27. Wpadłaś na choinkę?

6.8K 570 76
                                    

  Gdy tylko wigilia się skończyła i wszyscy postanowili udać się do swoich łóżek lub materaców, pobiegłam na górę do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko wraz z telefonem i czarnym pudełeczkiem.

Nie wiedziałam, czy Luke już skończył swoją rodzinną kolację, czy może teraz rozmawiać, ale czekałam na ten moment tak długo, że nie mogłam tego odwlekać ani chwili dłużej.

- Halo? - Usłyszałam głos blondyna. Na moich ustach mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech, a moja dłoń wystukiwałam melodię na pudełku.

- Luke? - Powiedziałam.

- Melanie? - Zaśmiał się.

- Muszę ci opowiedzieć bardzo zabawną historię. - Powiedziałam i oparłam się plecami o ścianę, kładąc pudełko na kolanach i zdejmując wieczko.

- Wpadłaś na choinkę? - Zażartował. Parsknęłam śmiechem.

- Nie? Skąd taki pomysł? - Zapytałam.

- Ponieważ ja wpadłem. - Jęknął.

Wybuchłam śmiechem.

- To nawet nie jest zabawne. Kawałek bombki wbił mi się w palca u ręki.

Nadal śmiałam się z niego, wyobrażając sobie, jak wpada w drzewko świąteczne i wszystkie bańki pod nim pękają.

Poczekał cierpliwie, aż przestałam się śmiać.

- Już? - Odezwał się.

- Mhm. - Wymamrotałam. - Chciałam ci podziękować.

- Za co? - Udawał głupiego. Przewaliłam oczami i zaczęłam bawić się wisiorkiem.

- Za prezent od świętego mikołaja. - Powiedziałam w końcu.

Po krótkiej chwili ciszy odezwał się uradowanym głosem.

- Zauważyłaś, że Mikołaj jest jakiś oszukany? - Nie zrozumiałam, o co mu chodzi.

- Dlaczego? - Zaśmiałam się.

- Ponieważ, ostatnie miesiące byłaś niegrzeczną dziewczynką, a on i tak dał ci prezent.

Z moich ust nie schodził uśmiech. Uwielbiam takie rozmowy. Moje i Luka.

- Nie mógł się oprzeć mojemu urokowi. - Moje policzki robiły się czerwone, ale nadal chciałam brnąc w tę głupią zabawę.

- Zapewne. Oraz dlatego, że uwielbia, kiedy się uśmiechasz.

Zatkało mnie. Nie miałam pojęcia co powiedzieć.

- Dziękuję? - Zaśmiałam się nerwowo.

- Wesołych Świąt, Melanie. - Powiedział.

- Wesołych, Luke.

Rozłączyłam się i wzięłam głęboki oddech. Potem na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, a w mojej głowie cały czas odtwarzały się słowa Luka, oraz jego obraz.

Przez to wszystko trudno mi było zasnąć, więc postanowiłam się do tego nie zmuszać i po prostu leżeć.

Niestety, jestem dość niecierpliwą osobą i już po chwili wstałam i udałam się do kuchni, gdzie zaparzyłam sobie zielonej herbaty i usiadłam na blacie. Gapiłam się w okno, a po chwili zamarłam.

W ciągu sekundy przed oknem przebiegła jakaś postać, a zaraz za nią kolejna. Siedziałam po ciemku, więc wszystko wydawało się jeszcze straszniejsze.

Przez chwilę siedziałam bez ruchu, nie wiedząc, co właściwie zobaczyłam i czy czasami mi się nie przywidziało.

Po chwili zrozumiałam, że za chwilę coś się naprawdę wydarzy.

Usłyszałam, jak ktoś pociąga za klamkę, a chwilę później, gdy ta nie ustąpiła, przekręcanie klucza.

Nie namyślałam się długo i zeskoczyłam z blatu, aby następnie udać się do szafki z nożami. Wyjęłam z niej największy nóż, jaki posiadamy w tym domu i oparłam się o ścianę.

Moje serce wariowało. Nie wiedziałam, co się dzieje. On lub oni byli już w środku i mogłam słyszeć zbliżające się kroki.

Jedyne co w tym momencie chciałam, to obudzić się w swoim łóżku, dowiadując się, że to wszystko to jakiś głupi sen.

Niestety, nie stało się tak.

Światło latarki odbijało się o ścianę naprzeciwko mnie i wiedziałam, że lada chwila mnie zobaczą.

Przyciskałam nóż do piersi i ostatni raz wzięłam głęboki oddech, aby później odwrócić się w stronę włamywacza i wycelować w niego nóż. Zacisnęłam oczy, a do moich uszu doszła jedynie głucha cisza.

- Radziłbym otworzyć oczy, jeśli chcesz we mnie trafić. - Powiedział jakiś męski głos.

Powoli uchyliłam powieki, aby ujrzeć celującego we mnie chłopaka.

Moje usta mimowolnie uchyliły się, a nóż wypadł mi z rąk, z hukiem spadając na płytki. Chłopak uniósł brwi i zaśmiał się głupio.

- Podejdź do blatu. - Rozkazał.

Mój organizm nie chciał go najwidoczniej słuchać, ponieważ ani drgnęłam.

- Kurwa, idź do tego blatu, zanim rozstrzelę ci łeb. - Warknął, a ja jak na zawołanie wycofałam się we wskazanym kierunku.

Dopiero teraz zauważyłam, że jest ich trzech. Wyglądają na niewiele starszych ode mnie.

Kto normalny robi napad w wigilię?

- Czyżby Melanie? - Odezwał się znów, nadal celując w moją głowę. Pozostała dwójka stała za nim, gapiąc się na mnie.

Skinęłam głową, niepewnie.

- Pamiętasz jeszcze swojego byłego chłopaka?

Pierwsza osoba, która przyszła mi do głowy to Luke, ale od razu wymazałam jego obraz z pamięci i na jego miejsce pojawił się Connor.

Pieprzony psychol.

Skinęłam głową.

- Języka ci w gębie zabrakło? Nie umiesz mówić? - Zdenerwował się.

- Tak. Tak, pamiętam. - Starałam się brzmieć odważnie.

- Nie ładnie tak zrywać z synem największego milionera w tym mieście. - Przygryzł wargę, po czym przeładował broń. - Wydaje mi się, że to najlepszy czas, aby córeczka dołączyła to tatusia.

W tym samym momencie pod oknem rozległy się syreny policyjne a czerwono-niebieskie światła odbijały się od ścian.

Chłopak nadal trzymał pistolet wycelowany między moje oczy, a ja trzęsłam się ze strachu. Teraz jest pod wpływem adrenaliny i strachu. Nie wiadomo co zrobi.

Gdy drzwi zostały wyważone, odskoczyłam na bok, a kula, która wystrzeliła, trafiła w okno za mną, rozbijając je.

Szybko, na czworaka przeszłam za blat i zaczęłam ciężko oddychać.

Padł jeszcze jeden strzał, bardzo blisko mnie, przez co pisnęłam. Potem słyszałam tylko policjantów i krzyki.

Paręnaście sekund później, obok mnie pojawił się jakiś policjant i zaczął coś do mnie mówić, ale byłam w takim szoku, że nic nie zrozumiałam.

Zaraz po nim, pojawiła się też moja mama, która przyciągnęła mnie do siebie i zaczęła szlochać.

Po jakiś pięciu może dziesięciu minutach siedzenia i starania się opanować bicie serca, wstałam z pomocą policjanta i udaliśmy się do jadalni.

Dowiedziałam się, że to mama zadzwoniła na policję i zawiadomiła ich o włamywaczach.

Resztę nocy spędziłam na komisariacie, gdzie składałam zeznania w sprawie tego całego zamieszania.

Wróciłam do domu dopiero po czwartej rano, a fakt, że to tutaj wszystko się wydarzyło, przerażał mnie.

Przez około pół godziny siedziałam i przypominałam sobie wszystko od nowa.

W końcu stwierdziłam, że potrzebuję go.

