Rozdział 3

1.8K 62 12
                                        

Otworzyłam skrzynkę pocztową i od dziwo kompletnie nic nie było w tej wiadomości oprócz trzech jebanych kropek! Taaa śmieszne... Komuś chyba nie wyszedł żart. No więc odłożyłam telefon i przykryłam się kołdrą powoli odpływając w krainie Morfeusza.

-Cholera! -krzyknęłam słysząc dźwięk piosenki ustawionej jako budzik. Niechętnie spojrzałam na zegarek 7:00. No Lily tak będzie jeszcze przez dziesięć miesięcy. Ughh...

Powoli zwlokłam się z łóżka i poszłam umyć zęby. Uczesałam i związałam włosy w wysokiego kucyka. Przebrałam się z piżamy na koronkową pudrową bluzeczkę i krótką białą spódnicę. Do tego założyłam białe adidasy i jeansową kurtkę. Zabrałam telefon i słuchawki po czym wyszłam z pokoju z torbą na ramieniu.

-Lils!-usłyszałam głos Camerona więc poszłam do jego pokoju. Chłopak był gotowy do wyjścia.-Podwieźć cię? -zapytał ,a ja pokiwałam głową. 

Tak o to mój braciszek podwiózł mnie praktycznie pod samo wejście piekła. Dzięki podwózce zyskałam dziesięć minut wolnego czasu. Usiadłam sobie w szklanym wejściu szkoły i  zaczęłam bazgrać coś w zeszycie. 

-Mogłaś powiedzieć ,że kogoś masz. -usłyszałam znajomy mi głos. To Aaron. Brunet właśnie usiadł obok mnie.

-Nie mogłam ,bo nie mam. -westchnęłam i dalej rysowałam.

-Nie kłam. Powiedzieli mi. - był zdenerwowany i zachowywał się tak jakby był zazdrosny...

-Cholera nie mam! Nie wiem co ci gadali ,ale oni uważają mnie za wariatkę i gadają tyle bzdur ,w które każdy wierzy nawet pewnie ty! -wstałam i poszłam przed siebie.

-Ja nie wierzę jeśli nie mam dowodów. - westchnął ,a ja się odwróciłam.

-A masz dowód ,że mam chłopaka? W ogóle nawet jeśli ,to nie twój pieprzony interes! Wiesz jak mnie wczoraj potraktowałeś?! Jak gówno! Nie miałeś czasu tak? Jakoś na wyjścia z Madison masz! Nie jestem ślepa! -zeszłam po schodach do szatni ,a Aaron razem ze mną. Nic nie mówił widocznie myślał co powiedzieć lub się poddał. 

- Lily zależy mi na przyjaźni z...-nie dałam dokończyć.

-A mi zależało tylko kilka godzin ,bo później okazałeś się przeciętnym dupkiem! -spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich złość i jednocześnie dziwaczne zażenowanie.- Idź do Madison przecież jest zajebista! Nawet dobrze jej nie znasz!

-Przynajmniej nie jest wariatką. - wysyczał wściekły. Okey zabolało. Nawet on już tak myśli... Dał się jej zawładnąć ,ale ja nie pokaże ,że mnie to zabolało.

-Czyli ja nią jestem tak?-zapytał żeby się upewnić ,ale nie dostałam odpowiedzi. Szybko zabrałam swoje rzeczy i poszłam zostawiając chłopaka samego. 

Madison to podła świnia i potrafi każdego urobić. Przez nią już raz straciłam kogoś bliskiego ,ale to stare czasy i wiem ,że gdybym zaczęła o tym mówić zaraz bym się poryczała. Nienawidzę jej i nie chcę już wchodzić jej w drogę. A propo wchodzenia w drogę właśnie wpadłam na jakiegoś gościa.

-Sory.-zdołałam tylko wypowiedzieć i spojrzałam w górę. To ten sam chłopak co wczoraj w parku. W pewnym sensie się ucieszyłam.

-Wczoraj ,dzisiaj nie sądzę ,że to przypadek. Shawn jestem. -uśmiechnął się i podał swoją rękę.

-Lily. -odparłam.

-Miło mi . Może się przejdziemy? -pokiwałam głową i poszliśmy wzdłuż powoli zaludniającego się korytarza.- Wyglądasz na zmartwioną. Wszystko dobrze?- zapytał ,a ja pokazałam ręką ,że to nieważne.- Bardzo ładnie śpiewasz wiesz? -uśmiechnął się i spojrzał w moją stronę.

I'm fucking idiot | Jack Gilinsky ff ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz