2.

1.2K 108 81
                                    

Do miasteczka dotarli po dziewięciu godzinach, trzech partiach pokera i długiej drzemce. Podekscytowani wyskoczyli z autobusu, gdy zatrzymał się na przystanku.

Wszystko w Wodogrzmotach było takie kojące. Zapach sosen, senne miasteczko, które dopiero budziło się do życia. Stare grafiti w kształcie babeczki, lub, jak kto woli, wybuchu atomowego, na starej wieży ciśnień.

Napawając się wspomnieniami, ruszyli do Tajemniczej Chaty. Sezon dopiero się zaczął, ale tak wcześnie rano nigdy nie było klientów, więc w okolicy nie dostrzegli żadnych samochodów. Za to Tajemnicza Chata stała jak zawsze w tym samym miejscu bezpieczna i wyglądająca jakby zaraz miała się zawalić. Mabel zapiszczała i puściła się biegiem do przodu. Wbiegła na ganek i rzuciła się na starą żółtą kanapę. W powietrzu uniosła się chmura kurzu. Mabel wciągnęła ją nosem i kichnęła.

- Tęskniłam za tym. - Stwierdziła z uśmiechem. Już dawno przestała nosić aparat, więc miała uśmiech wyglądający jak z okładki czasopism. Jej włosy rozsypały się na poduszkach. Nadal wyglądała beztrosko i dziecinnie. Dipper uśmiechnął się na ten widok. Spędzali tu każde wakacje i co roku przyjeżdżali starsi, a Wodogrzmoty sprawiały wrażenie jakby utknęły w czasie.

Chłopak oglądał przez chwilę łuszczącą się farbę na drzwiach po czym uniósł pięść by zapukać.

Drzwi nagle otworzyły się, a z progu wyskoczył na niego Soos, zamykając go w żelaznym uścisku.

- Dipper! - Zawołał radośnie.

- Soos. - Chłopak uśmiechnął się, klepiąc przyjaciela po plecach. Mabel gwałtownie wstała i rzuciła się na nich.

- Soos! - Zawtórowała, przylepiając się do nich.

Kiedy Dipper zaczął się dusić, przyjaciel puścił ich i posłał im szeroki uśmiech. Miał przepaskę na oku chociaż tego nie potrzebował, garnitur wujka Stanka i jego czapkę. Charakterystyczny strój szefa Tajemniczej Chaty. O dziwo wyglądał w nim świetnie.

Zza jego pleców wyłoniła się Melody, dziewczyna, która przeniosła się tu z Portland, żeby być blisko Soosa. Z jakiegoś powodu zwlekał z zaręczynami.

Mabel zauważywszy przyjaciółkę wyszczerzyła się jeszcze bardziej, podbiegła i uściskała ją.

- Co u WAS? - Spytała konspiracyjnym tonem. Oczy świeciły jej jak lampy. Ślub tej dwójki byłby jej osobistym swatkowym sukcesem. Melody zachichotała.

- Wejdźcie. - Powiedziała odsłaniając drzwi. Dipper i Soos wnieśli walizki do środka.

Nawet wnętrze chaty wyglądało tak jak przed Dziwnogedonem. Soos zadbał o każdy szczegół. Dipper podejrzewał, że miało to dla niego szczególne znaczenie.

- Pisałeś, że stało się coś dziwnego. Przyjechaliśmy to sprawdzić. - Zaczął, spoglądając na Soosa. Mabel odwróciła się do nich uwieszona ramienia Melody.

- Dipper! Dopiero przyjechaliśmy!

- Nie, jest spoko. - Wtrącił Soos. - Lepiej nie zwlekajmy.

To musiało być coś naprawdę strasznego skoro Soos ma taką poważną minę.

- Są w pokoju babci. - Dodał, postawił walizkę Mabel w korytarzu i ruszył pierwszy.

Są? W głowie Dippera zaczęło kotłować się tysiąc pytań. Poszedł za przyjacielem. Jego babcia mieszkała w dawnym pokoju Forda. Soos otworzył drzwi i wpuścił Dippera oraz Mabel pierwszych.

Babcia Soosa siedziała w swoim fotelu przywiezionym tu ze starego domu i robiła coś na drutach. Uśmiechnęła się na widok bliźniaków.

Jednak tym co przyciągnęło ich uwagę były trzy osoby usadowione na kanapie i zajadające pizzę, postawioną na stoliku do kawy. Wszyscy byli chłopakami trochę starszymi od nich i wyglądali na rodzeństwo. Mieli kasztanowate, lekko falowane włosy, złote oczy i wszyscy wyglądali jak artyści. Ich oczy zwróciły się w stronę Dippera i Mabel. Przez chwilę cała piątka patrzyła na siebie.

- Jesteście bliźniakami Pines? - Zapytał, chyba najstarszy w okularach o mądrych oczach i lekko rozwichrzonej fryzurze. Podobnie jak bracia miał na sobie białą, starannie wyprasowaną koszulę, bordową kamizelkę ze złotymi guzikami, a w kieszeni miał zetknięty długopis. Strój trochę staromodny. Dipper i Mabel pokiwali zgodnie głowami.

- Jestem Eins. - Kontynuował. - To moi bracia: Zwei. - Wskazał dłonią na niewiele młodszego od niego przystojnego chłopaka o idealnej fryzurze i pewnym siebie, znudzonym spojrzeniu. - I Drei. - Trzeci chłopak mógłby być ich rówieśnikiem. Miał rozczochrane, trochę przydługie włosy, monokl w oku i poplamiony, za duży płaszcz. Uśmiechał się, ukazując postrzępione zęby.

- Wyglądają tak znajomo. - Szepnęła Mabel. Nie wiedzieć kiedy złapała Dippera za rękę.

- Ogromnie się cieszę, że mogłem wreszcie was poznać. - Ciągnął Eins z lekkim uśmiechem starając się, żeby ponownie nie zapadła cisza. - Minęły cztery lata...

Dipper zmarszczył brwi.

- Powiedziałeś cztery lata? - Eins wolno skinął głową. Patrzył na niego jak na dziecko, które próbuje czegoś nauczyć. - Chwila... Eins, Zwei i Drei? Przecież to po niemiecku jeden, dwa i trzy.

Mabel zdusiła jęk. Ona chyba też zrozumiała o co tu chodzi.

- Jesteście dziennikami Forda!

- I nie mamy pępków! - Drei wstał gwałtownie i uniósł koszulę po czym dźgnął się palcem w całkowicie gładki brzuch. - Bup!

Z prochu powstałeś || Gravity Falls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz