Nie płacz, Charlie [ANIOŁ]

107 11 0
                                    


Charlie miał duże, szare oczy.

Niegdyś lśniły one radością w najczystszej postaci. Co dzień rano chłopiec uśmiechał się szeroko, a uśmiech ten zataczał koło wokół całej jego postaci. Charlie był szczęśliwym dzieckiem, które nie pragnęło wiele. Było tak dlatego, że posiadał już wszystko, czego tylko pragnął.

Chłopiec ten nie chciał nowych zabawek, czy gier komputerowych. Wystarczała mu jedna, mała, czworonożna istotka.

Benny nie był rasowym psem z wybiegu. Jego ogonek był wiecznie potargany, nieważne, jak bardzo mama Charliego starała się go uczesać. Miał jedno oczko ciemne, a drugie niebieskie, jednak oba patrzyły na przyjaciela z taką samą dozą miłości.

Charlie i Benny byli najlepszymi przyjaciółmi. Spędzali razem każdą wolną chwilę, którą poświęcali na wspólne swawole w pobliskim parku lub na podwórku przed domem. Jeśli byłaby konieczność, byli gotowi oddać za siebie życie. Nie przypuszczali jednak, że taka konieczność faktycznie może nadejść.

Pogoda tego dnia wcale nie była ładna. Błękitne do tej pory niebo przesłoniła kurtyna czarnych chmur, które niedługo później zaczęły płakać, jakby Bóg powiedział im, co się stanie. Mały chłopiec o czarnych włoskach i szarych oczach nie bał się deszczu. Wesoło biegł przed siebie, uciekając przed małym kundelkiem, który jeszcze niedawno łapał na język krople deszczu.

Mimo że zabawa była przednia, w końcu nadszedł jej kres. Rodzice Charliego zaczęli nawoływać go na obiad. Droga była wtedy mokra i śliska od deszczu, a on sam zaczął psuć widoczność. Pech chciał, że pewien mężczyzna jechał akurat do warsztatu samochodowego, by naprawić niedziałające światła. Ta nieszczęsna chwila przeminęła najszybciej ze wszystkich, których chłopiec kiedykolwiek zaznał, choć oglądał ją jakby w zwolnionym tempie. Pierwszym, co zauważył, był jadący prosto na niego samochód. Drugą rzeczą było głośne szczeknięcie, a trzecią obserwował, leżąc już na ziemi.

Charlie płakał mocniej od chmur, gdy Benny po raz ostatni polizał jego malutką dłoń. Zwierzak leżał tam, pośród deszczu i łez, wydając ostatnie tchnienie, ale był niesamowicie szczęśliwy, bo obronił swojego przyjaciela. Miał ochotę powiedzieć "Nie płacz, Charlie. Nie martw się o mnie".

Gdy posłał chłopcu ostatnie spojrzenie różnobarwnych oczu, pozwolił, by łzy spłynęły po jego pyszczku. Obiecał sobie wtedy, że pomimo wypadku zostanie z nim na zawsze, tak jak planowali od pierwszego wspólnego dnia.

Benny nie poszedł do nieba. Choć minęło wiele lat, on wciąż odwiedzał mały domek na obrzeżach miasta. Codziennie rano podbiegał do miski, która pomimo jego nieobecności, wciąż stała w tym samym miejscu. Zawsze koło południa tarmosił nogawki chłopca, który z roku na rok stawał się coraz większy, zadziwiając tym Benny'ego. Piesek nie rozumiał, dlaczego Charlie nie chce się z nim bawić. Myślał, że po tym, co dla niego uczynił, dziecko pokocha go jeszcze bardziej.

I pokochało, ale Benny nie wiedział o tym, dopóki nie dorosło. Gdy po raz kolejny pogonił za przyjacielem, w nadziei, że w końcu się pobawią, zrozumiał wszystko. Zrozumiał, gdy Charlie odsłonił kotary liści i pierwszy raz od lat usiadł przy białym kamieniu.

Benny byłby wzruszony, że ma tak piękny grób, gdyby nie to, że właśnie dowiedział się o własnej śmierci. Zrozumiał, dlaczego dziecko przestało go przytulać, dlaczego już nie bawią się w berka i czemu jego miska stoi pusta. Zrozumiał, dlaczego Charlie jest smutny. Benny też stał się smutny i byli smutni razem, choć wciąż osobno.

Lata mijały, a Charlie zaczął odwiedzać miejsce spoczynku przyjaciela coraz częściej. Bywało nawet, że wykończony płaczem zasypiał na płycie nagrobnej. Niedługo później piesek spotkał właścicieli. Ucieszył się, gdy przytulili go i ucałowali. Bardzo mu dziękowali, że obronił ich dziecko. Mówili, że tęsknili, ale teraz wszystko już się ułoży. Powiedzieli mu, że już niedługo znów się spotkają, ale teraz muszą się spieszyć, bo ucieknie im autobus. Powiedzieli też, że następnym nadjedzie Charlie i zabierze go ze sobą do miejsca, w którym znów będą razem.

Benny czekał. Kolejne liście spadały z drzew, dając się przykryć białemu puchowi, spod którego później wyrastało nowe życie. Charlie zaczął odwiedzać jeszcze dwa inne groby, ale zwierzak nie umiał czytać i nie wiedział, do kogo należą.

Kiedy pewnej jesieni zaczął padać deszcz, taki sam, jak ostatniego wspólnego dnia dwójki przyjaciół, siwiejący mężczyzna wyszedł ze starego, oznaczonego pięknem mijanych lat domu. Wszedł do zaniedbanego ogrodu i uśmiechnął się szczerze, pierwszy raz od lat. Benny przestraszył się, gdy zobaczył, że Charlie płacze. Nie rozumiał też, dlaczego trzyma w dłoni smycz. Czyżby postanowił znaleźć sobie innego przyjaciela?

— Długo cię nie widziałem — powiedział staruszek cichym, zachrypniętym głosem.— Chciałbym cię przeprosić. Mam nadzieję, że wciąż gdzieś tam jesteś — dodał, siadając obok płyty nagrobnej, jak to miał w zwyczaju.

Benny nie wiedział, co się dzieje. Nie miał pojęcia, dlaczego jego przyjaciel przytula się do kawałka kamienia i zaciska w dłoni smycz. Zauważył jednak, jak coś białego ulatuje pomiędzy kroplami deszczu i otula go całego. Pomimo niewiedzy, piesek się nie bał. Czuł, że ta dusza nie zrobi mu krzywdy i miał rację.

Gdy niebiesko-brązowe oczy znów spotkały się z szarymi, psiak nie posiadał się ze szczęścia. Dopiero gdy ręce chłopca zamknęły go w szczelnym uścisku, zrozumiał, że Charlie znów go widzi i nadal mocno kocha. Jego właściciele mieli rację, mówiąc, że wszystko się ułoży. Upragniony autobus wreszcie przyjechał i zabrał przyjaciół do miejsca, gdzie już na zawsze mieli być razem.

Zbiór one-shotów 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz