W zasadzie to nigdy mi do głowy nie przyszło, że będę musiała coś takiego zrobić. Dotąd obserwowałam pasy z bezpiecznego kąta. W końcu jednak musiałam postawić swoją stopę po za chodnik, tego ode mnie wymagał ten, kto pasy stworzył.
Dnia 12 Września przystanęłam przy krawężniku i patrzyłam. Nieopodal malowało się ruchliwe skrzyżowanie, obok mnie kilka osób - zarówno dziewczyn jak i chłopców - oglądało się za siebie nerwowo. Chyba żaden z nas nie był przygotowany na przejście przez pasy, które mieliśmy przed sobą. Było ich kilka, tak że każdy mógł mieć "swoje". Niby taka zwykła uliczna zebra. Biała farba na czarnym asfalcie. Nie powiedziałabym. Pasy były przeplatane również odcieniami szarości. Coś nam tu wszystkim dziwnie pachniało - końca nie było widać, jedynie początek. Nawet kolory samochodów traciły swój blask, kiedy przejeżdżały przez zebrę. Żadnych świateł, widoczność drwiąca.
Porozmawialiśmy ze sobą chwilę. Wszyscy byliśmy pewni, że nie mamy co czekać na zielonego ludzika. W tamtym momencie wszyscy mieliśmy zielono jedynie w głowie.
Każda osoba podeszła do swoich pasów. Były one położone obok siebie w równych odstępach. Stanęliśmy w wyznaczonych miejscach i wzięliśmy głęboki wdech. Jeden z chłopców odważył się jako pierwszy przekroczyć granicę chodnika. Zrobił krok, potem drugi. Do dziś nie wiem co to było, może uśmiech? W każdym razie coś w zachowaniu chłopaka podniosło nas wszystkich na duchu.
Podeszwa buta dotknęła asfaltu. Zaraz w jej ślady poszła druga. Tak naprawdę nie umiem tego opisać. Tego co dopadło moje nogi. Nie mogłam zawrócić. To było naprawdę dziwne. Szłam więc w tym samym tempie przez cały czas. Pod pachą niosłam dziecięcą ciekawość, a na ramię zarzuciłam drobny niepokój. Narastało mi w głowie tyle pytań, że trudno byłoby je wszystkie zliczyć. Zaczęłam rozglądać się dokoła w poszukiwaniu wskazówek lub odpowiedzi. To co najbardziej przykuło moją uwagę to dziewczyna po lewej stronie. Szła swoimi pasami, ale nie była sama. Przy jej boku dostrzegłam dziewczynkę, miała na oko jakieś 9 lat, może mniej. Nie widziałam jej dokładnie, ale była niziutka i nosiła sukienkę lub spódniczkę. Takie dziecko nie mogło być starsze. Zastanawiałam się skąd się wzięła i jak długo tak wędrowały we dwie. Sama im trochę pozazdrościłam, nie zaprzeczę. Poczułam się w tamtym momencie odrobinę samotna, ale szybko rozwiałam smutki. Obserwowałam samochody, liczyłam kolory na zebrze i przede wszystkim z każdym krokiem zrzucałam balast niepokoju. Świat zdawał się płynąć w rytm jazzowego kawałka. Czasem mijałam po drodze porozrzucane śmieci - puszki, kartony, kapsle. Na jeden z tych kapsli prawie nabiłam się butem, ale zręcznie sobie poradziłam. Nie odczuwałam ciężkości wędrówki. Nogi zupełnie mi się nie męczyły, a myśli były lekkie jak piórko.
Jeszcze tylko kilka tych delikatnych, białych puszków zdążyło przefrunąć przez moją głowę, kiedy krzyknęłam ze strachu. Srebrne auto przecięło ulicę. Odskoczyłam Nogi poplątały mi się i prawie upadłam. Auto nie jechało bardzo szybko, problem polegał na tym, że mnie nie widziało i prawie zostałam potrącona. Co za szczęście! W tak mglisty czas jak ten byłam w stanie to zrozumieć, sama mało widziałam. Ale kierowca nie był ostrożny - to właśnie to przyprawiło mnie o dreszcze. Złapałam się za klatkę piersiową. Niepokój powrócił. Oddychałam wolno, próbując się uspokoić. Chociaż usiadłam na ziemi cały czas miałam wrażenie, że sunę do przodu. Wszystko co tu się działo było dziwne i temu nikt nie mógł zaprzeczyć.
Zdawało mi się, że moja wędrówka trwała milion lat. Krajobraz cały czas ulegał zmianie, pasy czasem wydawały się skręcać centymetr po centymetrze. Tylko mgła pozostawała. Mgła i ogrom pytań o to co dalej. Nadal podążałam potulnie swoją ścieżką, gdy w pewnym momencie poczułam rękę spoczywającą na moim ramieniu.
CZYTASZ
Zbiór one-shotów 5
RandomPiąta edycja grupowego konkursu na one-shoty. Wszystkie prace zostały napisane przez członków facebookowej grupy Wattpad Polska. Okładkę wykonała @_feather_