Siedzieliśmy wszyscy, zebrani w obradowej sali. Zredukowani przez ostatnią walkę. Dziwnym trafem, teraz jest tyle samo pośredników co corvusów, czyli 12. Nie, zejdźcie mi z oczu! Nie, nie chcę widzieć znowu tych trupów! Nie!
Siedzimy jak na szpilkach. Merlin milczy od samego początku gdy tylko usiadł. Myśli. Będzie już jakieś 5 minut. Wyłamuje palce, nerwowo nimi przebiera, potem pulsuje nogą pod stołem. Wszyscy jesteśmy nerwowi, ale on chyba wie więcej niż my wszyscy tu razem wzięci.
- Powiem wam wprost – odezwał się nagle, zwracając uwagę wszystkich – Jeżeli postępy z budową będą szły tak wolno, to czeka nas pewna śmierć. Koniec, nie ma, przegramy wojnę, canteci zabiorą wam moc i wymordują, po drodze pewnie torturując.
Patrzeliśmy na niego. W niektórych oczach zauważyłam spokój, w niektórych niepewność, a w moich gościło zimno. Merlin nigdy nie lubił owijać w bawełnę. Teraz też... wraził się jasno i prawdziwie o naszej przyszłości. Nie można nie przyznać mu racji. Zresztą chyba większość domyślała się, co niedługo nas czeka.Znów milczał chwilę, wytrzymując nasze spojrzenia.
- Widzicie jak przedstawia się sprawa... - westchnął ciężko, wciąż intensywnie myśląc i wyłamując palce – Znalazłem jednak pewną alternatywę która może nam pomóc. Ale tylko na jakiś czas. Zyskamy trochę czasu. Będziemy mieć też więcej obrony, cywile może będą się mniej bać. Okazało się, że król krasnoludów jest zaprzyjaźniony z grupą rozbójników czy jak tam ich władza nazywa. Mówią na siebie Spectra.
W tym momencie lekko zmarszczyłam brwi. Ledwie zauważalnie. Może ta nazwa wcale nie mieć nic wspólnego z moim przezwiskiem zabójcy... ale jednak... coś mi tu śmierdzi.
- Jakieś zastrzeżenia Denin? - zapytał się Merlin, pewnie zauważając moje skrzywienie.
On dostrzeże wszystko.
- Nie – pokręciłam głową spokojnie.
- Na pewno? - uniósł brew
- Tak.
- Świetnie. W takim razie, ty i Amina, razem ze swoimi pośrednikami, pójdziecie do nich i przeprowadzicie negocjację dotyczącą sojuszu. Jasne?
- Jasne – odparła Amina
- Jak słońce – dodałam spokojnie.
Obie mamy doświadczenie w byciu zabójcami, co Merlin, jak widać, nie omieszkał wykorzystać.
- Reszta ma się zająć swoimi oddziałami i budową. Pomóżcie Danielowi w organizacji i w reszcie roboty. Tyle na dzisiaj, wy dwie i wasi pośrednicy zostańcie, reszta niech idzie.
Tak też zrobili. Szuranie krzeseł, bezszelestne kroki i skrzypienie zamykanych drzwi. Trzask.Patrzeliśmy całą czwórką na Merlina w napięciu. Co prawda, cieszyłam się, że znalazł jakąś alternatywę... ale to będzie przecież tylko na jakiś czas.
- Dobra, sprawa przedstawia się tak.
Rozwinął przed nami nową mapę, może dopiero co przez niego stworzoną.
- Tutaj – wskazał palcem na mapie – znajduje się wejście do ich tuneli. Kilka godzin spacerku stąd. Tam będzie czekał jeden z nich i zaprowadzi was do przywódcy. Musicie wynegocjować z nim jak najlepsze warunki współpracy. Najlepiej jakby w ogóle się do nas przyłączyli. Pośrednicy niech wam towarzyszą w razie czego. Wiecie co macie robić?
Skinęliśmy głowami jak na komendę. Zdyscyplinowani i lekko zdesperowani.
- Kiedy wyruszamy? - zapytałam.
- Dziś w nocy. Ale musicie jeszcze o czymś wiedzieć. Na granicy lasu obozują żołnierze. Nie jest ich pewnie zbyt dużo, są może tylko dla atrapy, żeby ludzie się nie wtrącali. Ale jednak są. Będziecie musieli się przez nich przedrzeć niezauważeni.Pokiwaliśmy głowami. Przemykanie raczej nie stanowiło dla nas problemu po latach szkoleń. Szczególnie nocą kiedy to wojsko marzy tylko o śnie i jedzeniu. Ewentualnie o powrocie do rodziny. Tacy normalni, nie-barbarzyńcy, też się zdarzają. Nie, nie mogę o tym myśleć bo znowu będę się czuła podle.
Merlin zwinął mapę starannie i podał ją Aminie. Ta wzięła i schowała ją do jakiejś podręcznej torby.
- To wszystko – westchnął ciężko Merlin. – Powodzenia.
Wymruczeliśmy podziękowania i poszliśmy do wyjścia. Jednak tuż przed samymi drzwiami przystanęłam. Przecież miałam obgadać sprawę Amica. Muszę to w końcu zrobić. Chociaż w obliczu obecnej sytuacji mogę to przecież odwlec... nic mi się nie stanie jak trochę poczekam...