Rozdział 29

1.7K 55 3
                                    


     Pov'n Zayn


  Przygotowania, całe zamieszanie do starcia z ojcem właśnie się zaczęły. Usłyszałem pisk Arii, natychmiast się odwróciłem w jej stronę, zaciekawiony co tym razem. Jednak ona stała cała uśmiechnięta przy mojej matce, mając wyciągniętą swoją szczupłą dłoń w jej stronę, a rodzicielka aż kipiała z dumy jest to widoczne z daleka. Poczułem ciepło rozlewające się na sercu.

  - Wreszcie to zrobiłeś, staruszku - usłyszałem głos Theo, odwróciłem się w jego stronę z podniesioną brwią.

  - Na ciebie też była by już pora, młody - zaśmiałem się dając mu kuksańca w bok. Ten się skrzywdził na same moje słowa.

  - Nie, to nie dla mnie - powiedział marszcząc czoło. Dawniej też taki byłem, chciałem tylko najlepiej koleżankę z przywilejami, a teraz poprosiłem kobietę o rękę.

Niesamowite jak człowiek może się zmienić dzięki drugiemu. Mój cały świat jest właśnie w tym pokoju, prawdziwa rodzina, żadnej fałszywej osoby. Chodzi mi o ojca, jednak  gdzieś w głębi wiem, że to będzie ciekawe spotkanie z nim po czasie.

  - Będziecie wspaniałym małżeństwem - usłyszałem cichy głos oraz długie śnieżne włosy, Melody. Uśmiechnąłem się i przytuliłem ją jak za dawnych, dobrych lat.

  - A ty świetną matką, siostrzyczko - powiedziałem, po chwili poczułem nagły przypływ czułości. Kucnąłem przed nią oraz przyłożyłem ucho do widocznego brzucha - Przyjdziesz na nowy, lepszy świat, obiecuje ci to mały szkrabie - po chwili podniosłem się - Ale jak twój ukochany zrobi coś złego to sam go zabije, pamiętaj - widziałem jak rozchyla lekko usta ze zdziwienia lecz po chwili tylko pokiwała głową przytakująco i powoli odeszła siadając w kącie na kanapie.


***


  Szedłem przez korytarze gdzie spędzałem całe moje dzieciństwo. Przypominały mi się najgorsze rzeczy jakie tu doświadczyłem, a ich było zdecydowanie więcej. Obróciłem w dłoni włócznie, jeszcze raz się nad wszystkim zastanawiając. Wszedłem do salonu gdzie miałem piękny widok na basen za oknem i chmury wokół niego, ponieważ zaraz za barierą można było zauważyć pola oraz lasy, czyli ziemię.

Nagle usłyszałem głos, który znienawidziłem przez wszystkie lata jakie jego słuchałem. Zobaczyłem jak ojciec jest do mnie odwrócony i zacięcie rozmawia z jednym ze swoich podwładnych. Kiedy tylko chłopak mnie zobaczył schylił lekko głowę, służący wiedzą, że byłem na zamku obecny od pewnego czasu.

  - Czemu schyl... - odwrócił się mój tato, a zdziwienie na jego twarz było bezcenne. Przechylił głowę zapewne się zastanawiał, czy wzrok go nie myli - Zayn?

  - Witaj ojcze, długo się nie widzieliśmy, prawda? - powiedziałem z chytrym uśmiechem oraz ruszyłem w kierunku jednego z foteli. Spojrzałem się na niego a ten dokładnie obserwował rzecz w mojej dłoni - Sprawiedliwość przyszedłem po sprawiedliwość - powiedziałem wcale się nie jąkając.

  - Wydałem ci sprawiedliwość zrzucając cię na Ziemię - powiedział natychmiast, kręcą głową - Jak wróciłeś? - powiedział pocierając czoło.

  - Most, coś ci to mówi? - spojrzałem się na niego - Wiesz kim jesteś? - zmarszczył czoło zakładając swoje ręce za sobą - Zwykłym gwałcicielem mojej już narzeczonej, jesteś nikim ojcze - widziałem iskrę jaka mignęła w jego wzroku - Aria coś ci to mówi?

  - Niezła - powiedział, uśmiechając się. Wiedziałem, że będzie taki do końca. Jednak miałem nadzieje, że choć przez moment zrobi coś abym zmienił zdanie, a nic takiego nie robi tylko pogarsza swoją sytuację - Lepsza od twojej matki... - tego było za wiele, poczułem jak dokonuje się przemiana. Złość mną zawładnęła - Jednak ty dalej się nie nauczyłeś, że kobietę trzeba wychować - po tych słowach z mojej dłoni wyleciały kule ogniste.

Walka się zaczęła...

Podszedłem do niego i z niewyobrażalną siłą uderzyłem go w twarz z pięści. Raz, drugi, trzeci aż zacząłem uderzać bez opamiętania.

  - To za mamę - syknąłem patrząc prosto w jego oczy - Za te wszystkie lata, kiedy ją biłeś mimo, że wyła z bólu - odszedłem krok od niego biorąc oddech. Jednak poczułem uderzenie oraz wielki ból. Świat zawirował mi przed oczami.

  - Nigdy nie mogłeś pojąć, że ojca się słucha, a nie lekceważy - usłyszałem szept wprost  do ucha - Nadal jesteś taki słaby jak kiedyś - złapałem jego pięść oraz odepchnąłem tak, że uderzył z olbrzymia siłą w ścianę. Potem zjechał w dół niej. Szybko wziąłem się w garść, wstałem chwyciłem włócznie, podszedłem do niego. Podniosłem tak, aby stał na mojej wysokości. I przebiłem bronią jego brzuch. Wrzask jaki wydał był jak harmonia dla moich uszu.

  - A to za Arię - powiedziałem ruszając włócznią tak aby zadać mu więcej bólu. Jest tylko jeden sposób, aby zabić ojca. Trzeba odebrać mu całą moc. Z tą myślą wbiłem swoje pazury, tam gdzie powinien mieć serce. Poczułem jego bicie w mojej dłoni i poczułem przepływającą moc wzdłuż mojego ramienia - To twój koniec, tato - powiedziałem, patrząc mu cały czas w oczy.

Wyrządził tyle krzywdy w swoim życiu. Tego nawet nie można sobie wyobrazić.

Nagle serce stanęło, a on zamknął czy.

Odszedł na zawsze.


  ----

 Parę miesięcy później...


  - Także, może się państwo pocałować - i tak też zrobiliśmy. Usłyszeliśmy piski ze strony naszych gości weselnych. Zaśmiałem się na sam widok radosnej twarzy mojej mamy. Było warto. Melody trzymała już  swojego małego syneczka, Isaaca. Rodzice Arii patrzeli na mnie z respektem. Czemu? Bo nie często zaprasza się ludzi na wesele do nieba oraz widzi samego króla z koroną na głowie.

Moja kochana wybranka ze swoim zaokrąglonym brzuszkiem, płakała ze szczęścia tuląc każdego z osobna.

Poczułem rękę na moim ramieniu.

  - Będzie teraz już tylko dobrze, braciszku - usłyszałem głos Theo. Spojrzałem na niego.

  - Musi - powiedziałem. Patrząc w prawą stronę gdzie rozciągało się całe moje królestwo.

Chce być królem jakiego jeszcze nigdy nie mieli. Najlepszym.


-----


Jeszcze jeden rozdział, moi mili :))

Dziura w niebie || Z. M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz