25. Nic. Tylko cię kocham.

8.8K 622 140
                                    



Czy jest sens wracania się do akademika, ponad sześć godzin jazdy, aby za dwa dni znów jechać te same kilometry z powrotem?

Może i dla kogoś jest, ale nie dla mnie i Luka.

- To tylko dwie noce, proszę. - Nalegał blondyn.

- Dwie noce w samochodzie, podczas gdy mogłabym je spędzić w wygodnym łóżku, we własnym domu. - Jęknęłam. - Jeśli nie śpieszy ci się do siebie, możesz te dwie noce zostać u mnie.

Westchnął, ale nic nie odpowiedział.

Cały dzień bezsensownie jeździliśmy po mieście, odwiedzając stare miejsca takie jak moja stara podstawówka czy liceum. Przejechaliśmy także obok naszych domów, a wielkość domu Luka mnie zaskoczyła. Oczywiście, oboje pochodzimy z zamężnych rodzin, ale mój dom w porównaniu do jego pałacu to pikuś.

- Pokażę ci fajne miejsce. - Powiedział blondyn i skręcił na jakąś polną drogę.

Przez jakieś siedem minut jechaliśmy po piaszczystej drodze, między wysokimi drzewami i trawami, aż dotarliśmy do szlabanu.

Luke zatrzymał się i powiadomił mnie, iż dalej musimy iść pieszo.

Oboje wysiedliśmy z samochodu i przeskoczyliśmy przez zardzewiałą rurę, która uniemożliwiała nam dalszą jazdę samochodem.

Już z daleka widać było gigantyczny, drewniany most pozwalający przejść na drugą stronę rzeczki płynącej wzdłuż posesji.

Gdy weszliśmy na stary mostek, wcale nie śpieszyło mi się aby przejść na drugą stronę. Belki wyglądały niestabilnie i były bardzo spróchniałe, a ja nie miałam ochoty skąpać się w lodowatej, brudnej wodzie.

- No dalej. - Namawiał mnie Luke, który był już po drugiej stronie. - Ja przeszedłem i nic się nie stało, więc ty też przejdziesz bez problemów. - Zachęcał.

Skrzywiłam się, ale dosłownie przebiegłam po pomoście, starając się nie słuchać jak skrzypi i łamie mi się pod nogami.

Wpadłam prosto na Luka, który zaśmiał się i niespodziewanie wziął moją dłoń. Popatrzyłam na nasze splecione palce, a potem na niego. Patrzył się w jakiś punkt, na który przeniosłam także swój wzrok.

Wolno biegający, czarny, wysoki koń galopował kilkaset metrów od nas.

Na ustach Luka pojawił się gigantyczny uśmiech i ruszył w stronę zwierzęcia, które mnie osobiście przerażało. Szedł tak szybko, że aby dotrzymać mu kroku musiałam trochę podpiec.

- Luke. - Starałam się zwrócić jego uwagę. - Ej, Luke. - Złapałam jego rękę. Popatrzył na mnie i uniósł brwi do góry, czekając aż się odezwę. - To obcy koń, nie możesz tak po prostu do niego podejść.

- Kogo moje oczy widzą! - Usłyszałam za plecami. - Najmłodszy syn państwa Hemmings. - Odwróciłam się i zobaczyłam niezbyt wysokiego mężczyznę z brodą, w podeszłym wieku.

Znów popatrzyłam na blondyna, który witał się teraz z mężczyzną.

Potem facet przeniósł wzrok na mnie.

- A to jest...

- Melanie. - Powiedziałam i wyciągnęłam dłoń w stronę specyficznie pachnącego mężczyzny. Uścisnął ją dość mocno, po czym uśmiechnął się do mnie miło.

- Melanie, oficjalnie jesteś pierwszą osobą którą przyprowadził tutaj ten wariat. - Zaśmiał się. Popatrzyłam na Luka, nie rozumiejąc o co chodzi. Blondyn zaczerwienił się i spuścił głowę. - Nigdy, nikomu nie pozwolił tu wejść. Jedynie mi, ponieważ pilnuję jego konia i dbam o niego kiedy ten małolat buja się gdzieś po świecie. - Uderzył go zabawnie w ramię.

Boy That I never ForgotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz