Zawsze byłam znana z niewyparzonej buzi. Mówiłam co myślałam i wielu ludzi zniechęcałam do siebie przez mój cięty język i ciężki charakter. Trudno. Nie miałam zamiaru udawać sztucznie miłej, by ktoś za mną przepadał. Lecz był ktoś, ten jeden ktoś, kto kochał mnie taką, jaka byłam. To był mój tato. Człowiek ze złota i stali. Nie potrafił odmówić pomocy nawet wtedy, gdy brakowało mu sił, lecz jeśli ktoś zasłużył na ochrzan, dostawał go, a tata stawał się przy tym surowy i nie ugięty. Tym razem w jego oczach to ja zasłużyłam na opierdziel, ponieważ chciałam usiąść na miejscu za nim, a że byłam w ciąży, dbał o mnie, jak o małego brzdąca i nie pozwalał siadać za kierowcą czy z przodu, bo podczas wypadku było większe ryzyko śmierci. Gdy chłopak mnie zostawił, tak szybko, jak tylko dowiedział się o dziecku, wtedy mój staruszek postanowił częściej mieć na mnie oko. Nie chcąc się kłócić, usiadłam po drugiej stronie z tyłu, za pasażerem. Koniecznie chciał zawieść mnie do lekarza na kontrolę. Uparł się, że nie będę jeździła komunikacją miejską, bo póki on żyje, będzie mi pomagał tak długo, jak będzie w stanie. Zawsze liczyłam się z jego zdaniem, tak więc było i w tym przypadku. Chciałam w ten sposób pokazać mu, jak bardzo go szanuję i kocham. Dał mi życie, wychował na, no cóż, dość trudnego człowieka, lecz gdy było trzeba, potrafiłam okazać empatię. Był moim prywatnym stróżem. Pech chciał, że tego dnia lało jak z cebra, więc widoczność była żadna. Deszcz nie dawał wytchnienia wycieraczkom, chwilami myślałam, że przez opór wody po prostu się urwą. Nawet nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Spojrzałam przez boczną szybę i spostrzegłam skrzyżowanie, na którym nie musieliśmy się zatrzymywać dzięki zielonemu sygnalizatorowi. W tym samym momencie od strony taty jechała ciężarówka. Miała czerwone światło, lecz... nie zatrzymała się. Wpadła w poślizg, jej przyczepa wyrwała się do przodu, obracając przy tym bokiem cały tir. Tata nie mógł nic zrobić, nie zdążyłby nawet gdyby chciał, ponieważ furgon wjechał w nas z siłą pocisku kuli armatniej. Wylądowaliśmy z drugiej strony skrzyżowania. Odziwo, byłam cała prócz potłuczonej głowy, tymczasem tata się nie ruszał. W przypływie adrenaliny wydostałam się z wraku i pobiegłam ratować ojca. Wybiłam szybę jakimś prętem, odpiełam pas i wywlekłam go resztkami sił na zewnątrz. Deszcz zacinał ostro, gdy usilnie próbowałam ocucić mojego staruszka, trzymając go mocno na kolanach, które były we krwi. Byłam w ósmym miesiącu ciąży i właśnie uświadomiłam sobie, że mogę stracić dwie najważniejsze osoby mego życia. Kiedy tata się ocknął, szepnął mi do ucha, że zawsze ma rację i nigdy nie przestanie się o mnie troszczyć, nie ważne gdzie będzie. Wcisnął mi w dłoń mały krzyżyk z łańcuszkiem, po czym zamilknął. To był wisiorek mamy. Dała mu go, gdy umierała w szpitalu w jego ramionach. Miała raka. Powiedziała mu wtedy, że ma nosić go przy sobie zawsze wtedy, gdy za nią zatęskni. Szlochałam nad staruszkiem próbując go ocucić. Całowałam po czole, policzkach, szarpałam, mając nadzieję, że się obudzi. Na próżno. Tego dnia w srogim deszczu i kałuży krwi straciłam ojca i córeczkę, którym oddałam swoje serce i duszę. Teraz jestem pustym w środku "czymś" na podobieństwo człowieka, wyczekując dnia, gdy będę mogła przytulić do serca moją małą księżniczkę i podziękować tatusiowi za to, że był, chronił mnie i za pamiątkę, którą noszę teraz na szyji. W dzień pogrzebu nie mogłam się uspokoić. Tego było dla mnie za dużo, chciałam być wśród tych, którzy mnie kochali, a prócz ojca i córeczki nie miałam nikogo. Znajomi składali mi kondolencje, mówili jak im przykro. Wszystkie te słowa wydawały się takie puste, bo przecież nie mieli pojęcia, jak można czuć się po stracie dwóch najważniejszych osób w twoim życiu, w jednej chwili? Na zewnątrz było oderwanie chmury, założyłam więc kurtkę i mimo to, wyszłam ukradkiem, by nikt mnie nie zauważył. Chciałam być sama, uspokoić się w jakiś cudowny sposób. Szłam przed siebie, w strugach mroźnego deszczu, aż dotarłam do wiaduktu na uboczu miasta, który przebiegał ponad torami. Rzadko kiedy można było tutaj kogoś spotkać. Wiedziałam to, ponieważ tata mnie tutaj zabierał, gdy byłam mała. Uwielbiałam patrzeć na pędzące pociągi, dudniące pod naszymi stopami, gdy przejeżdżały pod spodem. Pusty wzrok miałam wbity w dal wypatrując choć tej jednej, majestatycznej maszyny. Chciałam znów poczuć się tą dziewczynką bez zmartwień. Przemoczona do suchej nitki zauważyłam wreszcie światła w oddali. Weszłam na barierki, by mieć lepszy widok, jednakże moje myśli zmieniły kierunek. Pomyślałam, że jeśli już tu stoję, to wejdę wyżej, na samą górę, wtedy wystarczyłby krok, by być znów z tatusiem i córeczką. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zrobiłam to, o czym pomyślałam. Pociąg był coraz bliżej, a ja wpatrywałam się w niego, jak zahipnotyzowana. Stałam na barierce czekając na idealny moment, w którym mogłabym skoczyć. Kiedy wystawiłam jedną nogę do przodu, w moją twarz buchnął powiew wiatru, tak mocny, że zepchnął mnie z spowrotem na most. Adrenalina zeszła z mojego ciała w tym samym momencie, gdy uderzyłam ciałem o zimny beton. Moje powieki zaczęły płoną, a oczy zaszły mgłą łez. Nieoczekiwanie poczułam jakby dotyk dłoni na moim ramieniu. Odwróciłam się, lecz nikogo nie dostrzegłam. Pomyślałam o tacie. Czy to on zepchnął mnie z tej balustrady? Tak, to na pewno był tato. Wciąż był przy mnie i nie pozwolił mi na coś tak głupiego. Chronił mnie tak, jak dotychczas, jednak tym razem jako anioł. Mój prywatny anioł stróż.
CZYTASZ
Zbiór one-shotów 5
RandomPiąta edycja grupowego konkursu na one-shoty. Wszystkie prace zostały napisane przez członków facebookowej grupy Wattpad Polska. Okładkę wykonała @_feather_