30. Do wesela się zagoi.

7K 511 66
                                    


Nie tak wyobrażałam sobie powrót z miesięcznej przerwy od szkoły. Nie zaplanowałam siedzenia ponad czterdziestu godzin przy uśpionym Luku. Na dodatek, dopóki chłopak się nie obudzi, wszystko może się zdarzyć. A ja nie jestem ani trochę przygotowana na żadne dodatkowe wrażenia.

Gdy opuściłam blondyna na chwilę, aby udać się po kawę, której bardzo w tym momencie potrzebowałam, zauważyłam, że do jego sali wchodzi jakaś starsza blondynka.

Gdy wróciłam już z kawą, dostrzegłam tę samą kobietę siedzącą na moim miejscu i trzymającą Luka za dłoń.

Niepewnie weszłam do środka i podeszłam od drugiej strony łóżka. Kobieta podniosła na mnie swoje zapłakane oczy i zmarszczyła brwi.

- Em... - Jęknęłam, nie wiedząc co powiedzieć.

- Jesteś może dziewczyną Luka? - Zapytała kobieta. Ma bardzo ciepły i przyjazny głos, co aż zachęca człowieka do rozmowy z nią. Zapewne, nie jestem pierwszą osobą, która tak czuje.

- To znaczy... Ja jestem... To znaczy, byłam jego dziewczyną. Na obozie. - Powiedziałam w końcu, po kilku nieudanych próbach.

Blondynka posłała mi uśmiech.

- Jestem Liz. - Przedstawiła się. - Matka tego wariata. - Uśmiechnęłam się na jej przezwisko skierowane w stronę syna.

- Ja jestem Melanie Skinner. - Wyciągnęłam dłoń w jej stronę i delikatnie ścisnęłam.

- A więc, Melanie. - Zaczęła. - Co się stało z moim synem? - Zapytała, po czym wlepiła we mnie swoje wielkie oczy, oczekując odpowiedzi.

Przysunęłam sobie krzesło, po czym zaczęłam jej wszystko opowiadać.

- No i tak właśnie wylądował w szpitalu. - Skończyłam, biorąc ostatniego łyka kawy.

Liz pokręciła głową, po czym przejechała zewnętrzną stroną palców po policzku Luka.

- Zawsze musiał wdać się w jakieś bójki. Wszędzie szukał problemów. - Zaśmiała się. - Wiedziałam, że to kiedyś się tak skończy.

Patrzyłam na nią.

- Pierwszy raz, kiedy musiałam z nim jechać do szpitala, wcale nie był mniej poważny niż ten. - Złapała jego dłoń. - Miał wtedy dwanaście lat i dopiero co znalazł sobie pierwszego przyjaciela. Caluma Hooda. Niesamowity chłopak. Całkowite przeciwieństwo mojego Luka.

- Tak, znam go. - Powiedziałam.

- No więc Luke powiedział mi, że idzie dzisiaj nocować do Caluma. Oczywiście, zgodziłam się, ponieważ wiedziałam, że matka chłopaka będzie się nimi dobrze opiekowała. - Założyła nogę na nogę. - Niestety, nie wiedziałam, że rodziców chłopaka nie będzie tej nocy w domu. Więc chłopcy, wykorzystując swobodną sytuację, udali się na miasto. Tam oczywiście szaleli i rozrabiali jak to chłopcy w ich wieku. Około drugiej w nocy dostałam telefon ze szpitala, dowiadując się, że mój syn zadarł z jakimś ulicznym gangiem i został dotkliwie pobity. Leżał wtedy w śpiączce przez zaledwie trzy lub cztery godziny, ale dla mnie ciągnęło się to tygodniami. Gdy się obudził, pierwsze, o co zapytał to, czy Calum im dokopał. A wtedy doktor odpowiedział mu, że jego " tchórzliwy przyjaciel " uciekł z piskiem, gdy tylko zaczęli się bić.

Parsknęłam śmiechem, ponieważ to tak bardzo podobne do Hooda.

- Powiem pani szczerze, że wcale mnie nie dziwi, że Luke od małego się tak zachowywał. Ma to we krwi. - Przyznałam. - Lecz tym razem to nie on zaczął.

- Stał w twojej obronie. - Puściła mi oczko.

Uśmiechnęłam się delikatnie, bardziej do siebie niż do kobiety.

- Myślę, że on cię bardzo lubi, Melanie. - Wyszeptała po kilku minutach przerwy. - Nigdy nie pobił się w sprawie dziewczyny. Gdy przyprowadził jakąś do domu, widziałam ją tylko wchodzącą a później wychodzącą z mojego domu. Zazwyczaj nie widziałam ani jednej więcej niż raz. - Powiedziała, dosyć smutno.

Wtedy przypomniałam sobie, że to nie pierwszy raz, kiedy Luke pobił się z kimś o mnie, lub w mojej sprawie.

- Luke nigdy nie mówił o swojej rodzinie. - Powiedziałam. - On praktycznie nigdy nic o sobie nie mówi.

- Och, chciałabyś się czegoś dowiedzieć? - Zaśmiała się, po czym chwilę zastanowiła. -No więc zacznijmy od tego, że Luke nie jest jedynym przystojniakiem. Mamy trzech braci Hemmingsów. Najstarszy to Ben, później Jack i na końcu ten maluch. - Wskazała wzrokiem na wciąż śpiącego Luka. Uśmiechnęłam się, ponieważ ona tak słodko mówi o swoim synu. W jej głosie nie ma ani trochę złości czy też zawiedzenia. Jest tylko i wyłącznie matczyna miłość. - Mój mąż, Andrew jest obecnie w Anglii, dlatego nie mógł tutaj teraz być. Jeśli chodzi o Luka, to on zawsze był bardzo zamknięty w sobie. Często miał takie stany zawieszenia, gdzie po prostu patrzył się w wybrany punkt i myślał. Wszyscy wiedzieli, aby mu wtedy nie przeszkadzać. W szkole był dość kiepski. Szczególnie z matematyki i geografii. Nienawidził geografii. Gdy był młodszy, miał może czternaście lub piętnaście lat, zaczął interesować się muzyką i w ciągu kilku miesięcy nauczył się grać na gitarze. Wszyscy myśleli, że pójdzie w życiu właśnie w tym kierunku, ale po jakimś czasie poznał Ashtona i Michaela. Częściej wychodził z domu i wracał późnymi wieczorami, przez co nie miał czasu na muzykę. Po jakimś czasie sprzedał gitarę i tak skończyła się jego kariera. Oczywiście, wiesz, że jesteśmy dość bogatymi ludźmi. Przez to Luke miał problemy. Głównie w szkole, naśmiewali się z niego dość często. Dlatego tak bardzo uwielbiał jeździć na te obozy. Poznawał tam nowych znajomych i zawsze, gdy wracał, był taki szczęśliwy. - Westchnęła i popatrzyła na jego zamknięte oczy. - A teraz, jest już dorosłym mężczyzną i sam decyduje o swoim życiu.

Ujęłam powoli dłoń blondyna i patrzyłam na niego.

Naśmiewali się z niego w szkole. Zapewne dlatego tak często powtarzał o byciu młodym i szalonym. Zapewne on będąc w takim wieku, nie miał zbyt wielu przygód. Za bardzo bał się, że mogą go wyśmiać.

Teraz wszystko rozumiem.

Gdy poczułam, jak palce blondyna zadrgały i delikatnie się poruszyły, wyrwałam się z przemyśleń i popatrzyłam na jego twarz.

Zaczął delikatnie ruszać ustami, a jego powieki drgały. Po chwili powoli otworzył oczy i znów zobaczyłam niesamowicie niebieski odcień jego pięknych źrenic.

Na moje usta szybko wpłynął uśmiech. Luke najpierw popatrzył na mnie, a później na swoją matkę.

Jeszcze na chwilę przymknął oczy, po czym znów je otworzył i delikatnie się uśmiechnął.

- Dokopałem temu dupkowi. - Wymamrotał.

Zaśmiałam się.

- Nic nie mów, nie powinieneś. - Powiedziałam i nachyliłam się, aby pocałować jego policzek.

Byłam tak szczęśliwa, że się obudził.

Później pojawił się lekarz i szybko go przebadał, powiadamiając nas, iż z Lukiem jest wspaniale i nie ma żadnych powikłań.

Z racji na złamane żebro będzie musiał zostać w szpitalu przez jakiś czas, ale, jak to powiedział doktor, do wesela się zagoi.

________________________________________

Dowiedziałyście się czegoś o Luku i jego rodzinie.

Zauważyłyście że bardzo odciągam koniec tego ff?

Bo nie oszukujmy się, jeszcze kilka rozdziałów i to niestety koniec...

Nawet nie chcę o tym myśleć, jeju.

btw. Za tydzień zaczynam szkołę... ponieważ iż, jeśli ktos nie wie to mieszkam w uk. Także, możecie mnie zabić ;-;


Boy That I never ForgotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz