zbliżyliśmy się do siebie. Przytulił mnie zamykając oczy. Wtuliłam się w niego też przymykając powieki. Czułam jego kojące ciepło i spokój. Czułam się dobrze. Zupełnie inaczej niż ostatnio. On, też to czuł. Jestem tego pewna.
_______________________________________________________________________________
Tak bardzo Was przepraszam... byłam pewna, że miesiąc mi starczy na ogarnięcie wszystkiego a tu nic z tego. Mam naprawdę niesamowity natłok w szkole(choroby nauczycieli, zastępstwa, rozszerzenia itp.), wyzwaniem jest dla mnie wyjść raz na dwa tygodnie do sklepu... hehe... Postaram się opublikować następny rozdział kiedy zacznie się przerwa świąteczna, ale przedtem niestety trudno mi cokolwiek obiecać. Trzymajcie się i dziękuję tym którzy wytrwali do tego momentu, jesteście wielcy (chyba już po raz setny wam to mówię).
P.S. Jeżeli wykryjecie u mnie jakieś błędy stylistyczne, w sensie, zdanie będzie ułożone tak jakoś nienaturalnie to mi to powiedzcie. Czasami tego nie widzę, albo jak to widzę to nie potrafię tego poprawić. Wątpię, że to jakaś dysfunkcja, zazwyczaj popełniam masę takich błędów kiedy jestem zmęczona. Będę wdzięczna za sugestie.