Rozdział 21

911 35 10
                                    

Siedziałam właśnie obok Mathew i zajadałam frytki na stołówce kiedy do naszego stolika przysiadła się Madison. Przewróciłam oczami i spojrzałam rozdrażniona na blondyna obok.

-Umm Madison ciebie aż tak nikt nie lubi ,że musisz przysiadać się do wariatki?-zapytałam w końcu z uśmieszkiem. Dziewczyna poczerwieniała.

-Wiesz powinaś się cieszyć dzięki mnie ktoś wogóle zwraca na ciebie uwagę.-prychnęła.

-A czemu odeszłaś z tamtej szkoły? Już wszyscy z niej cię przelecieli i chciałaś nowy towar?-odparłam na co ona wstała i bez słowa poszła do innego stolika. Mathew przybił mi piatkę.

-Dobre to było.-usmiechnął się i wpakował pomidora do ust. Nienawidziłam ich. Takie czerwone wodniste w środku ochydztwo. Bleee!

Wstawaliśmy już od stołu kiedy podszedł do mnie.

-Hej.-zaczął cicho. -Możemy pogadać?-zapytał na co skinęłam głową. Widać ,że wypuścił momentalnie powietrze ,które najwyraźniej trzymał w płucach od dłuższej chwili.

-O co chodzi kotek?-w tym momencie Nash objął mnie od tyłu w pasie. Usmiechnęłam się na ten czyn. Jack jednak szybko się spiął.

-Wiesz chyba jednak nie mamy o czym gadać.-powiedział oschle i odszedł nie czekając na moja odpowiedź. 

-Zrobiłeś to specjalnie!-odwróciłam się w stronę mojego chłopaka.-Powiesz mi czemu?-zapytałam wytrzeszczając oczy z ciekawości. Jeszcze nie powiedziałam mu ,że pocałowałam się z Jackiem. Wiem co by wtedy było. Koszmar.

-Oj przestań Lils. To już nie mogę podejśc do mojej dziewczyny?-spojrzał na mnie dziwacznie. Fakt miał rację. Przecież nie wszystko co robi musi być specjalnie. Chciał podejść i podszedł. Nie powinnam była tak się wydrzeć.

-Możesz, przepraszam.-westchnęłam. Chłopak złapał mnie za rękę i razem poszliśmy na halę sportową ,ponieważ dzisiaj miał być rozgrywany mecz kosza i Nash w nim grał. Brunet zostawił mnie na trybunach wraz z Mathew ,a sam poszedł się przebrać i rozgrzać z innymi.

Kilka minut później chłopcy zaczęli wybiegać na boisko. Zarówno drużyna naszego liceum jak i przeciwnego ,czyli tygrysy. Nash jako kapitan wybiegł pierwszy ,a za nim pan szanowny Jack ,poźniej Collins , Drake i jeszcze inni ,których dobrze nie poznałam.

-Orły górą!-zaczęłam się wydzierać kiedy rozpoczęła się gra. Szczerze chyba ja i mój blond  przyjaciel byliśmy największymi kibicami ,a u nas są takie darłojapy ,że łoooo. Więc wyobraźcie sobie jak krzyczałam.

Zapadła chwila ciszy. Dwadzieścia sekund do końca ,a jest remis. Nasze orły właśnie były przy piłce. Collins podanie do Nasha. Brunet podał do Drake'a ,a ten z kolei do Jacka  i piękny wsad ,który kończy rozgrywki. Było tak głośno ,że aż uszy mnie booały. Chłopcy z drużyny uniesli ku górze Jacka ,ponieważ to on zdobył zwycięstwo w gruncie rzeczy.

Wszyscy się już rozproszyli. Koszykarze poszli do szatni ,ale zauważyłam ,że tam chwilę później wbiegają sanitariusze. Razem z Mathew również tam pobeigliśmy. Modliłam się w myślach żeby nic nie było z Nashem. I tak na szczęscie  było ,bo z szatni został wyniesiony Gilinsky. Miał łzy w oczach. spojrzałam na niego pytajaco ,ale ten odwrócił wzrok. Za nim wyszło kilku chłopaków z drużyny. Na nich również spojrzałam oczekując odpowiedzi ,ale oni byli zajęci kumplem. Nash wyszedł ostatni.

-Co się stało?-zapytałam.Chłopak zastanawiał się co powiedzieć. Miał rozerwany łuk brwiowy i wargę. Mogłam się tylko domyślać.

-Nic zasłabł.-odparł ,ale wiem ,że kłamał. Co on myślał ,że ślepa jestem!?

I'm fucking idiot | Jack Gilinsky ff ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz