Zanim wysiedli z samochodu pod Tajemniczą Chatą Zwei ścisnął jego dłoń, przyłożył do swoich ust i pocałował, chcąc dodać Dipperowi otuchy, a uśmiechał się najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widział.
Sam chciał zrobić coś podobnego, ale był zbyt oszołomiony, żeby się poruszyć, a Zwei już wysiadł. Ruszył w ślad za nim.
W Chacie było cicho. Zamknął za sobą drzwi, a chwilę później rozległo się głośnie tupanie stóp o drewniane stopnie. Wkrótce na szczycie schodów pojawił się Eins.
- Wróciliście. - Stwierdził fakt i minął go, żeby dopaść Zwei'a, ale zatrzymał się nagle jakby nie był pewien co powinien zrobić. Wyglądał na nerwowego. Zwei uniósł jedną brew.
- Chcesz czegoś ode mnie?
- Ja tylko... - Ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i spojrzał na schody na Dippera.
- Pan Soos cię woła. Mówił o tym, że Stankowie dzwonili. Jest w pokoju Forda.
Oczy Dippera prawie wyskoczyły z orbit. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegł na piętro. Słyszał, że zarówno Eins i Zwei idą za nim, ale nie obchodziło go to teraz.
Dopadł drzwi i wszedł do środka. Zebrali się tam wszyscy. Melody z Mabel i Drei'em siedzieli na kanapie, babcia Soosa w fotelu bujanym, a Soos opierał się o oparcie kanapy. Wyglądało to jak zebranie rodzinne.
Kiedy Dipper wszedł do środka oczy zebranych spoczęły na nim.
- Czy wujkowie...
- Mają się dobrze. - Przerwał mu Soos z uśmiechem, wyrażającym ulgę.
- Ale nie są zadowoleni. - Mabel siedziała z nogami podkurczonymi pod siebie. Dipper zmarszczył brwi.
- To znaczy?
- To prawda, że uciekliście z domu? - Zapytała tym razem Melody. Wstała, podeszła do Soosa i zapolotła ramiona na piersi.
- Może...
- Daj spokój, Dipper. Podobno rodzice skontaktowali się ze Stankami. - Powiedziała jego siostra i przesunęła się na kanapie, żeby zrobić miejsce Einsowi, który wszedł do pokoju razem z Zwei'em. Ten drugi oparł się o framugę drzwi.
No tak. Najwyraźniej rodzice mają lepsze umiejętności namierzania wujostwa niż oni. Do tej pory bliźniakom udawało się sprytnie odrzucać każde połączenie ze strony rodziców.
- Mamy przechlapane, prawda?
Ku zaskoczeniu brata, Mabel się uśmiechnęła.
- Mówiłam ci, że kocham wujków?
- Co to znaczy?
- To, że Stankowie powiedzieli, że nie mają na was wpływu. - Wyjaśnił Soos. - Ale są pewni, że sami o sobie zadbacie.
Melody spojrzała na swojego chłopaka krytycznie. Dobrze, że Soos ich rozumiał.
- Będziemy mieli przez to kłopoty. - Powiedziała Melody i opuściła ramiona. Dipper się uśmiechnął.
- A co dziennikami? - Zapytał, zerkając na każdego z nich osobno.
- Właśnie... Ford mówił, że chce porozmawiać z tobą o tym osobiście. - Wyjaśnił Soos. - Jeszcze zadzwoni, ale mają jakiś problem na morzu Żółtym. Wieloryb wielkości Manhattanu, czy coś. - Wzruszył ramionami jakby to było nic.
Faktycznie wieloryb wielkości Manhattanu był niczym w porównaniu z powrotem Billa, dlatego Dipper czuł irytację na Forda, że nie powiedział wprost co zrobić, ale i na siebie, że go tu nie było.
- No dobrze. Poczekam. - Powiedział i skrzyżował ramiona na piersi.
- Dipper. - Mabel wstała z kanapy. - Myślę, że jednak powinniśmy porozmawiać z rodzicami.
Brat spojrzał na nią jak na szaloną.
- Żartujesz, prawda?
- Nie. - Pokręciła głową. - Martwią się o nas. To wobec nich nie fair.
- Nie obchodzi mnie to! - Powiedział może trochę za głośno. Poczuł na sobie palący wzrok wszystkich. Mabel wyglądała jakby właśnie wymierzył jej cios w policzek. - Przepraszam. Ja nie...
- Chodź. - Powiedziała stanowczo i chwyciła go za ramię po czym wyprowadziła z pokoju.
- Wiem, że nie dogadujesz się z rodzicami, ale nie możemy tak po prostu zniknąć.
- Jeśli zadzwonimy, każą nam wracać. Nie możemy na to pozwolić. Nie teraz. Sama widzisz co się dzieje.
Mabel zacisnęła usta w wąską kreskę.
- To nasi rodzice.
Dobrze o tym wiedział. Niestety to nie mogło przekonać go do tego pomysłu. Jego kontakty z rodzicami były w opłakanym stanie. Kochał ich, to pewne, ale dzielił ich za gruby mur, żeby mogli się dogadać.
- Nie zadzwonię do nich Mabel.
- Ja to zrobię. - Powiedziała, ale wyraźnie bardziej zirytowana. - Pożycz mi komórkę.
Dipper wręczył jej swój telefon, a ona wybrała numer taty. Tego się spodziewał. Mabel zawsze była jego ukochaną córką i to od niego należało zacząć. Po kilku sygnałach odebrał.
- Tato, tu Mabel.
Po tym Dipper usłyszał wzburzony głos ojca. Wyraźnie dało się rozpoznać słowa.
- Gdzie wy jesteście?! Za kogo nas uważacie, że możecie tak sobie uciekać?!
Dipper nie miał najmniejszej ochoty tego słuchać. Zszedł po schodach na dół do muzeum, a potem drabiną na dach. To zawsze było jedyne miejsce, gdzie mógł napawać się samotnością.
Wodogrzmoty były jego bańką. Gdy spędzał tu wakacje nie musiał przejmować się problemami w domu i w szkole. Tu mógł być sobą. Nawet teraz kiedy nad miastem ciążyła przepowiednia katastrofy, czuł się dobrze, bo miał Soosa, Melody, Mabel, teraz i dzienniki. Zwei'a. Nie mógł znieść tego, że jeden telefon może wszystko zniszczyć. Zwłaszcza teraz kiedy nie był jeszcze na to gotowy.
CZYTASZ
Z prochu powstałeś || Gravity Falls
FanficZ prochu powstałem i w proch was obrócę. Nie mam innego wyjścia. --- Od czterech lat nikt w Wodogrzmotach Małych nie wspomina o Dziwnogeddonie, demonie i naukowcu, którego rodzina ocaliła miasto. Ani o dziennikach, które zawierały największe tajemni...