- Słucham. - Powiedział zachrypniętym, zaspanym głosem. Po plecach przeszły mnie ciarki, po czym nerwowo przygryzłam wargę.

- Luke, potrzebuję cię tu. - Powiedziałam. Starałam się, aby nie wyczuł strachu, który ciągle płynął w moich żyłach, oraz smutku w moim głosie.

- Co się stało? - Usłyszałam skrzypienie łóżka w tle.

- Opowiem ci wszystko, ale to nie jest rozmowa na telefon.

- Boże, Melanie. Możesz mnie tak nie straszyć?!

Martwi się. Martwi.

- Przepraszam, to naprawdę była poważna sprawa, tylko tu przyjedź. - Czułam się winna, że zmuszam go do przyjazdu o piątej rano i zrywam go na równe nogi z łóżka.

- Za dziesięć minut będę. - Powiedział, po czym się rozłączył.

Dziesięć minut to nic, ale dla mnie wydawało się to całą wiecznością.

W tym czasie zdążyłam już kilka razy odtworzyć na nowo to wydarzenie. Huk wystrzelanej kuli ciągle obijał się o moje uszy.

Na dole słychać moją mamę, która także nie może spać i chrząka się po kuchni. Percy, z tego, co mi się wydaje, jest u siebie.

Gdy usłyszałam samochód wjeżdżający na podjazd, zbiegłam po schodach i podbiegłam do drzwi, otwierając je, zanim Luke zdążył nawet wysiąść z samochodu.

Zbiegłam z altany i podbiegłam do niego. Rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam w niego z całej siły.

On na początku chyba nie wiedział co się właściwie dzieje, ale później odwzajemnił mój uścisk.

Staliśmy tak przez kilka minut, a ja potrzebowałam takiego przytulenia po tym wszystkim.

- Melanie, co się stało? - Zapytał, gdy wczołgaliśmy się na trampolinę, która stoi przed moim domem. Słońce zaczęło wschodzić kilkadziesiąt minut temu, więc teraz ma bardzo ładny, pomarańczowy kolor.

Luke najwidoczniej nie przejmował się swoimi włosami, ponieważ cały czas wyglądały, jakby właśnie wstał z łóżka. Roztrzepane na wszystkie strony, a niektóre pasemka klapnięte na czoło.

Patrzył na mnie z delikatnie uchylonymi ustami.

- Ktoś... chciał mnie zabić. - Zaczęłam.

- Co?! - Zrobił wielkie oczy.

Później wszystko mu opowiedziałam. Każdy szczegół.

- Powinienem do ciebie przyjechać, zaraz po twoim telefonie. - Powiedział, przeczesując palcami włosy, przez co trochę się ułożyły.

- Luke, nie obwiniaj się. - Poprosiłam.

- Nie obwiniam siebie, obwiniam tego dupka. - Widocznie był zdenerwowany. Jego żyła przy skroni aż pulsowała, a jego szczęka zacisnęła się, tak samo, jak jego pięści.

Postanowiłam rozluźnić sytuację i przysunęłam się do niego, po czym pokazałam mu, aby się położył, co on posłusznie zrobił. Wtedy ja ułożyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej, a on przysunął mnie jeszcze bliżej, owijają swoje ramię wokół mnie. Potem delikatnie pocałował czubek mojej głowy, sprawiając, że się uśmiechnęłam.

- Dziękuję, że przyjechałeś. - Powiedziałam, całkiem szczerze.

- Muszę iść do kościoła. - Powiedział.

Zmarszczyłam brwi.

- Po co? - Zaśmiałam się.

- Podziękować Bogu, o ile on serio istnieje, że ten idiota nie trafił i jesteś tu teraz ze mną. I że mogę trzymać cię w swoich ramionach.  

_____________________________

Ten rozdział pisał się chyba z tydzień. :') 

Jest dziwny, inny i wgl jakiś taki wyrąbany w kosmos. 

Ale pracuję też nad nowym ff, które już niedługo mam nadzieję się pojawi. 

Będzie ono o Ashtonie, co wy na to? :D 


Boy That I never ForgotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz