Rozdział 4

2.4K 55 2
                                    

- Nie, nie i jeszcze raz nie - mówiłam załamanym głosem w poduszkę. Dzisiaj piątek, dzień tej głupiej imprezy na którą tak bardzo mi się nie chce iść. Wolałabym zostać w domu i pooglądać tą durną telewizje. Co mi strzeliło do głowy godząc się na to wyjście? Chyba wyrzuty sumienia wzięły górę. - Czasem nawet siebie nienawidzę - mruknęłam wstając z łóżka przy okazji zabierając czystą bieliznę i skierowałam się do łazienki.

Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zeszłam na dół zjeść śniadanie. W domu jak zawsze o tej porze panowała cisza jak makiem zasiał. W sumie nie ma się co dziwić, gdyż w domu jestem ja i nasza gosposia.

- Dzień dobry - przywitałam się z Mariką.
- Dzień dobry kochanie, a co ty jeszcze w piżamie? - spytała zdziwiona. - Nie idziesz pobiegać? - dodała.
- Wiesz co dzisiaj postanowiłam pójść na siłownię, ale przed tym czekają mnie jeszcze zakupy z Brook, gdyż wybieramy się na imprezę - odpowiedziałam.
- Na imprezę? Nie widzę żebyś była zachwycona z tego powodu - odparła. - A w ogóle rodzice cię puszczą? - zadała to pytanie nie patrząc na mnie.
- A co oni mają do tego? Przecież mam osiemnaście lat - powiedziałam popijając koktajl, który przygotowała mi Marika. - Tylko nie wspominaj mi o tym, że mam być ostrożna bo mnie szlak jasny trafi! - trochę się uniosłam.
- Ale... - rzuciłam jej gniewne spojrzenie. - No dobrze, już dobrze nic się nie odzywam. - powiedziała.
- Nie o to mi chodzi. Nie zrozum mnie źle po prostu mam tego dość. Nic się nie wydarzyło a każdy robi jakąś aferę z niczego a przez to czuję się jak jakieś małe dziecko - fuknęłam.
- Może masz rację. Skończmy ten temat. A co do tej imprezy to będą tam jacyś przystojniacy? - poruszyła zabawnie brwiami na co ja wybuchłam śmiechem. Czeka aż w końcu znajdę sobie jakiegoś fajnego chłopaka i jej go przedstawię, ale szybko to nie nastąpi więc sobie poczeka.
- Zapewne będą, ale same barany więc nie będzie na kim oka zarzucić - zaśmiałam się. - A w ogóle miłość w tych czasach jest przereklamowana - wstałam i włożyłam naczynia do zmywarki dziękując Marice za przygotowane śniadanie.
- Oj kochanie, kochanie przypomnę ci to jak kiedyś się zakochasz - powiedziała posyłając mi przy tym radosny uśmiech.
- To sobie poczekamy - zaśmiałam się. - Dobrze ja będę szła do siebie bo niedługo będzie Brook.

Dzisiaj założyłam białe rurki z przecięciami na kolanach i do tego różowy top. Włosy wyprostowałam i nałożyłam lekki makijaż. Na nogi założyłam czarne koturny i zabierając czarną torebkę z potrzebnymi rzeczami zeszłam na dół gdzie czekała na mnie przyjaciółka.

- Długo czekasz? - spytałam wychodząc z domu. - A tak w ogóle to cześć - przywitałam się z nią.
- Hej - przytuliła mnie. - Nie wiesz co przed chwilą przyjechałam.
- Musimy iść na tą imprezę? - spytałam wchodząc do samochodu.
- No oczywiście, że tak. Nawet się teraz nie wykręcaj. - mówiła zamykając drzwi od strony pasażera.
- Ughh...już ok. Idziemy - powiedziałam wkurzona.
- Uuu będzie zabawa zobaczysz - klasnęła w dłonie.
- Taaa z pewnością. - mruknęłam wyjeżdżając z podjazdu kierując się w stronę galerii handlowej.

- Może być ta? - spytała pokazując mi czerwoną obcisłą sukienkę, która więcej pokazywała niż zakrywała.
- Odpada - odparłam krótko.
- Ughh...to my nic nie znajdziemy - powiedziała Brook siadając na kanapie i popierając podbródek na rękach.
- No jak będziesz siedzieć to tak właśnie będzie - powiedziałam jej ciągnąć ją za rękę do innego sklepu.

Chodziłyśmy już około dwóch godzin po galerii i nie mogłyśmy nic znaleźć. To była jakaś masakra. Lubię robić zakupy, ale pod warunkiem, że che iść do miejsca w którym się w nich pokaże. Muszę zmienić nastawienie w stosunku co do tej imprezy bo to będzie jakaś totalna porażka.

- Ooo ta jest piękna! - pisnęłam. - Pasuje do ciebie jak ulał - podałam Brook czarną sukienkę. - Hmm...do tego czarne buty i będzie perfecto. - klasnęłam w dłonie.

Tylko Nie Ty ~ Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz