Babcine opowieści [JESTEM]

147 7 0
                                    


Będąc jeszcze małą dziewczynką, lokowałam się na kolanach babci, która rozsiadając się w drewnianym, bujanym fotelu, opowiadała mi historię za czasów, gdy była młoda. Zaplatałam wtedy jej siwe, długie do pasa włosy w niezgrabne warkocze i wsłuchiwałam się w jej zdania, tworzące wspaniałe opowieści, które zawsze wypowiadała ze swoim staropolskim akcentem. Czasem używała słów, których nie rozumiałam. Musiałam dopytywać się, co oznaczały, a babcia z ekscytacją tłumaczyła mi ich pojęcia.

Opowiadała głównie o dziadku, o tym, jak go poznała i jak bardzo byli szczęśliwi, jak się kochali. Tłumaczyła mi, że dawniej nie korzystano z komputerów czy telefonów, że ich nie było. Czasem czytała mi swoje listy miłosne i prośby do Boga z czasów II wojny światowej, gdy ludzie musieli chować się w kamienicach, a bardziej w tym, co po nich zostało. Gdy człowiek był dla człowieka wrogiem, nie bratem. Nieraz widziałam, z jakim przejęciem opowiadała o tym, jak ważna była dla Polaków wolność, i ile młodych ludzi poświęciło swoje życie, by wreszcie nie bać się jutra, którego może nie być.

Modlitwa była dla niej najważniejsza. Mówiła, że to dzięki niej znów mogła poczuć się szczęśliwa. Że jej prośby zostały wysłuchane. Co wieczór uczyła mnie słów Psalmu i na dobranoc szeptała:

– Chociażbyś chodziła ciemną doliną, zła się nie ulęknij, bo ja zawsze będę z tobą. Pamiętaj, jesteś dobrą, mądrą i ważną dziewczynką, i nikt nie powinien tego zmieniać.

– Tak, babciu – odpowiadałam.

Całowała mnie delikatnie w czoło i zanim wyszła z pokoju, upewniała się, czy tej nocy będę spać spokojnie.

Czasem zostawała aż do rana.

Otworzyłam oczy i, jeszcze nie do końca rozbudzona, wyciągnęłam przed siebie ręce, rozluźniając swoje trzydziestotrzyletnie mięśnie. Jeszcze kilka godzin temu przekładałam pudła pełne odzieży w magazynie, którym pracowałam, a teraz muszę znów do niego wracać.

Mój szef był wyjątkowo upierdliwym człowiekiem. Z zegarkiem w ręku sprawdzał, czy, jako jego pracownica, przyszłam punktualnie do pracy i czy przypadkiem nie wyszłam o kilka sekund za wcześnie. Uwielbiał wtrącać się do tego, co robiłam i karcić mnie za, jak to mówił, „lekceważenie i złe wykonywanie jego poleceń". Sam jednak zamykał się w swoim gabinecie, pałaszując tony pączków z lukrem, lub z polewą truskawkową, aby były mniej tuczące — tak tłumaczyły mi koleżanki z tego samego działu. Nie dziwię się więc, że teraz sam przypomina tłustego pączka z kwaśnym nadzieniem w środku. Można byłoby porównać go do biegnącego nosorożca. Wielki, silny, taranuje wszystko, co stanie mu na drodze.

Obróciłam głowę, by spojrzeć na zegarek stojący na komodzie obok łóżka. Na cyferblacie wybiła właśnie godzina siódma, więc podnosiłam się i przetarłam sklejone od snu powieki. Zerknęłam jeszcze ukrytkiem na drugą połowę łóżka, jednak była ona tak samo pusta i zimna, jak wczorajszego wieczora, gdy kładłam się spać.

Wsunąwszy nogi w kapcie, westchnęłam przeciągle i ruszyłam w stronę kuchni, by móc zaparzyć mocną kawę i przygotować śniadanie do pracy. Przechodząc przez ciasny, ciemny hol, którego starą i skrzypiącą podłogę pokrywał równie obskurny dywan, chwyciłam za szlafrok i utuliłam się nim szczelnie pod samą szyję. Będąc już w kuchni, rozejrzałam się po pomieszczeniu, zauważając, że nawet Wincenty, mój puchaty, czteronożny przyjaciel, nie tknął swojej wczorajszej kolacji. Wszystko było tak zwyczajne, że już nie zwracałam uwagi na przeciekający sufit, czy gdzieniegdzie odrywającą się podłogę. Żyjąc wiele lat w tym samym miejscu, przestałam zastanawiać się nad przeprowadzeniem remontu. Przyzwyczaiłam się do tych staroci, które dostałam w spadku po babci. Poza tym nie było mnie stać na coś nowego.

Zbiór one-shotów 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz